Oswobodzenie z totalistycznej inkwizycji wskutek wiary w Boga
Opowiada Erich Frost
LEŻY przede mną otwarte pewne poczytne czasopismo niemieckie. Tematem powieści ukazującej się tu w odcinkach jest życie w obozie koncentracyjnym. Z opisów, jakie dotąd czytałem, ten przedstawia najprawdziwszy obraz życia obozowego. Mimo to najgorsze nie jest w nim jeszcze opowiedziane. Tych rzeczy żadne pióro nie potrafi wyrazić na papierze.
Jeszcze nie tak dawno temu świat przerażały hordy nazistowskie kontynuujące wyprawę krzyżową ku Wschodowi aż po brzegi Wołgi i błyskawicznie posuwające się na zachód aż do wybrzeży Kanału La Manche. Od chłodnej Skandynawii do gorących piasków Afryki totalistyczni zwycięzcy defilowali w triumfie. Przez wiele lat nazizm nie doznawał żadnej porażki, z wyjątkiem jednej — na froncie domowym.
W samych Niemczech bezskutecznie próbowali naziści zlikwidować świadków Jehowy. Czas cofnął się tu o pięć wieków, by wskrzesić straszliwą inkwizycję, która do pełni rozkwitu doszła w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Dzięki wierze w naszego Boga tysiące takich jak ja przeżyło i może o tym opowiedzieć.
W biegu wydarzeń cofnę się zrazu do roku 1919, bo właśnie te wydarzenia doprowadziły w końcu do konfliktów z władzami totalistycznego państwa. W owym to roku matka moja stała się jedną ze świadków Jehowy, znanych wówczas jako „badacze Pisma świętego”. Mnie natomiast interesowała muzyka. Na szczęście gorliwe świadczenie matki doprowadziło do tego, że i ja wraz z ojcem 4 marca 1923 roku dałem się ochrzcić jako świadek w naszym rodzinnym mieście Lipsku. Porzuciłem studia muzyczne i rozpocząłem pracę zarobkową, grając w kawiarniach i innych lokalach, co pozostawiało mi dużo wolnego czasu na dzieło Pańskie. W roku 1924 zacząłem służyć Jehowie pełnoczasowo, pracując w składzie literatury Towarzystwa w Lipsku. Cztery lata później zostałem zaproszony do udziału w wyświetlaniu Foto-Dramy Stworzenia, filmu przygotowanego przez Towarzystwo. Tysiące osób wciąż jeszcze pamięta piękne sceny przedstawiające stworzenie ziemi i zamierzenie Boże względem człowieka. Wyświetlanie Foto-Dramy i odwiedzanie licznych zborów jako „pielgrzym”, czyli wykładowca biblijny, było doprawdy cudownym przywilejem.
NADCHODZĄCA BURZA
W Niemczech dzieło świadczenia rozprzestrzeniało się gwałtownie. Przez lata od 1919 do 1933 gorliwi świadkowie rozpowszechnili w tym kraju 48 000 000 książek i broszur oraz 77 000 000 egzemplarzy niemieckiego wydania czasopisma Złoty Wiek, które teraz nosi nazwę Przebudźcie się! W roku 1932 górę zaczął brać duch nazistowski. Często z okazji wyświetlania Foto-Dramy podnosiła swój szkaradny łeb akcja motłochu. Doszło do tego, że pokazy mogły się odbywać tylko pod ochroną policji. Od tamtego czasu wielu nazistów znało mnie osobiście.
W styczniu 1933 roku, kiedy gościłem właśnie u jednego ze świadków w Norymberdze, usłyszeliśmy z Berlina transmitowaną przez radio szumną zapowiedź objęcia władzy przez Hitlera. Wiedzieliśmy, co to może dla nas oznaczać. Burza rozpętała się w kwietniu, kiedy to policja zajęła dużą nową drukarnię Towarzystwa i Dom Betel w Magdeburgu oraz opieczętowała prasy drukarskie. Potem po stwierdzeniu, że nie ma dowodów na istnienie działalności wywrotowej, własność ta została 28 kwietnia zwrócona.
W czerwcu siedem tysięcy świadków zgromadziło się w Berlinie i powzięło rezolucję, stanowczo protestując przeciw despotycznej działalności rządu Hitlera. Rozpowszechniono ją w milionach egzemplarzy. Trzy dni później własność Towarzystwa w Magdeburgu została skonfiskowana, a cały personel, składający się ze 180 osób, zmuszony do opuszczenia tego terenu. Naszym wrogom religijnym sprawiło wielką radość, gdy Hitler oświadczył: „Rozwiązuję badaczy Pisma świętego w Niemczech; ich majątek przeznaczam na cele dobroczynne; całą ich literaturę postaram się skonfiskować.”
Ponieważ naruszone zostało prawo własności Towarzystwa z siedzibą w Ameryce, wszczęte zostały rokowania między Departamentem Stanu a rządem niemieckim. Własność więc znowu zwrócono, ale zakaz naszej działalności kaznodziejskiej nie został cofnięty. Zabroniono również się zgromadzać. Wartość Biblii i literatury biblijnej, którą spalono, przekroczyła 25 000 dolarów. W ciągu roku 1934 wielu świadków zostało zwolnionych z pracy za wzbranianie się od udziału w głosowaniu lub od pozdrawiania hasłem „Heil Hitler”.
Wiosną 1934 roku dostałem się na dziesięć dni do więzienia, po czym jednak zostałem zwolniony. Krótko po tym udało mi się powrócić do Czechosłowacji, gdzie już poprzednio wyświetlałem Foto-Dramę. Jakże wdzięczny jestem teraz Bogu, że w okresie, kiedy w Niemczech dzieło było zdelegalizowane, a nasze biuro zamknięte, miałem możność wyświetlić Foto-Dramę 122 razy poza granicami kraju! A jednak i w Czechosłowacji nie było to tak łatwe, jak przedtem. Często budziła mnie w nocy policja, podejrzewając, że jestem nazistą!
Tymczasem w Niemczech bracia podjęli śmiałe i stanowcze kroki. Wbrew zakazowi w dniu 7 października 1934 r. wszystkie zbory zebrały się i powzięły rezolucję protestacyjną, w której zawiadamiano rząd Hitlera, że wielbienie Jehowy Boga żadną miarą nie ustanie. Po żarliwej modlitwie zbory przekazały te protesty telegraficznie do Berlina. W tym samym czasie świadkowie Jehowy zgromadzili się w pięćdziesięciu innych krajach i przesłali stamtąd depesze z kategorycznym ostrzeżeniem dla nazistowskiej dyktatury. Pełnomocnik generała Ludendorffa wyjawił później, że ujrzawszy te śmiałe telegramy Hitler skoczył na równe nogi i wrzasnął: „Ten pomiot będzie w Niemczech wytępiony!”
CHRZEŚCIJAŃSKIE PODZIEMIE
Powróciwszy do Niemiec w maju 1935 roku, przyłączyłem się do prowadzonej tu pracy podziemnej. Już 13 czerwca zostałem w nocy zaaresztowany w hotelu i przewieziony do berlińskiej kwatery tajnej policji, gdzie spędziłem najgorsze w moim życiu pięć miesięcy. Bity do nieprzytomności i maltretowany, ciągle trzymany w izolacji, dręczony i codziennie upokarzany, poznałem wtedy, że ludzie mogą się przemienić w bestie. Agentom gestapo nie udało się niedorzecznymi pytaniami udowodnić mi, że jestem wywrotowcem. Nieoczekiwanie zostałem zwolniony, a wkrótce potem znowu zniknąłem, aby nadal służyć Jehowie w warunkach podziemnych.
Tymczasem były w toku przygotowania do kongresu w Lucernie na terenie Szwajcarii. Natomiast naziści rozpoczęli nową kampanię przeciwko nam. Większość braci zajmujących odpowiedzialne stanowiska została aresztowana. Starałem się powiązać zerwane nici i znowu wprawić odpowiednie tryby w ruch. Często jakieś tylne drzwi lub okno pozwoliło mi z trudem czmychnąć przed gestapowcami, ale moja matka i brat zostali aresztowani.
Na kongresie w Lucernie w sierpniu 1936 r. był prezes Towarzystwa, brat Rutherford, oraz 2500 nas z Niemiec. Zostałem wyznaczony do zreorganizowania poważnie zahamowanej pracy podziemnej, do czego zabrałem się natychmiast. Zaplanowaliśmy również błyskawiczne rozpowszechnienie w Niemczech rezolucji powziętej na kongresie. W sobotę, 12 grudnia 1936 r., między piątą a siódmą wieczorem zostawiono dyskretnie 300 000 egzemplarzy w domach wszystkich większych miast Niemiec. Całe roje policji i patrole SS nie schwyciły przy tym ani jednego świadka!
Rzecz oczywista, że praca podziemna odbywała się w obliczu prześladowań i z narażeniem na utratę wolności, a nawet życia. Ale bracia musieli przecież otrzymać pokarm duchowy do podtrzymania sił, jak również mieć materiał do korzystania podczas świadczenia. Stałe niebezpieczeństwo stanowiły rewizje w pociągach. Nawet kupowanie większej ilości papieru było podejrzane. Wielu tych, którzy dokonywali transportu, wpadało w ręce gestapo. Kilku braci oskarżonych o przygotowywanie Strażnicy do rozpowszechnienia zostało straconych. Mimo wszystko z miłości do Boga i bliźnich Jego świadkowie nadal opowiadali dobrą nowinę o Królestwie Bożym pod panowaniem Chrystusa. O naszej pomysłowości wspomniano nawet w reportażu opublikowanym na pierwszej stronie oficjalnego organu nazistowskich prawników:
„Zwolennicy zakazanego stowarzyszenia usiłowali zachować między sobą łączność i nawzajem umacniać się w wierze. Prócz tego próbowali skorzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby przekonać innych o słuszności swoich poglądów. Badacze Pisma św. bardzo często czy to podczas zakupów, na spacerze, czy też siedząc w parku lub stojąc na ulicy zwracają się do ludzi całkiem dla siebie obcych i najpierw wciągają ich w rozmowę o bieżących wydarzeniach, a potem stopniowo przechodzą do spraw swojej wiary i zakazanej doktryny. Uważają, że jako ‚świadkowie Jehowy’ mają obowiązek tak czynić.” Rzeczywiście, bez względu na własne ryzyko świadkowie Jehowy są zainteresowani przekazaniem swojej wiary innym, aby i tamci mogli w obecnym czasie końca doznać oswobodzenia.
POD STRAŻĄ NAZISTÓW
Zbliżała się doroczna uroczystość Pamiątki śmierci Chrystusa, która tym razem przypadała na 27 marca 1937 r. Byłem na ten dzień umówiony, aby się spotkać z dziesięcioma braćmi celem przedyskutowania działalności podziemnej. O drugiej nad ranem usłyszałem ciężkie uderzenia i kopanie w drzwi! W ciągu kilku sekund zdążyłem w materacu mego posłania ukryć roleczkę papieru z ważnymi szczegółami. Wpadło dziesięciu z tajnej policji: „No, Frost, wstawać i ubierać się. Koniec pieśni!” Modliłem się do Jehowy i zacząłem się ubierać, podczas gdy oni z pokoju robili jatkę. Tamtej małej rolki jednak nie znaleźli.
Wydarzenia nie dawały na siebie czekać. Gestapo znało nasz plan, żeby się spotkać w piątek na Pamiątce, ale nie wiedziało gdzie. Niejednokrotnie pobito mnie do nieprzytomności, potem zlewano głowę wodą i przywracano przytomność. Wkrótce nie byłem w stanie ani leżeć, ani siedzieć. Od piątku do poniedziałku mało co jadłem i piłem, ale wciąż wołałem do Jehowy, aby dla dobra braci pomógł mi milczeć. Kiedy doprowadzono mnie znowu przed szajkę gestapowców, myślałem o Danielu w lwiej jamie. W potoku wściekłych słów wyjawili mi to, o co się martwiłem: Policji nie udało się złapać braci w zastawione sieci! Trudno opisać moją radość.
W lipcu otrzymałem wiadomość o aresztowaniu mojej żony. Naszego synka oddano na wychowanie do nazistów. Podobnie wiele innych dzieci świadków odebrano rodzicom i umieszczono w rodzinach nazistowskich. Większość tej młodzieży jeszcze się przez takie wypróbowanie umocniła. Pewna trzynastoletnia dziewczynka pisała do swych rodziców: „Zawsze pamiętam o wiernych mężach, takich jak Ijob, Daniel i inni, i staram się na nich wzorować. Wolałabym raczej umrzeć niż stać się niewierną Bogu.” Mimo ogromnego nacisku dzieci te odmawiały wstąpienia do hitlerowskiej organizacji młodzieżowej. Dzięki ich chrześcijańskiemu wychowaniu nazistowscy opiekunowie niekiedy polubili je bardziej niż własne dzieci.
Z WIĘZIENIA DO SACHSENHAUSEN
Na terenie Moczarów Emslandzkich nieludzkie wymagania podczas pracy i brutalne traktowanie mogły człowieka doprowadzić po prostu do rozpaczy. W każdym razie wiara i towarzystwo lojalnych świadków pozwoliły mi przetrwać najtrudniejsze. W niedzielę zbieraliśmy się do wspólnych studiów biblijnych, przypominając sobie, co komu pozostało w pamięci ze Słowa Bożego, które poznawaliśmy w poprzednich latach. Zapraszaliśmy także współwięźniów, aby razem z nami pili „wodę życia”. Często uważnie przysłuchiwali się naszym dyskusjom.
Termin uwięzienia dobiegł końca po wybuchu drugiej wojny światowej i zostałem wtedy przewieziony z powrotem do Berlina. Dziewięćdziesiąt dziewięć dni później zamknęła się za mną brama obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Trudno sobie wyobrazić, jak okrutne przyjęcie zgotowała straż SS; nieopisana radość ogarnęła mnie jednak, gdy zostałem powitany przez 280 świadków, wypróbowanych i silnych duchowo, chociaż przeszli podobnie ciężkie doświadczenia. To właśnie o tych wiernych chrześcijanach wspomniano w jakże poczytnej książce Teoria i praktyka piekła: „Kiedy wybuchła wojna świadkom w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen zaproponowano, żeby się ochotniczo zgłosili do służby wojskowej. Po każdorazowej odmowie brano dziesięciu z nich na rozstrzelanie. Kiedy padło już czterdzieści ofiar, SS-mani zaniechali tego. (...) Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z psychologicznego punktu widzenia SS-mani nigdy nie potrafili sprostać świadkom Jehowy.” Co za radość i pociecha być jednym z nich! Pojąłem jeszcze lepiej niż dawniej, co oznacza werset biblijny: „Żelazo żelazem bywa naostrzone; tak mąż zaostrza oblicze przyjaciela swego.” — Przyp. 27:17.
Raz po raz stawiano nam propozycję, że bramy obozu będą przed nami otwarte, jeśli podpiszemy deklarację wyrzeczenia się swojej wiary. Potwierdziła to pani Genevieve de Gaulle, bratanica Charlesa de Gaulle’a z Francji, wspominając o naszych siostrach z obozu w Ravensbrück: „Mogły natychmiast pójść na wolność, gdyby się wyrzekły swej wiary. Ale przeciwnie, one nie zaniechały oporu i nawet udawało im się wprowadzić na teren obozu książki i ulotki, za które kilka spośród nich także powieszono.” Wskutek tego nieustraszonego świadczenia między innymi 300 młodych Rosjanek z tego obozu zostało świadkami Jehowy. Chociaż nie wolno było mówić do innych więźniów (którzy mogli za słuchanie dostać dwadzieścia pięć uderzeń biczem i pójść do karceru), lud Jehowy był zdecydowany zachować mocną postawę do samego końca, aby wykazać, jak Jehowa ochrania swoich. Pewien autor, który przeżył obóz w Buchenwaldzie, napisał, że świadkowie opowiadali o swej wierze „bez względu na zakazy i kary”. Troszczyli się nie tylko o siebie, ale również o innych. W obozie Neungamme pod Hamburgiem nasi bracia nawet wydawali regularnie pisemko pt. Wiadomości o Królestwie Bożym.
W oświęcimskim obozie zagłady jeden z braci posłany został do naprawy systemu centralnego ogrzewania, przy którym pracowało trzydzieści sióstr. Podczas godzinnej przerwy obiadowej przez sześć kolejnych dni mówił im o Słowie Bożym, odnawiając w nich siły, za co dziękowały Jehowie. Pewien życzliwy wartownik siadł z karabinem na kolanach i także słuchał z zainteresowaniem. Zdarzało się nieraz, że strażnicy podejmowali dyskusje z braćmi. Zawsze otrzymywali śmiałe i otwarte świadectwo, ponieważ wiedzieliśmy, że chodzi tu o ich i nasze życie wieczne. Pewna siostra wyznaczona do pomocniczej pracy w biurze SS-Obersturmfurera (co odpowiada randze majora) często słyszała od niego ostrzeżenie: „Ja was kiedyś skrócę o głowę!” Bez jego wiedzy korzystała jednak z wyposażenia biurowego do wyprodukowania literatury, która miała być niespodzianką na zorganizowanej w obozie konwencji. Wiele razy mówiła mu o zamierzeniach Jehowy i po troszeczku stawał się coraz przychylniejszy. Dzięki takiemu odważnemu głoszeniu i okazywaniu miłości bliźniego nierzadko tam w lwiej jamie rodziła się wiara. Tu i ówdzie w różnych obozach wartownicy SS odwoływali swą nazistowską przysięgę i deklarowali wiarę w Jehowę. Ci „Saulowie”, nasi prześladowcy, stawali się „Pawłami” — współwięźniami! Podobnie wielu mężczyzn i niewiast spośród więźniów politycznych stało się świadkami Jehowy. Nawet beczka z wodą służyła za basen do chrztu.
Nasza wiara w Jehowę nigdy nas nie zawiodła. Przez cały czas nazistowskiej inkwizycji sprawdzało się na naszych braciach to, co później napisał znany dziennikarz szwedzki Björn Hallström: „Byli oni traktowani gorzej od każdej innej grupy, ale wskutek swojej wiary w Boga potrafili to przeżyć lepiej niż ktokolwiek inny.”
Poza obozami gestapo zdołało zagarnąć w swe sieci tylko połowę ogólnej liczby tych, którzy w danym czasie byli świadkami. Podczas gdy około 10 000 było nas uwięzionych, drugie tyle nadal opowiadało dobrą nowinę o Królestwie Jehowy. Odbywali oni potajemne zebrania w nocy lub gdzieś w lasach. Nawet pogrzeby dawały cenną okazję do chrześcijańskich spotkań.
PISMO NA ŚCIANIE
Szesnastu z nas uznano za „prowodyrów” i za karę każdy dostał dwadzieścia pięć uderzeń szpicrutą, a następnie wtrącono go do ciemnicy. Ostatecznie zawieziono nas na skalistą wyspę Alderney między Francją a wybrzeżem Anglii, gdzie zostaliśmy przydzieleni do tak zwanej SS-owskiej kompanii budowlanej. Chociaż musieliśmy tam znieść wiele cierpień zadawanych nam przez ciemięzców, nie brakowało również okazji do ulżenia doli współwięźniów albo uchronienia ich od niebezpieczeństw. Tak się zdarzyło, że gdy armie Hitlera zostały zatrzymane pod Stalingradem, jego gwiazda zaczęła blednąć. Naziści zaczęli dostrzegać rękę piszącą na ścianie.
Pewnej czerwcowej nocy 1944 roku staliśmy w porcie pod wygwieżdżonym niebem i obserwowaliśmy inwazję Aliantów. Potem wywieziono nas stamtąd starymi stateczkami do St. Malo, następnie pociągiem — po sześćdziesiąt osób w każdym wagonie towarowym — poprzez Francję, Belgię i Holandię z powrotem do Niemiec. Odtransportowanie nas do Austrii uległo zwłoce i wtedy postanowiono zatopić w Zatoce Kilońskiej kilka statków, na których znowu byliśmy zaokrętowani, ale i ten plan spełzł na niczym. W końcu 5 maja 1945 r. uwolniły nas amerykańskie wojska pancerne.
Mniej więcej w tym samym czasie nacisk posuwających się naprzód armii sprzymierzonych spowodował, że bramy różnych obozów koncentracyjnych otworzyły się na oścież i w zbombardowany kraj wyruszyły tysiące wymizerowanych więźniów; szli oni pod strażą, przy czym SS-mani strzelali do każdego, komu zabrakło sił do dalszego marszu albo kto chciał po drodze zdobyć coś z żywności. Wielu wtedy straciło życie. Świadkowie Jehowy pomagali sobie nawzajem w marszu. Często też głosili wieśniakom, u których transport się zatrzymał, a ci wyrażali docenianie przez dzielenie się swoim pożywieniem, co było jeszcze jednym przejawem opieki Jehowy. Wkrótce charakterystyczne stały się radosne słowa pewnego świadka: „Jestem znowu wolny. Dziękuję Ojcu i naszemu Wodzowi Jezusowi Chrystusowi, że mogę wychwalć Jego imię.”
Inkwizycja się załamała.
ODBUDOWA
Duch Jehowy pobudzał nas do działania. Wielu z nas nie miało zamiaru powracać do domu, choćby taki istniał. Zainteresowaliśmy się przede wszystkim posiadłością Towarzystwa w Magdeburgu. Urządzano tam akurat hotel dla Rosjan. Wytłumaczenie radzieckim oficerom, kim są świadkowie Jehowy, okazało się przedsięwzięciem bardzo wyczerpującym nerwy. Prawdopodobnie nigdy nie dałoby się na nowo podjąć naszej pracy we wschodniej strefie, gdybyśmy dzień w dzień nie podkreślali, że główne biuro naszej organizacji w Niemczech zawsze znajdowało się w Magdeburgu i że właśnie stąd mamy zamiar kierować dziełem we wszystkich czterech strefach okupacyjnych. W końcu wyrazili zgodę i w tej części kraju praca ruszyła tak samo, jak gdzie indziej.
Wkrótce udało się w Niemczech na nowo zorganizować zbory. Początkowo głosiliśmy prawie wyłącznie z Biblią i jednym traktatem, ale nareszcie mogliśmy swobodnie spotykać się z sobą i służyć jeden drugiemu pomocą. Podczas owych zgromadzeń krótko po wojnie nasi bracia i siostry nieraz z głodu i wycieńczenia po prostu spadali z krzeseł. Od świadków Jehowy z Ameryki nadeszła wtedy pomoc w postaci paczek żywnościowych, a prócz tego spore przesyłki odzieży od naszych braci z Ameryki i Szwajcarii. Było to ogromną pomocą i spotkało się z wielkim docenianiem.
Z zapałem 9000 z nas zjechało się w roku 1946 na kongres do Norymbergi. W Magdeburgu również odbyło się zgromadzenie przy 6000 obecnych. Trudno sobie wyobrazić wyraz twarzy i gesty Rosjan, gdy usłyszeli nasz śpiew i zobaczyli setki ludzi wyruszających do miejsca chrztu. Wszelkie zbieranie się na ulicach było oczywiście surowo zakazane, ale po wyjaśnieniu, czym jest chrzest, nie stawiali dalszych przeszkód. Owa wolność we wschodniej części Niemiec nie trwała jednak długo.
W 1947 roku przybył do Niemiec prezes Towarzystwa, brat Knorr. Doszło do zatwierdzenia budowy i wydzierżawienia parceli w Wiesbaden, na której teraz stoi nasz powiększony Dom Betel. Tu w Niemczech Zachodnich przeżywaliśmy wiele radości widząc, jak liczba paru tysięcy świadków z końca wojny wzrosła do grubo ponad 70 000 gorliwych głosicieli wesołej nowiny o nowym porządku Jehowy. Moje serce przepełnione jest szczęściem i wdzięcznością wobec Jehowy, który tego wszystkiego dokonał. Bardzo sobie też cenię szczęśliwe tygodnie spędzone w latach 1950, 1953 i 1958 na wielkich międzynarodowych kongresach w Nowym Jorku. Jehowa zgotował dodatkowe zgromadzenia również dla nas tu w Niemczech, jak na przykład w roku 1955, kiedy to w Norymberdze i Berlinie zebrało się 125 000 osób. Jakże wiele mogą zdziałać i ujrzeć słudzy Boży w ciągu niewielu lat!
OSWOBODZENIE PEWNE
Kiedy ateiści byli naszymi współwięźniami w nazistowskich obozach koncentracyjnych, często grozili: „Jeżeli kiedyś zdobędziemy władzę, powywieszamy was, sforę komediantów.” W roku 1950 tam, gdzie mogli dosięgnąć, po obłożeniu świadków Jehowy zakazem rzeczywiście odżyła totalistyczna inkwizycja. Biuro w Magdeburgu zostało ponownie skonfiskowane. I jeszcze raz nasi bracia podjęli rzucone im wyzwanie, pełni wiary w wyzwalającą moc Jehowy.
Czy możesz zrozumieć, dlaczego myśli moje biegną czysto poza linię rozgraniczającą mój kraj i krążą wokół tych świadków, którzy długie lata przecierpieli w obozach nazistowskich, a teraz dalej cierpią po więzieniach? W chwili, kiedy to piszę, jest tam pozbawionych wolności 407 wiernych świadków. Myślę o siedemdziesięcioletnich starcach, takich jak brat X czy brat Y, i o innych niewiele tylko młodszych, jak brat Z, brat A i brat B, z których każdy ze względu na swą wierność wobec Jehowy spędził w sumie już po dwadzieścia lat w rękach okrutnych wrogów Boga.
Doniesienia przenikające do nas świadczą o ufności i odwadze. Nasi bracia pozostają niezłomni, mając zawsze przed oczyma nadzieję Królestwa i stawiając ją przed oczy bliźnim, w ten sposób dzień w dzień okazują, że Jehowa za pośrednictwem Króla Chrystusa panuje pośród swych nieprzyjaciół. Totalistyczna inkwizycja może więzić i nękać lud Jehowy, jeśli On na to zezwala dla świadectwa; ale nic nie może uwięzić ducha Jehowy!
Niechże chrześcijanie żyjący w warunkach totalistycznej inkwizycji oraz ich gnębiciele zapamiętają sobie na zawsze: Jehowa stale był ze swymi świadkami przez cały czas trwania inkwizycji nazistowskiej. Karmił ich i pocieszał, gdy do Niego wołali w wyczerpaniu. Ożywiał i krzepił ich, gdy omdlewali. Tym, którzy pozostali wierni aż do śmierci, zapewnił oswobodzenie przez zmartwychwstanie. A w słusznym, przez siebie wybranym czasie szeroko otworzył bramy i uwolnił swój lud!
Oswobodzenie wskutek wiary w Boga jest rzeczą pewną. Żyjemy u progu Jego nowego porządku sprawiedliwości! Świadkowie Jehowy już śpiewają: „Dzięki niech będą Bogu, który daje nam zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa!” — 1 Kor. 15:57, Kow.