BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g88/6 ss. 9-13
  • Ofiarność bywa hojnie nagradzana

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Ofiarność bywa hojnie nagradzana
  • Przebudźcie się! — 1988
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • JAK UMOCNIŁAM SIĘ W WIERZE
  • OFIARNOŚĆ INNEGO RODZAJU
  • NOWE ZADANIE
  • SMUTEK GORSZY NIŻ ŚMIERĆ
  • ŻONA NADZORCY PODRÓŻUJĄCEGO
  • MOJE ZDROWIE SIĘ POGARSZA
  • HOJNIE NAGRODZONA
  • Wdzięczna za niezawodne wsparcie od Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1993
  • Biblia pomaga zmienić życie
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2009
  • Zbliżenie się do Boga pomogło mi przetrwać
    Przebudźcie się! — 1993
  • Radości i kłopoty rodziców siedmiu synów
    Przebudźcie się! — 1999
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1988
g88/6 ss. 9-13

Ofiarność bywa hojnie nagradzana

‛Moja droga Lynette!

Chciałabym Ci jeszcze raz podziękować za to, że byłaś dla mnie taką słodką, miłą córeczką. Będzie Ci, kochane dziecko, ciężko bez mamy, ale inni Ci pomogą i Twój tatuś będzie się o Ciebie szczerze troszczył. Pomagaj siostrzyczkom — wiem, że to zrobisz — ponieważ będą Cię coraz więcej potrzebowały. Chciałabym Ci też podziękować za wszystko, co dla mnie uczyniłaś, i za to, że byłaś tak dobrą, posłuszną dziewczynką, która mi nigdy nie sprawiała kłopotu. Modlę się, żeby Jehowa zechciał pamiętać o mnie i żebyśmy się wszyscy spotkali w Nowym Świecie.

Twoja kochająca Cię mamusia’.

GDY w styczniu 1963 roku mama zmarła na raka, miałam dopiero 13 lat. Mniej więcej trzy miesiące przedtem powiedziała mnie i moim młodszym siostrom, że umrze. Nie ukrywała tego przed nami, lecz szczerze przedstawiła nam sytuację i poczyniła odpowiednie kroki, żeby nas przygotować na zmiany, które miały nastąpić w naszym życiu. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Chociaż matka była obłożnie chora, nauczyła mnie gotować i pod jej okiem przygotowywałam wszystkie posiłki. Pokazała mi też, jak się obsługuje maszynę do szycia, przystrzyga włosy, przygotowuje kanapki do szkoły i wykonuje wiele innych zadań. Mówiła, że gdy jej zabraknie, będę musiała ofiarnie pomagać młodszym siostrom.

Dobrze pamiętam, z jakim spokojem przyjmowała owe przeciwności losu. Teraz wiem, że było to możliwe dzięki silnej wierze w obietnicę zmartwychwstania. Kilka dni po śmierci mamy tatuś wręczył każdej z nas list, który napisała do nas krótko przedtem. List skierowany do mnie został w skróconej formie przytoczony powyżej. Możecie sobie wyobrazić, jak płakałam, czytając go. Mimo młodego wieku list ten bardzo wzmocnił mnie duchowo. Kilka miesięcy później oddałam się Jehowie i w sierpniu 1963 roku zgłosiłam się do chrztu.

JAK UMOCNIŁAM SIĘ W WIERZE

Rodzice zostali Świadkami Jehowy w roku 1956. Rok przedtem przeprowadzili się z małego gospodarstwa rolnego do Sydney w Australii. Niestety, sposób przedstawiania opowieści biblijnych w szkółce niedzielnej sprawił, że zostałam sceptyczką, niemal ateistką. Postacie biblijne stawiałam na równi z bohaterami opowiadań o wróżkach i innych bajek, o których wiedziałam, że są zmyślone. Z czasem zaczęłam nawet traktować Boga jako jedną z wielu postaci mitycznych. Jednakże szczerość Świadków Jehowy zrobiła na mnie wrażenie i pomyślałam sobie, że skoro oni i matka wierzą w Boga i w Biblię, to musi w tym coś być.

Gdy miałam 11 lat, studiowaliśmy w zborze książkę „Bądź wola Twoja na ziemi”, która wyjaśniała werset po wersecie biblijną Księgę Daniela. Byłam pod wrażeniem tych proroctw oraz tak szczegółowego spełnienia się ich. Na innych zebraniach zborowych omawiano zgodność Biblii z prawdziwą nauką. Stopniowo moje wątpliwości zanikały i zaczęłam głęboko wierzyć w Boga.

OFIARNOŚĆ INNEGO RODZAJU

Wypełnianie obowiązków rodzinnych oraz pomaganie dwom młodszym siostrom nie zawsze było łatwe, jak to zapowiedziała mama. Straciłam część swojej beztroskiej młodości. Stratę tę rekompensowała jednak w nadmiarze niezwykle silna więź między nami, trzema dziewczętami, i pełne zaufanie, jakim darzył mnie ojciec. Ale trzeba było jeszcze zdobyć się na ofiary innego rodzaju.

W latach szkolnych rozwinęło się we mnie zamiłowanie do sztuki dramatycznej i muzyki. Rodzina nasza była muzykalna. My, dzieci, grałyśmy na pianinie, śpiewałyśmy i tańczyłyśmy; często muzykowałyśmy do utraty sił. Od siódmego roku życia otrzymywałam główne role w przedstawieniach szkolnych. Nauczyciele zachęcali mnie, żebym poszła do szkoły artystycznej. Pamiętałam jednak o słowach pieśni, którą często śpiewaliśmy na naszych zebraniach zborowych: „Służyć w niej [Służbie Króla] darami tymi, które dał”. Choć nie było to łatwe, jednak nie uległam ich namowom.

Bardzo też lubiłam się uczyć, więc otrzymywałam dobre stopnie. Kiedy postanowiłam cały swój czas poświęcić na głoszenie, zamiast pójść na uniwersytet, wezwano mnie do doradcy zawodowego. „Jaka szkoda!” — powiedział i usiłował namówić mnie do obrania kariery medycznej. Nigdy nie żałowałam swej decyzji.

Po opuszczeniu szkoły pracowałam przez półtora roku w nowym dziale informatyki pewnego ministerstwa. Gdy wręczyłam podanie o zwolnienie, zaproponowano mi podwójne wynagrodzenie i kierownicze stanowisko. Była to ponętna propozycja, zwłaszcza dla 17-letniej dziewczyny. Nie odstąpiłam jednak od swego celu i od 1 czerwca 1966 roku rozpoczęłam służbę pełnoczasową jako pionierka stała.

NOWE ZADANIE

W kwietniu następnego roku dostałam nominację na pioniera specjalnego i bardzo się cieszyłam, że przydzielono mnie do służby w moim zborze macierzystym w Sydney. To pozwoliło mi nieco dłużej przebywać z młodszymi siostrami. Byłam za to bardzo wdzięczna i miałam nadzieję, że będę mogła pozostać z rodziną lub w pobliżu niej, dopóki siostry nie wyjdą za mąż i się nie usamodzielnią.

W roku 1969 wysłano mnie razem z Enidą Bennettą do pobliskiego zboru w Peakhurst. Przez siedem lat była ona moją partnerką w specjalnej służbie pionierskiej. Dwa lata później ojciec, chcąc służyć w charakterze starszego tam, gdzie była pilna potrzeba, przeprowadził się do Tumut, malowniczej miejscowości na południowy zachód od Sydney. Towarzystwo życzliwie wysłało tam również Enid i mnie. W tym czasie Beverley, moja najmłodsza siostra, także rozpoczęła służbę pionierską i pracowała razem z nami.

SMUTEK GORSZY NIŻ ŚMIERĆ

Mniej więcej w tym czasie doszło do najsmutniejszego zdarzenia w mym życiu. Moja siostra Margaret i jej narzeczony zostali wykluczeni ze zboru chrześcijańskiego. Był to niełatwy okres, gdyż teraz została zerwana niezwykle mocna więź, jaka się wytworzyła od śmierci naszej mamy między mną a Margaret. Wiedziałam, że Jehowa zachował w pamięci moją mamę, a to oznaczało bezpieczną przyszłość. Siostra jednak — przynajmniej przejściowo — straciła uznanie Jehowy. Usilnie błagałam Jehowę, żebym mogła się otrząsnąć z przygnębienia i dalej radośnie Mu służyć, i On wysłuchał moje modlitwy.

Nasza lojalność wobec postanowienia Jehowy została wystawiona na próbę, gdy musieliśmy zerwać wszelkie stosunki z Margaret. Dało to naszej rodzinie sposobność wykazania, że naprawdę wierzymy, iż droga Jehowy jest najlepsza. Ku naszej radości po około dwóch latach Margaret z mężem zostali przyjęci do zboru. Nie mieliśmy nawet pojęcia, jaki silny wpływ wywarła na nich nasza zdecydowana postawa. Margaret powiedziała mi później:

„Gdybyście ty, tatuś i Bev nie potraktowali tak poważnie naszego wykluczenia ze społeczności, to jestem pewna, że nie tak szybko podjęłabym starania o ponowne przyjęcie do zboru. Gdy się jest całkowicie odciętym od najbliższych i od zboru, odczuwa się przemożne pragnienie okazania skruchy. Takie odosobnienie pozwoliło mi zrozumieć, jak źle postępowałam i jak poważnym błędem było odwrócenie się od Jehowy”.

Znów mogliśmy całą rodziną służyć Jehowie. Jakże wdzięczni Mu byliśmy za nasze szczęście, którego się doznaje dzięki lojalnemu trzymaniu się zasad biblijnych!

ŻONA NADZORCY PODRÓŻUJĄCEGO

Później poznałam Alana, pioniera i starszego w zborze chrześcijańskim. Pobraliśmy się w listopadzie 1975 roku, sześć miesięcy po ślubie mojej siostry Beverley. Po dwóch latach wspólnej służby pionierskiej mąż w styczniu 1978 roku zaczął pracować w charakterze nadzorcy podróżującego. Oznaczało to, że co tydzień musieliśmy odwiedzać inny zbór i umacniać go pod względem duchowym. Teren, na który nas posłano, był bardzo zróżnicowany — z jednej strony spokojne miasta leżące w środku Queenslandu, a z drugiej tętniące życiem dzielnice metropolii Melbourne i Sydney.

Dla mnie życie na walizkach i cotygodniowa zmiana mieszkania nie były łatwe. Mawiałam sobie jednak: „Powinnam się cieszyć, że są walizki i że mamy co do nich włożyć. Wielu nie ma nawet tyle”. Wieczorami często brakowało mi towarzystwa męża, gdy musiał spełniać obowiązki w zborach. Jednakże — myślałam sobie — wiele kobiet również jest pozbawionych towarzystwa mężów, i to najczęściej nie z powodu tak wspaniałej działalności, jaką jest praca dla Pana.

Najtrudniejszym problemem, z którym musiałam się zmagać, było jednak moje słabe zdrowie. Od dzieciństwa ciągle miewałam anginy, bóle mięśni i stawów, zapalenia oskrzeli i czułam się ogólnie osłabiona. Lekarze i specjaliści od przyrodolecznictwa nie mogli ustalić przyczyny moich dolegliwości.

Z upływem lat objawy te się wzmagały. Towarzyszyły im ponadto bóle pleców i karku, uczucie zimna, straszliwe zmęczenie, wysypki skórne, obrzęki węzłów chłonnych, ciągłe nudności i nawroty zapalenia pęcherza moczowego. Myślałam sobie, że wszystkie te dolegliwości są w życiu czymś normalnym i trzeba je po prostu znosić. Dlatego się nie skarżyłam.

Tak się czułam na przykład wkrótce potem, gdy zaczęliśmy pracować w pierwszym przydzielonym nam obwodzie. Za każdym razem, gdy chodziłam pieszo dłużej niż godzinę, miewałam krwawienia, które się utrzymywały, dopóki nie usiadłam. Ponieważ nasz plan pracy przewidywał, żeby każdego rana głosić trzy godziny od domu do domu, zastanawiałam się, jak temu podołam. Modliłam się w tej sprawie do Jehowy. A jaki był skutek?

Każdego ranka — przez trzy miesiące — niektórzy ludzie zapraszali mnie do środka i kazali mi siadać. Gdy się już uporałam z tym problemem zdrowotnym, przestano mnie zapraszać do mieszkań. Ponieważ w Australii nie ma zwyczaju zapraszania do mieszkania obcych, więc jestem przekonana, że to nie był przypadek.

MOJE ZDROWIE SIĘ POGARSZA

Gdy przekroczyłam trzydziestkę i już przez kilka lat towarzyszyłam mężowi w służbie obwodowej, stan mego zdrowia jeszcze bardziej się pogorszył. Potrzeba było około dwóch tygodni, żebym doszła do siebie po kilku dniach wytężonej pracy na kongresie. Wystarczyło, żebym któregoś wieczora położyła się później, a skutki odczuwałam przez kilka następnych tygodni. Głoszenie przed południem stawało się przeszkodą nie do pokonania. O godzinie 10 każdego dnia byłam już wyczerpana. O godzinie 11 cała drżałam i byłam psychicznie załamana. Około południa odczuwałam pilną potrzebę, żeby się położyć. Potem następowało jeszcze trudne do pokonania popołudnie. Inni jakoś dawali sobie z tym radę i mieli siły jeszcze na dodatkową działalność. A dlaczego ja tak nie mogłam?

Ważyłam zaledwie 42 kilogramy. Wprawdzie nie leżałam na grypę w łóżku, ale stale miałam uczucie, że na nią choruję. Nocą budziłam się co najmniej 20 razy z powodu dolegliwości pęcherza. Jakże chciałabym przespać całą noc! Często błagałam Jehowę w modlitwie: „Proszę Cię, Jehowo, wiem, że na nic nie zasługuję, ale chciałabym być zdrowa, żebym mogła Tobie służyć. Czy zechciałbyś wskazać mi, skąd się biorą moje kłopoty? A jeśli nie, to proszę o pomoc w wytrwaniu”.

Byłam zdecydowana nie rezygnować łatwo ze służby pełnoczasowej. Dlatego kierowałam do Jehowy specjalne prośby. Najpierw prosiłam o pomoc w znalezieniu przyczepy mieszkalnej, gdyż odczuwałam pilną potrzebę posiadania prywatnego lokum. O swej prośbie nawet nie wspomniałam Alanowi, tymczasem na najbliższym zebraniu podszedł do nas pewien brat i zaproponował nam swą przyczepę mieszkalną. Potem prosiłam o zmianę terenu na chłodniejszy i wkrótce również ta modlitwa została wysłuchana, bo przeniesiono nas do Sydney.

Wprost nie do wiary, ale w ciągu dwóch miesięcy po przybyciu do Sydney otrzymałam książkę, w której dokładnie opisano występujące u mnie objawy choroby. Zdumiewające, że tę książkę napisał lekarz, który praktykował na terenie naszego obwodu. Po licznych badaniach dowiedziałam się, że mam niski poziom cukru we krwi i że jestem uczulona na wiele rzeczy, między innymi na pleśnie, drożdże, na zapachy pewnych substancji chemicznych, na sierść kotów, psów oraz szereg środków spożywczych.

Na wykrycie moich alergii pokarmowych lekarz ten potrzebował ośmiu długich miesięcy, ale w końcu wszystkie objawy chorobowe znikły. Wprost trudno mi opisać, jak to podziałało na mój stan fizyczny i ogólny pogląd na życie. Służba kaznodziejska i zebrania zborowe znów sprawiały mi prawdziwą radość. Czułam się jak nowo narodzona. Wkrótce przybrałam też na wadze, i kto przez pewien czas mnie nie widział, był zdumiony, jak się zmieniłam.

HOJNIE NAGRODZONA

Jakże szybko minęło te 25 lat od śmierci mamy! I jakże się cieszę, że 22 z nich spędziłam w służbie pełnoczasowej! Co prawda napotykałam trudności, ale bez nich chyba nigdy nie ceniłabym tak miłości Jehowy.

Gdy o tym pomyślę, wszystkie poniesione dotąd ofiary są niewielkie w porównaniu z błogosławieństwami, których już doznałam. Składają się na nie drogocenne stosunki z wieloma serdecznymi przyjaciółmi, a szczególnie z moją rodziną. Na przykład moja siostra Margaret wkrótce po rozpoczęciu przez Alana służby w charakterze nadzorcy podróżującego, w której mu towarzyszyłam, napisała do mnie:

„Chciałabym Ci gorąco podziękować za to, że jesteś taka, jaka jesteś. Chyba jeszcze nigdy Ci nie podziękowałam, wybacz. Jednak chciałabym to nadrobić i wyrazić moją głęboką wdzięczność za to, że nie szczędziłaś trudów, aby wychować Bev i mnie, i że zastępowałaś nam mamę. Rozumiem teraz, ile to wymagało wysiłku, miłości i ofiarności. Często myślałam o tych latach i modliłam się, żebyś mogła być za to hojnie wynagrodzona. Wiem, że tak się stało”.

A przecież jest jeszcze przyszła nagroda — szczególnie wspaniała nadzieja zmartwychwstania naszych ukochanych, którzy zmarli. Tak, ciągle jeszcze stają mi w oczach łzy, gdy czytam pożegnalny list mamy. Modlę się, jak ona, „żeby Jehowa zechciał pamiętać o [niej] i żebyśmy wszyscy spotkali się w Nowym Świecie”. (Opowiedziała Lynette Sigg).

[Napis na stronie 11]

Wiedziałam, że Jehowa zachował w pamięci moją mamę, a to oznaczało bezpieczną przyszłość

[Ilustracja na stronie 10]

Od lewej: Lynette, Margaret i Beverley, na trzy lata przed śmiercią mamy

[Ilustracja na stronie 12]

Lynette i jej mąż Alan usługują w Australii

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij