BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g89 8.8 ss. 14-17
  • Wspiąłem się na ogromny monolit

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Wspiąłem się na ogromny monolit
  • Przebudźcie się! — 1989
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Dlaczego robi takie wrażenie?
  • Muszę tam wejść!
  • Czy podołamy?
  • A co z zejściem?
  • Majestatyczny monolit
    Przebudźcie się! — 2007
  • Góra, która się „rusza”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1995
  • Niech Jehowa będzie twoją Skałą
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy (wydanie do studium) — 2024
  • Skała
    Wnikliwe poznawanie Pism, tom 2: Mądrość-Żywopłot
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1989
g89 8.8 ss. 14-17

Wspiąłem się na ogromny monolit

Od naszego korespondenta w Australii

WIDOK ten znacznie przewyższał wszystko, co czytałem i co oglądałem na niezliczonych fotografiach. Majestatyczny kolos stał oto w całej okazałości, skąpany w zachodzącym słońcu. Nadeszła oczekiwana chwila. Urzeczeni obserwowaliśmy, jak z wolna zmieniał barwę z lekko różowej na purpurową i w końcu na ciemnoczerwoną. Szczególnie ten kolor pragnąłem uwiecznić. Trzask! odezwał się po raz ostatni mój aparat.

Wokoło robiło zdjęcia setki innych rozgorączkowanych turystów z różnych stron świata, którzy w końcu doczekali się wieczora i mogli utrwalić tę niezrównaną scenę. Znajdowaliśmy się bowiem w geograficznym środku Australii, u stóp Ayers Rock — najsłynniejszego na świecie monolitu, jednolitego bloku skalnego. Nareszcie ujrzałem na własne oczy to imponujące dzieło Boga.

Dlaczego robi takie wrażenie?

W książce pt. Beautiful Australia In Colour (Barwy uroczej Australii) John Ross pisze, że Ayers Rock to „największa z atrakcji turystycznych w kraju, gdzie jest ich mnóstwo, siła ożywiająca prastarą, nieurodzajną krainę”.

Ogromne rozmiary Ayers Rock już same w sobie robią wrażenie, ale obserwatorzy wprost nie mogą powstrzymać okrzyków zachwytu, gdy skała ta zaczyna mienić się kolorami. Olbrzymi monolit z piaskowca wyrasta nad pustynię na wysokość 348 metrów, ma 3,6 kilometra długości i 2 kilometry szerokości. Jakby nie dość było kalejdoskopu barw wywołanego wędrówką słońca, dech w piersi zapiera też olśniewająca srebrna poświata, w jakiej góra tonie po nagłej ulewie pustynnej.

Ayers Rock leży 470 kilometrów na południowy zachód od Alice Springs, głównego miasta środkowej Australii. Nazwę swą bierze od sir Henry’ego Ayersa, jednego z gubernatorów Australii Południowej, natomiast tubylcy od stuleci zwali tę samotną skałę Uluru — dziś już nie ma pewności, co to znaczy.

Muszę tam wejść!

Chyba każdy, kto ujrzy Ayers Rock po raz pierwszy, odczuwa nieprzepartą chęć obejrzenia tej osobliwości z bliska. Niektórzy mogą sobie pozwolić na zrobienie tego z powietrza, inni zaś okrążają jej podnóże samochodem, przebywając około 10 kilometrów. Co do mnie — po prostu musiałem wejść na szczyt. Czy chciałbyś mi towarzyszyć?

Ayers Rock najbardziej przypomina kształtem zaokrąglony grzbiet śpiącego hipopotama. Wspinaczkę rozpoczynamy w odległości około dwóch trzecich od jego „ogona”. Zwróć uwagę na szereg słupków wpuszczonych w skałę i połączonych łańcuchem, którego można się uchwycić podczas podchodzenia. Jesteśmy z tego radzi, ponieważ idziemy zwyczajną wąską granią, opadającą na obie strony. Wielu nieostrożnych lub zbyt pewnych siebie turystów najwidoczniej zlekceważyło ten łańcuch, wyzywając nieszczęście. Jeszcze wyraźniej przypominamy sobie teraz tablicę, którą przewodnik pokazał nam zaraz na początku, a która upamiętniała ostatnie wypadki śmiertelne, jakim ulegli ludzie z różnych krajów. Niebezpieczeństwo kryje się w raptownych podmuchach wiatru. Potrafią one niespodziewanie zbić z nóg człowieka wdrapującego się na górę. Trzymaj się więc łańcucha — może ci ocalić życie!

Jak to zwykle bywa z niedoświadczonymi wędrowcami, ruszamy zamaszyście naprzód, lecz po mniej więcej dziesięciu minutach spuszczamy z tonu i dalej wspinamy się już wolnym, miarowym krokiem. Wkrótce nasz autobus wycieczkowy zaczyna się wydawać bardzo mały. Po dwudziestu minutach staje się oczywiste, że nasza kondycja pozostawia wiele do życzenia. Co chwilę musimy przystawać. Ale te przerwy na odpoczynek nagradzamy sobie podziwianiem zachwycających widoków, które stają się tym rozleglejsze, im wyżej wchodzimy. Na lewo wznoszą się ogromne Olgi — gromada potężnych skał zebranych razem jakby ręką olbrzyma. Największa to Mount Olga, stercząca 546 metrów ponad dnem doliny. Spoglądając w prawo, widzimy w oddali hotel i cały zespół supernowoczesnych obiektów turystycznych, postawionych za wiele milionów dolarów, oraz tętniące ruchem lotnisko, zbudowane specjalnie dla gości. Wokół jak okiem sięgnąć ciągnie się płaska, monotonna pustynia, tak charakterystyczna dla wnętrza Australii.

Przypominam sobie, że stojąc obok autobusu, widziałem w górze jak gdyby setki żwawych mrówek, wychodzących gdzieś z mrowiska na ziemi i wdrapujących się na szczyt w poszukiwaniu pożywienia. Teraz zapewne my tak wyglądamy z dołu.

Czy podołamy?

Ciągle idziemy pod górę. Dlaczego tak nas bolą mięśnie łydek? Zaraz o tym zapominamy, gdyż w zagłębieniach skalnych dostrzegamy maleńkie sadzawki. W każdej pływają nawet jakieś niewielkie skorupiaki. Ale są to jedyne ślady życia na tej zwartej, nagiej i jałowej skale.

O czym to mówi nasz przewodnik? Jesteśmy właśnie w połowie drogi. Tylko tyle? No dobrze, przynajmniej mamy za sobą najbardziej stromy odcinek i nie będzie już potrzebny łańcuch zabezpieczający. Odtąd ścieżka wznosi się łagodniej i jest oznaczona zwykłą namalowaną linią. Omijając przeszkody, posuwamy się to w górę, to w dół po falistościach terenu. Zaczynamy się zastanawiać, czy kiedykolwiek dotrzemy na szczyt.

I oto nagle jesteśmy u celu. Możemy teraz zobaczyć, jak wygląda Ayers Rock po drugiej stronie wierzchołka. Nowe widoki są dla nas sowitą nagrodą. Nieustannie zmieniające się kształty przypominają jakieś nierealne rzeźby. Na szczycie stoi kopiec z kamieni oraz drogowskaz, jest też miejsce, gdzie możemy się podpisać na dowód, że nam się udało tu wejść.

A co z zejściem?

Ale co z zejściem? Tak jak wielu innych sądziłem, że będzie to już zwykła przechadzka, że wystarczy poddać się sile ciężkości, by prawie bez trudu znaleźć się na dole. Akurat! Parę minut później czuję, iż mięśnie łydek usilnie domagają się odpoczynku. Każdy krok jest jakby coraz boleśniejszy. Wreszcie po kilku przerwach docieramy do podnóża góry.

Potem nam się wydaje, że przejście równą drogą do pobliskiego autobusu wymaga nadludzkiego wysiłku. W końcu jednak dokonujemy tego wyczynu i znów patrzymy, jak mnóstwo ludzi podobnych do mrówek snuje się w górę i w dół po tym zdumiewającym pustynnym olbrzymie.

Obcowanie z jednym z niezliczonych cudownych tworów Bożych było podniecającym i urzekającym przeżyciem. Wyczerpujące dla ciała, stanowiło podnietę dla serca i umysłu. Jeżeli chodzi o mnie, to odczułem potrzebę podziękowania Jehowie w krótkiej modlitwie, że w wieku 61 lat miałem jeszcze dość sił, by wspiąć się na najsłynniejszy monolit świata.

[Mapa na stronie 14]

[Patrz publikacja]

Australia

Alice Springs

[Ilustracja na stronie 15]

Stromy szlak na Ayers Rock

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij