BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g84/1 ss. 8-12
  • „Jeszcze tylko pięć dni życia”

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • „Jeszcze tylko pięć dni życia”
  • Przebudźcie się! — 1984
  • Podobne artykuły
  • Świadkowie Jehowy a kwestia krwi
    Świadkowie Jehowy a kwestia krwi
  • Korzystanie z życia zgodnie z wolą Bożą
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1962
  • Ani cudotwórcy, ani bogowie
    Przebudźcie się! — 1994
  • Gdy lekarze usiłują wmuszać transfuzję krwi
    Przebudźcie się! — 1970-1979
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1984
g84/1 ss. 8-12

„Jeszcze tylko pięć dni życia”

Nauka płynąca z pewnej tragedii

ZDARZYŁO się to w sobotę po południu w jednym z krajów Ameryki Środkowej. Wilson Rojas, operator ciężkiego sprzętu, wszedł właśnie ze swym pomocnikiem do ruchomego magazynu, żeby po skończonej pracy schować używane wyposażenie. Wilson był już myślami w domu z żoną Clarissą i trzyletnią córeczką Iriabeth.

Jednakże z nieznanych przyczyn w tym momencie nastąpił wybuch w reakcji łańcuchowej około 200 detonatorów, 100 lasek dynamitu, 50 litrów benzyny i trzy pojemniki z acetylenem. Podmuch wyrzucił Wilsona przez ścianę magazynu. Upadł nieprzytomny jakieś 8 metrów dalej. Jego pomocnik zginął na miejscu.

W taki to sposób dla rodziny Rojasów zaczęła się ciężka próba. Wilson i Clarissa relacjonują przebieg wydarzeń.

Clarissa: Owego popołudnia przyszła około 15,30 teściowa. Wiedziała już o wybuchu i była przygotowana na najgorsze, nie chciała mnie jednak zbytnio przerazić. Natychmiast zatelefonowałam do szpitala, gdzie mogli jedynie potwierdzić wiadomość o eksplozji.

W końcu około 16. zadzwonił ze szpitala nasz znajomy i przekazał mi szokującą wiadomość: „Wilson jest ciężko ranny. Są czynione starania, żeby uratować mu życie. Jeśli przeżyje, trzeba się liczyć z koniecznością amputacji prawej ręki i lewej nogi”.

Kiedy wreszcie dopuszczono mnie do męża, walczył ze śmiercią. W wyniku eksplozji miał powyrywane całe kawały ciała, a w dodatku był ciężko poparzony. Wdychany acetylen poparzył mu usta, gardło i płuca. W połowie ciała od strony wybuchu utkwiły setki metalowych odłamków. Twarz była nie do rozpoznania. Lekarze nie robili żadnej nadziei, że będzie żył.

Wilson: Nie mogę sobie nic przypomnieć od chwili zamknięcia drzwi magazynu aż do przebudzenia się po ośmiu dniach w szpitalu. Gdy sobie uświadomiłem, jak groźny jest mój stan, popadłem w głęboką depresję. Nie widziałem na jedno oko i nie słyszałem na jedno ucho oraz miałem niewładną jedną rękę i jedną nogę. Nie mogłem jeść i mówiłem tylko chrapliwym szeptem, i to z wielkim wysiłkiem. Utrzymywano mnie przy życiu dzięki odżywianiu dożylnemu.

Ledwie odzyskałem świadomość, zaraz podeszła do mego łóżka pielęgniarka i zwyczajnie zaczęła ustawiać urządzenie do przetaczania krwi. Oświadczyłem, że nie mogę się zgodzić na takie leczenie. Wtedy wezwała lekarza, który się mną opiekował. W pierwszej chwili próbował mnie przekonywać, mówiąc: „Transfuzja krwi to jedyna możliwość ocalenia panu życia. Ma pan bardzo mało krwi”.

Starałem się wytłumaczyć, dlaczego nie mogę się zgodzić na transfuzję krwi. Przypomniało mi się wiele wersetów biblijnych, jak na przykład Dzieje Apostolskie 15:28, 29, gdzie jest powiedziane, że chrześcijanie mają się powstrzymywać od krwi.

„Nie interesują mnie pańskie poglądy religijne ani pańskie wywody” — oświadczył lekarz. W miarę jak mówił wpadał w coraz większy gniew. „Nic mnie nie obchodzi pański fanatyzm ani pańskie głupie poglądy” — ciągnął dalej. „Proszę nic nie mówić, bo i tak pan mnie nie przekona. Mnie zależy na ratowaniu pańskiego życia. Jeżeli odmówi pan transfuzji, to przestanę pana leczyć. Nie będę się panem zajmować. Poza tym powiadomię o wszystkim dyrekcję szpitala, a wtedy żaden inny lekarz nie zaopiekuje się panem”.

Gdy się odwrócił i chciał odejść, powiedziałem z wielkim wysiłkiem, żeby mnie usłyszał: „Ależ doktorze, proszę chwileczkę zaczekać. Słyszałem o specjalnym leczeniu z zastosowaniem preparatów żelaza, które przyspieszają wytwarzanie krwi. Zalecił mi je kiedyś inny lekarz. Czy to by mi nie pomogło?”

„Tutaj robi się to, co mówią lekarze, a nie pacjent” — odparł. „W każdym razie ma pan jeszcze tylko pięć dni życia. Nic na to nie poradzę, że pan nie chce, aby pana ratować. Jeżeli woli pan umrzeć jak fanatyk, to pańska sprawa!” Odwrócił się i wyszedł.

Clarissa: Stan Wilsona był tak krytyczny, że przeniesiono go do większego i lepiej wyposażonego szpitala w stolicy. Rany oparzeniowe zaczęły się powoli goić; był przytomny i po wypadku przeżył już osiem dni. Pomyślałam więc, że może jest jakaś nadzieja. Kiedy jednak ósmego dnia weszłam na salę, odwołała mnie na stronę pielęgniarka. Trzech lekarzy i przełożona pielęgniarek chcieli ze mną rozmawiać.

„Pani Rojas, mamy problem. Pani mąż stracił dużo krwi i pilnie potrzebuje transfuzji. Ma niezwykle mało czerwonych krwinek. Niestety, nie zgadza się na przetoczenie mu krwi. Oczywiście rozumiemy, że jako człowiek umierający może nie zdawać sobie sprawy z tego, co mówi. Dlatego chcielibyśmy, żeby pani nas upoważniła do przetoczenia mu krwi”.

Przeszył mnie zimny dreszcz, ale mimo to odpowiedziałam natychmiast: „Nie mogę wyrazić zgody na leczenie, któremu się sprzeciwia mąż, bo chcę uszanować zajęte przez niego stanowisko. Nasze stanowisko nie jest oparte na ślepym fanatyzmie, tylko na Biblii”.

Wtedy lekarz, który się zajmował tym przypadkiem, uderzył pięścią w stół i zawołał: „Nie ma co dyskutować na ten temat. Niech umiera, skoro oboje tego chcecie. Nie zginął w czasie wybuchu, to umrze z upływu krwi. Pozostało mu jeszcze najwyżej pięć dni życia”. Po tych słowach wyszedł z pokoju. Drugi lekarz popatrzył na mnie i rzekł: „Nie odsyłamy męża do domu tylko dlatego, że to strzęp człowieka; przewiezienie go w takim stanie byłoby zbyt niebezpieczne”.

Wychodząc od nich, czułam się upokorzona. Najsmutniejsze dla mnie było jednak to, że nie pozwolono mi wyjaśnić, dlaczego my, Świadkowie Jehowy, tak stanowczo odmawiamy przyjmowania krwi w celach leczniczych. Poza tym nic nie wspomniano o innych metodach leczenia ani nawet nie pozwolono mi coś zaproponować. Wydawało się, że nie ma już żadnej nadziei. Pozostało jedynie czekać tych pięć dni, na śmierć Wilsona.

Gdy podpisałam formularz zwalniający szpital od wszelkiej odpowiedzialności za życie Wilsona, zaniechano wszelkiego leczenia poza zwykłą zmianą bandaży. Przeniesiono go do łóżka w najdalszym kącie sali. Kiedy się dowiedział, co się stało, przywołał mnie do siebie, żebym go mogła zrozumieć. Ledwie słyszalnym głosem powiedział: „Nie zależy mi na uratowaniu życia dla tego systemu rzeczy. Ciężko mi myśleć o pozostawieniu was samych, ciebie i Iriabeth, ale przecież mamy nadzieję na zmartwychwstanie i zobaczymy się w nowym porządku”. Oboje pomodliliśmy się po cichu.

Wilson: Prawie każdy wiedział, że to ja jestem tym pacjentem, który nie przyjął krwi i któremu dawano jeszcze tylko pięć dni życia.

Pamiętam doskonale, jak młoda pielęgniarka przez ponad godzinę usiłowała mnie przekonać, że wszystkim leży na sercu tylko moje dobro. Mówiła: „Wystarczy tylko trochę krwi, żeby pana ocalić. Jeżeli pan zechce, to przetoczę panu krew o północy, kiedy wszyscy będą spać. Nikt się nie dowie, że pan przyjął krew. Co pan na to? Czy mam to zrobić?”

„Szkoda pani czasu, bo ja nie przyjmę krwi”.

„Niech pan to jednak dobrze przemyśli, bo inaczej będzie pan musiał umrzeć. Zajrzę do pana jutro”.

Następnego dnia dwaj życzliwi lekarze niby przypadkowo znaleźli się przy moim łóżku. Po kilku zdawkowych wypowiedziach zagadnęli, jak się zapatruję na transfuzję krwi. Chociaż z wielkim trudem udało mi się przedstawić im w ogólnych zarysach Boży pogląd na krew.

„Byłoby najlepiej, żeby pan zapomniał o tych głupich przekonaniach” — odparli. „Krew da panu życie. Przecież naszą dewizą jest ‛ratować życie’ i gwarantujemy, że krew, którą pan otrzyma, wcale panu nie zaszkodzi”.

Ale jeszcze gorszy był dramatyczny apel Eduarda, pacjenta z sąsiedniego łóżka. Gdy mijał trzeci z owych pięciu dni, Eduard natarł na mnie: „Zostały panu jeszcze tylko dwa dni i widzę, że pan naprawdę umiera!”

„Bóg dał nam nadzieję zmartwychwstania, panie Eduardzie. Gdyby przyszło mi umrzeć z powodu przestrzegania zasad Bożych, będę z tego dumny”.

Chyba najcięższe były długie, bezsenne noce, wypełnione cierpieniem. Niemniej intensywny ból w pewnym sensie mi pomagał. Cierpiałem tak bardzo, że nie mogłem się skupić na ponurych myślach o śmierci ani na litowaniu się nad sobą. Pozostawiony samemu sobie i zdając sobie sprawę, że nikt nie wierzy w moje ocalenie, nauczyłem się jak nigdy przedtem polegać na Jehowie Bogu. Moje coraz dłuższe modlitwy stawały się prawdziwymi „rozmowami” z Bogiem. Czułem, jak z każdym dniem jest mi coraz bliższy. Tylko to podtrzymywało mnie pod względem uczuciowym, duchowym a nawet fizycznym.

Clarissa: Nadszedł i minął ów straszny piąty dzień, a Wilson poczuł się nieco lepiej. Ponieważ w szpitalu przestano go leczyć, zaczęłam wspólnie z rodziną robić to po swojemu. Podawaliśmy Wilsonowi pożywienie bogate w proteiny oraz środki na przyrost krwi, które niegdyś zalecił mu pewien lekarz. Jego stan zaczął się poprawiać — z początku bardzo powoli, a potem coraz prędzej. Wkrótce stało się dla wszystkich oczywiste, że Wilson będzie żył!

W tym czasie zajął się nim inny lekarz. Kazał zbadać krew. Spojrzawszy na wyniki, natychmiast polecił powtórzyć badanie. Uznał, że w laboratorium musieli się pomylić. Niemniej za drugim razem wyniki okazały się identyczne. Lekarz był zdumiony, że obraz krwi Wilsona tak się poprawił. Powiedział: „Niewątpliwie jego tryb życia — brak szkodliwych nałogów i napięć — pomaga wyjaśnić tak szybką poprawę zdrowia, ale to tylko częściowo. W gruncie rzeczy, nie potrafię tego wytłumaczyć”.

Wilson: Wszyscy byli pod wrażeniem raptownej poprawy mego zdrowia, ale nagle ten stan rzeczy się zmienił. Zacząłem odczuwać okropny ból w lewej, zranionej nodze. Po zdjęciu gipsu okazało się, że wdała się gangrena spowodowana skrzepem krwi w kolanie. Wezwano specjalistę. Po zbadaniu doszedł do wniosku, że skrzep musiał tam być już od jakiegoś czasu, niewątpliwie powstał po wypadku. Oświadczył, że każdej chwili może się oderwać, a wtedy w ciągu paru sekund nastąpiłby zgon. Ale była jeszcze szansa, że uda się go rozpuścić lekami. W przeciwnym razie zaszłaby konieczność amputowania nogi.

Leki rozpuściły skrzep i znowu ominęło mnie niebezpieczeństwo. Pewnego dnia ów specjalista podszedł do mego łóżka i usiadł. Napomknął o szybkim wyleczeniu się z oparzeń i zakażeń, a teraz o ustąpieniu skrzepu i zapytał — chyba z ciekawości — dlaczego kilka tygodni temu odmówiłem przyjęcia transfuzji. Wyjaśniłem mu to, i jeszcze dzisiaj mam żywo w pamięci jego słowa: „Skrzep się nie oderwał i nie przyprawił pana o śmierć jedynie dlatego, że miał pan mało krwi i to bardzo rzadkiej. Gdyby się pan zgodził na transfuzję, to najprawdopodobniej już by pan nie żył. Gratuluję”.

Kiedy później powiedziałem o tym żonie, rozpłakaliśmy się i wspólnie podziękowaliśmy Jehowie. Mieliśmy oczywisty dowód, że posłuszeństwo wobec Boga zawsze jest najlepsze. Mnie dosłownie ocaliło życie!

Trzy miesiące po wypadku mogłem opuścić szpital. Wprawdzie czekało mnie jeszcze wielomiesięczne leczenie ambulatoryjne, ale najgorsze minęło.

Mój powrót do zdrowia w dalszym ciągu zaprzeczał wszelkim przewidywaniom. Powiedziano mi, że już na zawsze będę przykuty do wózka inwalidzkiego. Pomyślałem sobie jednak, że muszę przynajmniej spróbować chodzić o kulach.

Clarissa: Po prostu nie rezygnował. Już nie pamiętam, ile razy musiałam mu pomagać podnieść się z podłogi. W końcu nauczył się całkiem swobodnie chodzić o kulach. Ale nie poprzestał na tym. Chciał chodzić tylko o lasce. Po szeregu dalszych upadków dopiął i tego. Pamiętam, jak pewien Świadek chciał mu podarować piękną laskę z twardego drewna, ale Wilson jej nie przyjął. Powiedział, że wkrótce nie będzie mu to potrzebne. I ku zaskoczeniu wszystkich rzeczywiście tak się stało. Od wypadku upłynęły już ponad 3 lata. Wilson potrafi znacznie więcej, niż by się ktoś spodziewał.

Wilson: Gdy już mogłem trochę chodzić, odwiedziłem znajomych w szpitalu. Większość nadal tam przebywała i bardzo się ucieszyli, że powracam do zdrowia. Na korytarzu spotkałem lekarza, który orzekł, że pozostało mi jeszcze tylko pięć dni życia. „Dzień dobry, panie doktorze” — powiedziałem.

„Czy ja pana znam?” — zapytał zdziwiony.

„Jestem tym pacjentem, któremu swego czasu zostało jeszcze tylko pięć dni życia”.

Nie potrafił ukryć zdumienia. „No, rzeczywiście wygląda pan dobrze. Hm, zdaje się, że pan dużo przybrał na wadze. No i... to naprawdę pięknie, że pan tak szybko wyzdrowiał”. Potem spiesznie się oddalił.

Poznało mnie wielu lekarzy i pielęgniarek oraz innych członków personelu. Wszyscy najwyraźniej ucieszyli się na mój widok. Jestem pewien, że nikt z nich, nawet spośród tych, którzy usiłowali mnie namówić do przyjęcia krwi, nie chciał, żebym umarł. Przecież na nich również wywierano presję.

Czytanie doniesień o ludziach, którzy nawet w obliczu śmierci nie wyrazili zgody na transfuzję krwi, to nie to samo, co przeżywanie tego osobiście. Gdy się dowiadujesz, że pozostało ci zaledwie pięć dni życia, i myślisz o czekającej w domu rodzinie, z całą wyrazistością zdajesz sobie sprawę ze skutków powziętej decyzji. Jak to dobrze, że wcześniej z Clarissą dokładnie studiowaliśmy Biblię i pogłębialiśmy wiedzę o Bogu. I jakże wdzięczni jesteśmy naszym chrześcijańskim braciom! Ich wizyty zawsze dodawały nam otuchy. Ale nade wszystko nauczyliśmy się cenić dar modlitwy. Nie przestajemy dziękować Jehowie za to, że w najtrudniejszych chwilach dodawał nam sił potrzebnych do wytrwania. (Nadesłane).

[Napis na stronie 9]

„Nie interesują mnie pańskie poglądy religijne ani pańskie wywody” — oświadczył lekarz

[Napis na stronie 9]

„Cierpiałem tak bardzo, iż nie mogłem się skupić na ponurych myślach o śmierci ani na litowaniu się nad sobą”

[Napis na stronie 10]

„Nauczyłem się jak nigdy przedtem polegać na Jehowie Bogu”

[Napis na stronie 10]

„Wkrótce stało się dla wszystkich oczywiste, że Wilson będzie żył!”

[Napis na stronie 11]

Specjalista powiedział: „Gdyby się pan zgodził na transfuzję, to najprawdopodobniej już by pan nie żył. Gratuluję”

[Napis na stronie 11]

„Jak to dobrze, że wcześniej z Clarissą dokładnie studiowaliśmy Biblię i pogłębialiśmy wiedzę o Bogu”

[Ilustracja na stronie 10]

„Ma pan jeszcze tylko pięć dni życia” powiedział lekarz

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij