Na co zwracać uwagę, gdy się odwiedza chorego
PEWIEN Świadek Jehowy znalazł się w szpitalu wskutek poważnego ataku serca. Był dobrze znany we wszystkich okolicznych zborach, a ich członkowie bardzo go lubili i cenili. Dosłownie setki przyjaciół chciało go odwiedzić. Jednakże niezbędnym warunkiem jego powrotu do zdrowia był spokój i odpoczynek. Rozmawiając o tym z lekarzem, zatroskana żona zwierzyła mu się ze swego kłopotu: „Wśród Świadków Jehowy wyłania się w takiej sytuacji wyjątkowy problem, ponieważ mamy bardzo wielu serdecznych przyjaciół”. Oświadczyła przy tym: „Jesteśmy członkami wielkiej ogólnoświatowej rodziny i szczerze troszczymy się o siebie nawzajem”.
Te szczere uczucia stają się często tematem rozmów wśród personelu szpitalnego i pacjentów. Typowy jest pod tym względem przykład kobiety, która z dala od swego domu musiała się poddać operacji w szpitalu miejskim. Tamtejszy zbór Świadków Jehowy został zawiadomiony o jej przybyciu. Co prawda nie była dobrze znana w tym mieście, ale mimo to spotkała się z przejawami serdeczności, o których tak pisze: „Już z góry cieszyłam się na każdą porę odwiedzin i zastanawiałam się, kto przyjdzie tym razem; nigdy się nie zawiodłam. Zwykle przychodziło dwóch, a niekiedy nawet sześciu braci i sióstr, aby dodać mi otuchy i uprzyjemnić dzień. Inne pacjentki na sali mówiły: ‛Ależ pani jest lubiana! Tyle ludzi panią odwiedza!’” Te krótkie wizyty sprawiły, że pacjenci, którzy przedtem nie chcieli słuchać Świadków Jehowy, stali się przystępniejsi.
Czy wobec tak dodatnich rezultatów należałoby się czegoś wystrzegać przy odwiedzaniu chorych? Oczywiście, że tak. Po prostu może przychodzić zbyt wielu odwiedzających na raz lub odwiedziny mogą trwać za długo. Niektórzy wolą być sami, gdy są chorzy. Inni mogą być zmieszani i zakłopotani, jeśli ich ktoś odwiedzi akurat wtedy, gdy się źle czują albo są poddawani zabiegom leczniczym. Niekiedy chodzi o to, że odwiedzający przychodzą zbyt wcześnie, to znaczy wtedy, gdy pacjent jeszcze poważnie choruje albo zaraz po zabiegu operacyjnym.
Zazwyczaj byłoby najlepiej, żeby w pierwszych dwóch lub trzech dniach po operacji odwiedzała chorego tylko najbliższa rodzina. Już sama obecność członków rodziny może uspokajać, choćby wcale nie rozmawiano. Personel szpitala często bardzo sobie ceni pomoc rodziny przy prostych usługach pielęgnacyjnych, jak podawanie pacjentowi płynów albo nawet posiłków.
Na ogół członkowie rodziny pacjenta lub bardzo bliscy przyjaciele potrafią poinformować drugich odwiedzających, kiedy będą mile widziani. Jednakże i w tym wypadku konieczne jest właściwe rozeznanie. Ożywiona rozmowa z wylewnym gościem może pacjenta zmęczyć. Już samo uważne przysłuchiwanie się rozmówcy mogłoby we wczesnym okresie rekonwalescencji wymagać zbyt wielkiego wysiłku.
Większość szpitali wyznacza dni i godziny odwiedzania chorych oraz ogranicza ilość odwiedzających, którzy mogą przebywać w pokoju pacjenta. Chociaż takie przepisy mogą się wydawać odwiedzającym zbyt surowe, to jednak przestrzeganie ich wychodzi choremu na dobre. Dziesięciu lub dwunastu ludzi otaczających łóżko mogłoby wywołać znaczne napięcie u pacjenta, który jest jeszcze osłabiony po ciężkiej operacji lub poważnej chorobie.
Gdy pacjent nie jest w stanie usiąść w łóżku ani na krześle, siadanie przybyłych po obu stronach jego łóżka może go zmęczyć. W trakcie rozmowy z coraz to inną osobą chory musi ciągle kręcić głową na poduszce z jednej strony na drugą. Byłoby mu wygodniej, gdyby patrzył tylko w jedną stronę i nie musiał poruszać głową i oczami, jak gdyby obserwował mecz tenisowy.
Z uwagi na dobro pacjenta nie powinieneś go odwiedzać, gdy cię boli gardło, gdy jesteś przeziębiony lub zauważyłeś objawy jakiegoś innego zakażenia. Personel szpitala z przyczyn higienicznych i ze względu na wygodę pacjenta bardzo krzywo patrzy, gdy odwiedzający siadają na krawędzi łóżka. Jeżeli nie ma dosyć krzeseł, wówczas umiejętność wczuwania się w sytuację i życzliwość wobec pacjenta powinna skłonić przybyłych do rozmawiania z chorym na stojąco.
Należy się też kierować właściwym rozeznaniem co do czasu trwania wizyty. Oczywiście zależy to między innymi od stopnia zażyłości z pacjentem oraz od stanu zdrowia chorego. Dziesięć minut spokojnej, przyjemnej rozmowy może go bardzo pokrzepić. Gdyby natomiast został wciągnięty w dyskusję trwającą pół godziny lub jeszcze dłużej, mogłoby go to wyczerpać, a nawet spowodować nawrót choroby.
BUDUJĄCE ROZMOWY
Silni, zdrowi ludzie niekiedy unikają składania wizyt chorym. Mogą się czuć zakłopotani i brak im słów. Z drugiej strony odwiedzający, którzy często chorowali i przechodzili trudne operacje, mogą być skłonni do szczegółowego omawiania swoich przeżyć. Mogłoby to jednak być przygnębiające. Powinno się zatem dokładać wszelkich starań, żeby oddziaływać pokrzepiająco.
Świadkom Jehowy nie powinno brakować tematów do budującej rozmowy. Nowiny zborowe, stosowne myśli biblijne, doświadczenia zebrane przy głoszeniu „dobrej nowiny” i całe mnóstwo innych zachęcających spraw — oto, czym można się podzielić z pacjentem (Mat. 24:14). Oczywiście wiek chorego i inne okoliczności mogą decydować o tym, w jakim kierunku potoczy się rozmowa. Gdyby chory był przybity, ponieważ nic nie może zrobić i jest słaby, odwiedzający mógłby mu przypomnieć, że inni się za niego modlą, wskazać na wartość jego własnych modlitw na rzecz zboru oraz wspomnieć, że jego hart i cierpliwość w tej chorobie świadczą o sile jego wiary i nadziei. Nawet ludzie młodzi muszą czasami walczyć z chorobą i poddać się operacji. Ich powrót do zdrowia jest zazwyczaj tylko sprawą czasu. Dlatego najbardziej zachęcająca może być dla nich rozmowa o tym, co znów będą w stanie zdziałać. Oczywiście należy uwzględniać uczucia i poglądy drugich pacjentów, którzy leżą w tym samym pomieszczeniu, żeby ich nie niepokoić ani nie wprawiać w zakłopotanie tym, co się mówi.
Nie tylko chory odnosi pożytek z odwiedzin. Co prawda młodzi ludzie sprawiają swymi odwiedzinami wielką radość komuś starszemu lub choremu przyjacielowi, ale i sami dzięki temu rozwijają w sobie sympatię i współczucie dla drugich. Poza tym przykładna wytrwałość chorego może być zachętą dla odwiedzających, którzy sami jeszcze nie przeżyli czegoś podobnego. Na przykład pogodne usposobienie pewnej starszej, niewidomej niewiasty dotkniętej kalectwem na skutek artretyzmu zawsze działało pokrzepiająco na tych, którzy ją odwiedzali.
PRZEMYŚLANE PODARUNKI
Niekiedy odwiedzający postanawia przynieść jakiś drobny podarunek na znak swej miłości i troski. W wielu częściach świata chętnie widzianym darem są cięte kwiaty lub rośliny doniczkowe. Trzeba jednak pamiętać, że przy łóżku chorego często jest bardzo mało miejsca. Silny zapach niektórych kwiatów może być dla chorego przykry. Osobom cierpiącym na alergię podarowane kwiaty mogłyby jeszcze zaszkodzić. Oczywiście zawsze można zasięgnąć rady rodziny i skorzystać z udzielonych wskazówek. Książka na temat ulubionego zajęcia pacjenta, czyli jego hobby, na przykład fotografiki, rzeźbienia w drewnie lub ogrodnictwa, może być przyjęta z wielkim zadowoleniem. Ale sam podarunek nie jest rzeczą najważniejszą. Liczy się przede wszystkim fakt, że ktoś zdobył się na wysiłek, aby złożyć krótką wizytę.
ODWIEDZANIE CHOREGO W DOMU
Nie powinno się też zapominać o odwiedzaniu chorych, którzy leżą w domu. Potrzebują takiej samej zachęty, jak ci, którzy są w szpitalu. Dodatkowe zajęcia związane z chorobą w rodzinie mogą absorbować wszystkich domowników. Uważny gość zechce zatem nie tylko wesprzeć moralnie chorego, lecz także postara się pomóc całej rodzinie. Pomyśl, jak wdzięczna byłaby jakaś chora matka, gdyby ktoś choćby przez godzinę pomógł jej w wykonywaniu obowiązków domowych! Nawet drobne przejawy życzliwości okazanej w takich krytycznych dla rodziny chwilach długo się pamięta. Należałoby jednak przedtem zatelefonować. Można dzięki temu uzgodnić stosowną porę odwiedzin. Gdyby natomiast z powodu choroby zakaźnej lub jakichś innych przyczyn lepiej było nie składać wizyty osobiście, wówczas serdeczne życzenia powrotu do zdrowia przesłane pocztą albo rozmowa telefoniczna świadcząca o życzliwym zainteresowaniu może podnieść chorego na duchu.
Kto już kiedyś chorował i spotkał się z życzliwym zainteresowaniem przyjaciół i braci duchowych, ten często wypowiada się z docenianiem o swojej wielkiej rodzinie duchowej. A zatem problem licznych przyjaciół i odwiedzających może być problemem przyjemnym, jeżeli się zastosuje zdolność rozeznania. Poradzi sobie z nim każdy, kto stara się naśladować Jehowę Boga, który „jest wielce subtelny w uczuciach i miłosierny”. — Jak. 5:11, NW.