BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g98 22.12 ss. 12-15
  • Byłem bohaterem wojennym, jestem żołnierzem Chrystusa

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Byłem bohaterem wojennym, jestem żołnierzem Chrystusa
  • Przebudźcie się! — 1998
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Wyzwolenie
  • Edukacja religijna i wojskowa
  • Powojenne zmiany
  • Zajęcie zdecydowanego stanowiska
  • Nareszcie zostaję żołnierzem Chrystusa!
  • Żołnierz
    Wnikliwe poznawanie Pism, tom 2: Mądrość-Żywopłot
  • Zawsze można coś uczynić dla Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1989
  • Usilnie staram się być „pracownikiem nie mającym się czego wstydzić”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
  • Znalazłem właściwą armię
    Przebudźcie się! — 1987
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1998
g98 22.12 ss. 12-15

Byłem bohaterem wojennym, jestem żołnierzem Chrystusa

OPOWIADA LOUIS LOLLIOT

Było to w czasie II wojny światowej. Należałem do żołnierzy wojsk sprzymierzonych, którzy dnia 16 sierpnia 1944 roku wylądowali na plażach południowej Francji. Po tygodniu walk na wybrzeżu śródziemnomorskim mój oddział czołgów wdarł się do portowej Marsylii i zaczął torować sobie drogę na wzgórze, na którym stała bazylika Notre-Dame-de-la-Garde. Naszym zadaniem było zdobycie niemieckich fortyfikacji.

WALKA była zaciekła. Jeden z naszych czołgów został trafiony — zginęło w nim trzech moich towarzyszy broni. Następnie mina rozerwała gąsienicę mojego czołgu i unieruchomiła go. Pomimo to jeszcze przez kilka godzin walczyliśmy o utrzymanie zdobytego terytorium.

Wykorzystałem chwilową przerwę w walce i z karabinem maszynowym w jednej ręce, a flagą francuską w drugiej ruszyłem naprzód w towarzystwie żołnierza Wolnej Francji. Wyczerpany, z twarzą poczerniałą od prochu, zatknąłem flagę francuską przy wejściu do bazyliki.

Wyzwolenie

W ciągu następnych tygodni parliśmy na północ w pościgu za wycofującymi się wojskami niemieckimi. Ze względu na snajperów i liny — zamocowane w poprzek dróg na wysokości głowy — musieliśmy się posuwać z zamkniętymi włazami czołgów.

W październiku nasz oddział dotarł do miejscowości Ramonchamp w Wogezach w północno-wschodniej Francji. Okolica robiła wrażenie wyludnionej. Kiedy rozglądałem się z wieżyczki czołgu, nagle uderzył weń pocisk wystrzelony z jakiegoś okna. Trzech członków załogi zginęło na miejscu, ja i jeszcze jeden żołnierz odnieśliśmy ciężkie rany, a czołg został unieruchomiony. Inny czołg wziął nas na hol, a ja manewrowałem uszkodzonym pojazdem, chociaż miałem w nodze 17 odłamków.

Po tych wydarzeniach pochwalono mnie w rozkazie dziennym. Kilka dni później generał de Lattre de Tassigny, dowódca 1. Armii Francuskiej, odznaczył mnie za zasługi w Marsylii. Nadmienił wtedy: „Niedługo znów się zobaczymy”.

Wkrótce zostałem mianowany osobistym attaché generała. Potem towarzyszyłem mu w Berlinie, gdzie 8 maja 1945 roku reprezentował Francję podczas podpisywania przez Niemcy aktu kapitulacji. Przez następne cztery lata byłem do jego dyspozycji, gotowy na każde zawołanie.

Jak jednak doszło do tego, że tak się zaangażowałem w ważne wydarzenia II wojny światowej?

Edukacja religijna i wojskowa

Wychowywano mnie na gorliwego katolika i już od dziecka pragnąłem służyć Bogu i ojczyźnie. Dnia 29 sierpnia 1939 roku, zaledwie kilka dni przed przystąpieniem Francji do II wojny światowej, zgłosiłem się do kawalerii zmotoryzowanej. Miałem zaledwie 18 lat. Po pięciomiesięcznym szkoleniu w École Militaire w Paryżu wysłano mnie na francuski front wschodni jako podoficera.

Okres ten nazwano dziwną wojną, ponieważ nasze działania ograniczały się do czekania na wojsko niemieckie, zajęte wówczas walką na innych frontach. W końcu Niemcy zaatakowali i w czerwcu 1940 roku dostałem się do niewoli. Po dwóch miesiącach uciekłem i przyłączyłem się do francuskich sił zbrojnych walczących w północnej Afryce.

W Tunezji podczas kampanii przeciwko wojskom niemieckim dowodzonym przez Erwina Rommla, „Lisa Pustyni”, uległem poparzeniu, które objęło ponad 70 procent powierzchni ciała, i przez dziewięć dni byłem w śpiączce. Trzy miesiące przeleżałem w szpitalu w Sidi Bu-l-Abbas w północno-zachodniej Algierii, gdzie znajdowała się kwatera główna francuskiej Legii Cudzoziemskiej. W północnej Afryce odznaczono mnie Krzyżem Wojennym (Croix de Guerre).

Katoliccy kapelani nawoływali nas do spełnienia naszego „chrześcijańskiego” obowiązku. Posłuszny ich apelom, gotów byłem za Francję oddać życie. Gdy tylko zezwalały na to okoliczności, przed walką przyjmowałem komunię. W ogniu bitwy modliłem się do Boga i Najświętszej Marii Panny.

Szanowałem żołnierzy walczących po przeciwnej stronie, z których niejeden był gorliwym katolikiem. Część nosiła pasy z napisami na klamrach Gott mit uns (Bóg z nami). Czy jest do pomyślenia, żeby Bóg wysłuchiwał modlitw żołnierzy wyznających tę samą religię, lecz walczących po różnych stronach frontu?

Powojenne zmiany

Po wojnie, 10 kwietnia 1947 roku, ożeniłem się z Reine, dziewczyną pochodzącą z rodzinnej miejscowości generała de Lattre’a de Tassigny — z Mouilleron-en-Pareds w departamencie Wandea. Generał był świadkiem na naszym ślubie. Kiedy w styczniu 1952 roku zmarł, podczas uroczystego pogrzebu niosłem sztandar.

Pod koniec roku 1952 właśnie wybierałem się w niedzielę rano z żoną i córeczką na mszę, gdy do drzwi zadzwoniło dwóch Świadków Jehowy. Zaciekawiło nas to, co usłyszeliśmy od nich o Piśmie Świętym. Chociaż oboje z żoną byliśmy bardzo religijni, prawie nic o nim nie wiedzieliśmy, gdyż duchowni odradzali nam czytanie go. Świadkiem, który zaproponował nam pomoc w studiowaniu Pisma Świętego, był Léopold Jontès, ówczesny nadzorca Biura Oddziału, koordynującego działalność Świadków Jehowy we Francji. W trakcie poznawania Biblii znalazłem nareszcie odpowiedzi na pytania, które sobie zadawałem od dziecka.

Na przykład zawsze zastanawiała mnie Modlitwa Pańska („Ojcze nasz”). Jako katolik wierzyłem, że w chwili śmierci wszyscy dobrzy ludzie idą do nieba, nie rozumiałem więc, dlaczego prosimy Boga: „Bądź wola twoja (...) na ziemi” (Mateusza 6:9, 10, Wujek; kursywa nasza). Zapytani o to księża albo odpowiadali wymijająco, albo twierdzili, że modlitwa ta spełni się wtedy, gdy wszyscy ludzie nawrócą się na katolicyzm. Ale takie wyjaśnienie mnie nie zadowalało.

Nie satysfakcjonowały mnie również odpowiedzi duchownych na pytania dotyczące Trójcy. Katolicki dogmat głosi, że „Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, a jednak nie ma trzech Bogów, lecz jeden Bóg”. Dlatego żona i ja bardzo się ucieszyliśmy z poznania zrozumiałej nauki biblijnej, że Jezus jest Synem Bożym, a nie samym Bogiem Wszechmocnym (Marka 12:30, 32; Łukasza 22:42; Jana 14:28; Dzieje 2:32; 1 Koryntian 11:3).

Oboje czuliśmy się tak, jakbyśmy nareszcie przejrzeli na oczy, jakbyśmy natrafili na bezcenną perłę, dla której zdobycia warto ponieść każdą ofiarę (Mateusza 13:46). Uświadomiliśmy sobie, że aby stać się właścicielami tego skarbu, będziemy musieli dokonać wyboru. Już wkrótce na wzór apostoła Pawła zaczęliśmy uznawać „wszystko za stratę (...) z uwagi na niezrównaną wartość poznania Chrystusa Jezusa”. Dokonaliśmy więc w naszym życiu odpowiednich zmian, by służyć Bogu (Filipian 3:8).

Zajęcie zdecydowanego stanowiska

W kwietniu 1953 roku, kiedy zaledwie od kilku miesięcy studiowaliśmy Biblię ze Świadkami Jehowy, powołano mnie do korpusu ekspedycyjnego, skierowanego na wojnę indochińską. Byłem wtedy adiutantem dowódcy straży w paryskim Senacie. Do tego czasu zrozumiałem już biblijną zasadę neutralności, więc uświadomiłem sobie, że muszę podjąć decyzję (Jana 17:16). Poinformowałem zwierzchników, iż nie chcę mieć już nic wspólnego z wojną, dlatego odmawiam wykonania rozkazu wyruszenia do Indochin (Izajasza 2:4).

Przełożeni ostrzegali: „Zdaje pan sobie sprawę, że to zepsuje panu opinię i zamknie przed panem wszystkie drzwi?” Odtąd zaczęto mnie odsuwać na boczny tor. Okazało się to jednak ochroną, gdyż nie powoływano mnie więcej na ćwiczenia wojskowe. Wielu krewnych i znajomych nie potrafiło zrozumieć, jak mogłem zrezygnować z pozycji, którą uważali za społecznie uprzywilejowaną.

Ze względu na żołnierską przeszłość władze państwowe okazywały mi szacunek i względy pomimo moich przekonań religijnych. Dostałem długi urlop zdrowotny i przez następne dwa lata byłem zupełnie wolny od wszelkich powinności służbowych. W tym czasie wraz z żoną uczęszczałem na zebrania miejscowego zboru Świadków Jehowy i zacząłem rozmawiać z drugimi o moich nowych wierzeniach.

Nareszcie zostaję żołnierzem Chrystusa!

Z początkiem 1955 roku całkowicie zwolniono mnie z wszelkich obowiązków wojskowych. Piętnaście dni później, 12 marca, na zgromadzeniu w Wersalu oboje z żoną przyjęliśmy chrzest w wodzie na znak oddania się Jehowie Bogu. Ponieważ zmieniła się moja sytuacja zawodowa, musiałem sobie poszukać innego zajęcia, by zadbać o potrzeby rodziny. Przez następne cztery lata pracowałem jako portier w Halach Centralnych (centrum handlowe) w Paryżu. Wprawdzie nie było łatwo mi się przestawić, ale Jehowa pobłogosławił moje wysiłki.

W minionych latach razem z żoną miałem sposobność pomagania wielu ludziom w poznawaniu prawdy biblijnej. Wyjaśniałem też, na czym polega chrześcijańska neutralność różnym prominentom wojskowym i cywilnym. Moja żołnierska przeszłość czasem pomagała mi przezwyciężyć rozmaite uprzedzenia żywione nieraz do Świadków Jehowy. Mogłem wtedy wyjaśniać, że zachowując chrześcijańską neutralność wobec wojen toczonych przez poszczególne narody, ściśle wzorujemy się na postawie pierwszych naśladowców Chrystusa. Profesor C. J. Cadoux napisał na ten temat w książce The Early Church and the World (Kościół pierwotny a świat): „Co najmniej do panowania Marka Aureliusza [161-180 n.e.] żaden ochrzczony chrześcijanin nie został żołnierzem”.

Jednym z najcięższych przejść była dla mnie śmierć żony w 1977 roku. Zmarła po trwającej rok chorobie, do samego końca odważnie dowodząc swej wiary. Zdołałem to przetrwać dzięki cudownej nadziei zmartwychwstania (Jana 5:28, 29). W pokonywaniu smutku pomogło mi też dołączenie do grona pionierów stałych (Świadkowie Jehowy nazywają tak pełnoczasowych ewangelizatorów). Uczyniłem to po przejściu na emeryturę w 1982 roku. Bardzo radosne zadanie powierzono mi w roku 1988: zostałem wykładowcą Kursu Służby Pionierskiej.

Od śmierci żony co jakiś czas nękają mnie nawroty depresji. Ale silni duchowo przyjaciele pomagają mi stanąć na nogi. We wszystkich takich trudnych chwilach wspiera mnie moc i życzliwość Jehowy, gdyż On troszczy się o wszystkich, którzy Mu ufają (Psalm 18:2). Przekonałem się też, że dzięki dotkliwym doświadczeniom, które przechodzimy, uczymy się prowadzić bój duchowy (1 Piotra 1:6, 7). Będąc starszym zboru, sam też pomagam osobom ogarniętym depresją (1 Tesaloniczan 5:14).

Kiedy byłem chłopcem, marzyłem o tym, by zostać żołnierzem, i w pewnym sensie jestem nim do dziś. Przeszedłem z jednej armii do drugiej i stałem się „żołnierzem Chrystusa Jezusa” (2 Tymoteusza 2:3). Pomimo trudności ze zdrowiem robię wszystko, co mogę, aby jako żołnierz Chrystusa nie ustawać w „szlachetnym boju”, który zakończy się zwycięstwem — ku chwale i czci naszego Boga, Jehowy (1 Tymoteusza 1:18).

Louis Lolliot zmarł 1 marca 1998 roku w czasie redagowania tego artykułu.

[Ilustracja na stronie 13]

Nasz ślub, na którym był generał de Lattre de Tassigny

[Ilustracja na stronie 15]

Louis Lolliot z żoną, Reine, w 1976 roku

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij