BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g82/1 ss. 11-14
  • Od wyścigu ze śmiercią do wyścigu o życie

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Od wyścigu ze śmiercią do wyścigu o życie
  • Przebudźcie się! — 1982
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • SAMOCHODY ZNACZĄ DLA MNIE WIĘCEJ NIŻ MAŁŻEŃSTWO
  • MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
  • WYŚCIG ZE ŚMIERCIĄ
  • DROGA DO ZWYCIĘSTWA
  • ŚMIERĆ, KTÓRA ZMIENIŁA MOJE ŻYCIE
  • BIORĘ UDZIAŁ W NOWYM WYŚCIGU
  • Biblia pomaga zmienić życie
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2011
  • Możesz wytrwać do końca
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
  • Biegnijmy wytrwale w wyścigu
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2011
  • Jak kupować używany samochód
    Przebudźcie się! — 1996
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1982
g82/1 ss. 11-14

Od wyścigu ze śmiercią do wyścigu o życie

ACH, co za widok! Różnokolorowe samochody lśniące w rzęsistym świetle lakierem i chromem. Silniki pracują na coraz wyższych obrotach, rozlega się krzyk 20 tysięcy entuzjastów, a w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach paliwa. Małe samochody wyścigowe pędzą na złamanie karku, często w zaledwie kilkucentymetrowych odstępach.

To moje pierwsze wspomnienia z wyścigu samochodowego. Gdy ojciec zabrał mnie na rozjarzone od świateł reflektorów tereny Sydney Showgrounds, gdzie tego wieczora odbywały się wyścigi samochodowe, byłem jeszcze małym chłopcem, ale wyniesione stamtąd wrażenia pozostały mi w pamięci przez dziesiątki lat i wywarły głęboki wpływ na moje życie. Ja również miałem kiedyś brać udział w takim wyścigu ze śmiercią, jakiemu się wtedy przyglądałem.

SAMOCHODY ZNACZĄ DLA MNIE WIĘCEJ NIŻ MAŁŻEŃSTWO

Urodziłem się w roku 1940 w średnio zamożnej rodzinie. Ojciec był szanowanym w okolicy przedsiębiorcą budowlanym. Jak większość ojców w tamtych czasach, dbał o utrzymywanie dzieci w karności i wpajanie im szacunku dla starszych. Ja natomiast, podobnie jak większość dorastających młodzieńców, uważałem, że wiem więcej niż rodzice. Wbrew ich radzie zacząłem jeszcze przed ukończeniem szesnastego roku życia chodzić na randki. W rezultacie już w wieku 18 lat musiałem się ożenić. Nam, młodym, zdawało się, że wszystko wiemy.

Ale wkrótce potem uświadomiłem sobie, że jestem zupełnie nieprzygotowany do małżeństwa i pojawiła się nuda. Obowiązki wynikające z zawarcia małżeństwa zaczęły mi ciążyć i gdy się zorientowałem, że inni żonaci mężczyźni w moim otoczeniu lekceważą swoje obowiązki, postanowiłem zrobić to samo.

Kupiłem samochód, który mi zabierał cały czas i pieniądze. Wtedy jeszcze nie piłem ani nie paliłem, a cudzołóstwo uważałem za podłość. Spędzałem całe wieczory na stacji benzynowej, gdzie mogłem rozmawiać z mechanikiem o samochodach i silnikach. Żona z początku narzekała, a gdy to nie poskutkowało, zaczęła mi robić wymówki. Ustatkowałem się trochę, zająłem się budową domu i poświęcałem więcej uwagi dzieciom, ale wkrótce znowu poczułem się znudzony.

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA

Ciągnęło mnie na stację benzynową. Tym razem, gdy tam wszedłem, zobaczyłem w środku mały samochód wyścigowy. Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Zapytałem, kiedy mógłbym popatrzeć, jak jeździ. Powiedziano mi, że w niedzielę na autostradzie Westmead pod Sydney. Poza tym byłby potrzebny jeszcze jeden mechanik.

Nagle uleciały z pamięci wszystkie obowiązki rodzinne, kłopoty i zniknęła nuda, a odżyły wspomnienia wieczorów spędzanych na Sydney Showgrounds, kiedy siedziałem na ramionach ojca. Wyścig, który się odbył tej niedzieli, całkiem mnie oczarował i zostałem stałym członkiem ekipy technicznej. Ale wkrótce przestało mi to wystarczać. Chciałem być kierowcą.

Okazja nadarzyła się kilka tygodni później, gdy zorganizowano wyścig mechaników. Zająłem trzecie miejsce, napędziłem śmiertelnego strachu właścicielowi pojazdu i tylko raz uderzyłem w bandę. Było to porywające przeżycie. Samochód miał fantastyczne przyspieszenie. Ryk silnika i świadomość grożącego niebezpieczeństwa sprawiły, że na parę godzin podskoczył mi poziom adrenaliny we krwi. Jeszcze przez kilka tygodni przeżywałem ten wyścig wciąż od nowa. Uwagi, że wyglądałem jak „pijany kot na łyżwach”, wcale mnie nie zniechęcały.

Ale przypadkowe branie udziału w wyścigach już mi nie wystarczało. Dlatego też po jakimś czasie zostałem dumnym posiadaczem własnego samochodu wyścigowego. Dokonaliśmy w nim szeregu przeróbek i wygrałem wiele wyścigów. W tym czasie zacząłem palić, a cudzołóstwo uważałem za rzecz normalną. Chociaż nadal mieszkałem razem z żoną, już od dawna przestaliśmy być małżeństwem.

WYŚCIG ZE ŚMIERCIĄ

Ponieważ chcąc zwyciężać trzeba się było ważyć na wielkie ryzyko, stale prześladowało mnie widmo nagłej śmierci. Samochody były co prawda wyposażone w pasy bezpieczeństwa i stabilizatory poprzeczne. Przed każdym wyścigiem sprawdzano kaski ochronne, jak również stan techniczny pojazdów. Już na 24 godziny przed rozpoczęciem wyścigu kierowcom nie wolno było pić alkoholu, a mimo to śmierć ciągle zbierała obfite żniwo.

Stale zadawałem sobie pytanie, co się dzieje z moimi przyjaciółmi, którzy zginęli. Czy naprawdę poszli do nieba, jak mawiano na ich pogrzebach?

W roku 1964 zaszły dwa zdarzenia, które zmieniły moje życie. Poznałem dziewczynę całkiem inną od tych, z którymi dotąd miałem do czynienia. Staliśmy się nierozłączną parą. Mniej więcej w tym samym czasie zaproponowano mi jeżdżenie zupełnie nowym samochodem, ale pod warunkiem przejścia do innego klubu. Miałem brać udział w wyścigach najlepszych samochodów i zmierzyć się z najlepszymi zawodnikami świata.

Wyścigi pochłaniały mnie teraz bez reszty. Jeździliśmy zarówno w sobotę wieczorem, jak i w niedzielę po południu, a gdy dochodziło do kraksy, musieliśmy naprawiać wóz między dwiema imprezami. Taki tryb życia wkrótce odbił się ujemnie na moim systemie nerwowym. Dużo paliłem i piłem, a przy tym prowadziłem się niemoralnie.

DROGA DO ZWYCIĘSTWA

W roku 1965 wziąłem udział w mistrzostwach juniorów, ale przegrałem je tego wieczora, gdy ściągnąłem wszystkie okulary ochronne na raz (zakładaliśmy od czterech do ośmiu par tych okularów jedne na drugie i zdejmowaliśmy je kolejno, gdy się te wierzchnie zabrudziły). Jednakże zaraz w następnym roku zwyciężyłem i zostałem zawodnikiem klasy A. Od tej pory wygrałem wiele wyścigów.

Śmierć stale zaglądała mi w oczy, ale uważałem się za dość dobrego kierowcę i byłem przekonany, że nie popełnię żadnego błędu, w wyniku którego poniósłbym poważniejszą szkodę. Wkrótce jednak doznałem silnego wstrząsu, gdy zawodnik uważany za najlepszego w Australii zginął w wypadku nie dalej niż 20 m ode mnie. Popełnił fatalny błąd, przed którym sam mnie przedtem ostrzegał.

W wyścigach samochodowych sukces ma też swoje strony ujemne, ponieważ najszybszy wóz musi w następnych zawodach startować z dalszego miejsca. Chcąc wygrać wyścig z takiego miejsca startowego, trzeba wiele ryzykować, a czasami zdarzają się straszne kraksy, w których uczestniczy do dwunastu samochodów. Prowadziłem dobrze, ale — jak mówiono — czegoś jeszcze mi brakowało. Jeżeli chciałbym być naprawdę dobrym zawodnikiem, to muszę zaniechać ostrożności i nie myśleć o tym, że narażam innych na niebezpieczeństwo. Ale na to nie mogłem się zdobyć.

W sezonie 1967/68 jeździłem nowym samochodem i miałem nadzieję, że zwyciężę w mistrzostwach Australii i w mistrzostwach świata. W wyścigu o mistrzostwo Australii rzeczywiście zajmowałem czołową pozycję, gdy nagle silnik w moim samochodzie eksplodował. Zwycięstwo było tak bliskie, a stało się tak dalekie.

Wreszcie nadszedł dzień wyścigu o tytuł mistrza świata. Zakwalifikowano mnie do startu z pierwszego rzędu. Cała sztuka polegała teraz na tym, aby przy zawrotnej szybkości utrzymać się na tym miejscu przez 35 okrążeń. Po trzykrotnym powtarzaniu startu z powodu wypadków, wyścig się rozpoczął, a ja osiągnąłem swój cel. Zwyciężyłem! Wprost nie mogłem w to uwierzyć. Zostałem mistrzem świata!

Ale jakże mało znaczące okazało się to zwycięstwo. Wkrótce przekonałem się, że tytuł mistrza świata w rzeczywistości nic nie znaczy. Przez ten tytuł straciłem tylko niejednego „przyjaciela”. Miałem wówczas 28 lat, byłem nałogowym palaczem, pijakiem, zapalonym samochodziarzem i kobieciarzem. W dodatku stale mi dokuczały wrzody żołądka i dręczyły mnie wyrzuty sumienia.

ŚMIERĆ, KTÓRA ZMIENIŁA MOJE ŻYCIE

W następnym roku zdecydowałem się sprzedać samochód wyścigowy i razem z przyjaciółką przeprowadziłem się do Queensland. Znowu zająłem się budownictwem i po raz pierwszy w życiu byłem niezależny. Również stosunki z ojcem tak się ułożyły, że staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. Zaczęliśmy współpracować i lubiliśmy przebywać w swoim towarzystwie.

Ale ten piękny okres nie trwał długo. W roku 1971 ojciec nagle zmarł na atak serca. Patrzyłem z rozpaczą na jego martwe ciało. Dopiero po wielu miesiącach pogodziłem się z faktem, że już go nie ma. Znowu zacząłem się zastanawiać: Gdzie on jest? Czy teraz na mnie patrzy? Czy cierpi męki w ognistym piekle? Jakim człowiekiem był w oczach Boga? Czy go jeszcze kiedyś zobaczę?

Wkrótce potem otrzymałem odpowiedzi na te pytania. Moja bratowa studiowała Biblię ze Świadkami Jehowy i dzieliła się wiadomościami z moim bratem, a on z kolei przekazywał je mnie. Poznanie prawdy o śmierci stało się dla mnie źródłem wielkiej radości. Jakże mnie to pocieszyło, a nawet zachwyciło, gdy sobie uświadomiłem, że ojciec i moi przyjaciele nie są dręczeni w ognistym piekle, i że któregoś dnia będę mógł ich znów zobaczyć, oczywiście jeśli się podporządkuję woli Bożej (Kazn. 9:5, 10; Ps. 146:3, 4; Jana 5:28, 29; Dzieje 24:15).

Zacząłem opowiadać przyjaciołom i koleżankom w hotelu o wszystkim, czego się nauczyłem. Patrzono na mnie, jak na dziwoląga.

BIORĘ UDZIAŁ W NOWYM WYŚCIGU

Po starannym przestudiowaniu Biblii zdecydowałem, że odtąd będę służył Jehowie Bogu i starał się zaskarbić sobie Jego uznanie, a przestanę żyć wyłącznie dla siebie. Zacząłem brać udział w wyścigu o życie. Ale żeby nie odpaść z tego wyścigu, musiałem ‛złożyć wszelki ciężar’ (Hebr. 12:1). Oznaczało to dla mnie dokonanie wielkich zmian w trybie życia. Trzeba było skończyć z nadmiernym piciem, niemoralnością i nałogiem palenia.

Następnie wyłoniła się kwestia brania udziału w świadczeniu od drzwi do drzwi. Pomyślałem sobie, że nigdy się na to nie zdobędę. Ale i w tym wypadku nie doceniłem mocy ducha świętego, aż doszło do tego, co się niegdyś przydarzyło Jeremiaszowi, to znaczy że prawda Słowa Bożego stała się we mnie niby płonący ogień. Po prostu musiałem mówić.

W roku 1973, wkrótce po ślubie z moją drugą żoną, zostaliśmy oddanymi Bogu i ochrzczonymi sługami Jehowy. Moja poprzednia żona także jest już Świadkiem Jehowy, z czego się bardzo cieszę, i razem z dziećmi czuje się bezpieczna w zborze chrześcijańskim.

I oto w grudniu 1978 roku znalazłem się na tym samym stadionie, na którym przed dziesięciu laty zostałem mistrzem świata. Trybuny znowu były pełne ludzi, ale jakże odmienna atmosfera teraz tu panowała! Tym razem brałem udział w wyścigu, w którym nie tylko jeden zawodnik, lecz wszyscy mogą zostać zwycięzcami. Razem z innymi Świadkami Jehowy uczestniczyłem w międzynarodowym kongresie, którego myślą przewodnią była „Zwycięska Wiara”.

Mam nadzieję, że jeśli się zdam na wolę Jehowy, to wygram ten wyścig o życie. (Nadesłane)

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij