BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w62/14 ss. 12-14
  • Wytrwanie nagrodzone

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Wytrwanie nagrodzone
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1962
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • ZADOWOLONY W SŁUŻBIE
  • WYTRWANIE W TERENIE KARIBU
  • Z POWROTEM NA OKRĘTY
  • POMNOŻONE PRZYWILEJE SŁUŻBY
  • RADOŚĆ Z NAGRODY
  • Jałowa kraina wydaje obfity plon
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1994
  • ‛Szukanie najpierw Królestwa’
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Ufanie Jehowie uszczęśliwia
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1990
  • Pełnoczasowi słudzy Boży
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1968
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1962
w62/14 ss. 12-14

Wytrwanie nagrodzone

Opowiada F.J. Franke

JESZCZE Indianie przemierzali zachodnią równinę Kanady, a ja — będąc jeszcze chłopcem — jeździłem konno podczas pracy na fermie hodowlanej. Takie życie wymaga wytrwałości, lecz zapewnia tylko ograniczoną nagrodę. W roku 1921 otworzyło się przede mną nowe życie; co prawda nadal miałem spędzić wiele czasu na Dzikim Zachodzie, wymagało to jednak wytrwania w służbie Bożej i zostało w wieloraki sposób nagrodzone.

Staranne studium Słowa Bożego ukazało mi pracę, którą należało wykonać, a mianowicie pracę wychowywania innych ludzi do życia. Artykuł „Narodziny narodu”, który w 1925 roku ukazał się w „Strażnicy” rozstrzygnął dla mnie tę sprawę. Czytałem go wiele razy, a w czasie studiowania zacząłem doceniać Królestwo Boże. To docenianie było tak cudowne, tak rozległe, że zrozumiałem, iż służba dla takiej sprawy jest warta każdego wysiłku, aby wziąć w niej udział.

ZADOWOLONY W SŁUŻBIE

W tym roku mój brat i ja przystąpiliśmy ochotniczo do służby kolporterskiej, a Towarzystwo Strażnica wysłało nas jako jeden z czterej „zespołów szkolnych”, abyśmy wygłosili wykłady biblijne we wszystkich szkołach położonych w prowincjach prerii. Ludzie reagowali pozytywnie, a na dworze często stał rząd przywiązanych do żerdzi, osiodłanych koni, podczas gdy wewnątrz cowboye słuchali z uwagą wykładu. Jeden z naszych wykładów brzmiał: „Czy piekło jest gorące?”, a gdy wykazywaliśmy, że piekło biblijne nie jest gorętsze niż grób, miejscowi kaznodzieje zaczęli odczuwać, że już tu na ziemi może być całkiem gorąco. Na skutek nieporozumienia dzieliłem kiedyś mównicę z pewnym politykiem. Jakże on się czerwienił! Ale słuchacze byli uradowani! Rodzina, u której przebywaliśmy, przyjęła poselstwo, a jedna z dziewcząt podjęła służbę kaznodziejską jako pionierka.

Potem nastał rok 1929 i trzeba było wytrwać w nowym terenie. Towarzystwo wysłało mnie do Nowej Funlandii i powierzyło mi opiekę nad szkunerem „Morton”. Wtedy moje wiadomości o statkach równały się zeru, ale w ciągu następnych dwunastu lat, z których część spędziłem na morzu, miałem sposobność nauczenia się wielu rzeczy. Mój partner Jimmy Janas i ja głosiliśmy we wszystkich portach nadbrzeżnych Nowej Funlandii i w okolicach Labradoru. Często znajdowaliśmy się na wzburzonych wodach, w gęstej mgle i otoczeni potężną krą. Kiedyś z całym pędem wjechaliśmy na skałę podwodną, przy innej okazji zagrodziła nam drogę olbrzymia góra lodowa, która w ciągu nocy zatrzymała się u wejścia do portu. Zimą często podróżowałem na wybrzeżu psim zaprzęgiem. Z Eskimosami prowadziliśmy handel wymienny, aby dostać futra i przedmioty skórzane; od mieszkańców Nowej Funlandii w zamian za publikacje objaśniające Biblię otrzymywaliśmy gotówkę, suszone ryby i inne rzeczy, a ilość rozpowszechnionej literatury była wprost zdumiewająca. Ta służba sprawiała mi zadowolenie.

W Montrealu, w którym znalazłem się w roku 1931, nie trzeba było przezwyciężać wzburzonych mórz, lecz bandy motłochu z Quebec, które podburzone przez swoich kapłanów były tak samo nieobliczalne i ciągle za nami chodziły, gdy próbowaliśmy na podstawie Biblii głosić. Nawet policja spełniała wolę duchowieństwa i wydawało się jakoby każdy policjant w mieście rozglądał się tylko za nami. Regularnie odwiedzaliśmy komisariat policji, lecz działalności nie zaprzestaliśmy. Znaliśmy werset, który brzmi: „Jeżeli dobrze czyniąc, cierpieć będziecie, znosząc to w cierpliwości, to będzie łaską u Boga.” — 1 Piotra 2:20, NW.

W następnym roku przewodziłem grupie pionierów, którzy zostali wyspecjalizowani w służbie polowej i pod koniec każdego tygodnia w całej prowincji Ontario przeprowadzali zebrania. To była interesująca, lecz wyczerpująca służba. Na nieszczęście jeszcze się nie nauczyłem oszczędzania swoich sił; przebrałem miarę i jeszcze tej jesieni dostałem rozstroju nerwowego. Wprawdzie powróciłem do sił, lecz potem było znowu gorzej i dlatego musiałem moją służbę zmienić.

WYTRWANIE W TERENIE KARIBU

Powróciłem na zachodnie wybrzeże i przyłączyłem się do brata, który dawniej był konnym policjantem. Podjęliśmy zadanie głoszenia w całym słynnym z pastwisk i kopalni złota Karibu w środkowej Kolumbii Brytyjskiej wśród górników, drwali, myśliwych, hodowców bydła i Indian. To był rzeczywiście teren dla mężczyzny — surowy, lecz wydajny! Osiedla były nieliczne, a odległości między poszczególnymi miastami i różnymi odwiedzinami tak wielkie, że zaopatrzenie w żywność napotykało na trudności. Dlatego nosiliśmy ze sobą strzelbę i strzelaliśmy do zwierzyny albo łowiliśmy ryby w szumiących potokach górskich. Nasze pożywienie składało się z potraw umożliwiających wybór: jagód, pardw lub befsztyku z łosia albo niedźwiedzia. Chleb piekliśmy sobie na patelni nad otwartym ogniskiem. Żyliśmy faktycznie z darów tego kraju!

Jakże często siedzieliśmy o zmierzchu pod wysokimi szczytami górskimi wśród pachnących jodeł i przyglądaliśmy się iskrom naszego trzaskającego ogniska! Tam, pod gwiaździstym niebem rozmawialiśmy o „Strażnicy” albo rozmyślaliśmy o Piśmie Świętym i cudownych widokach Królestwa dla którego pracowaliśmy i o które modliliśmy się.

Następnej wiosny nasze plany zostały nagle przekreślone, gdy mój partner zginął w katastrofie samochodowej. Usiłowałem sprostać zadaniu sam, ale ponieważ musiałem zawsze przebywać cały miesiąc samotnie, nie dałem rady. Chcąc kontynuować pracę, musiałem swoje warunki ukształtować inaczej.

Potrzebna mi była towarzyszka, a ta, którą znalazłem, była cierpliwa, praktyczna, od samego początku szczera i nie narzekała nigdy. Pobraliśmy się w roku 1935 i nadal prowadziliśmy naszą działalność na terenie Karibu. Opiekowaliśmy się okolicą poprzerzynaną dolinami. Wielokrotnie wpadliśmy w poślizg na drogach górskich nad przepaściami, a pewnego razu ugrzęźliśmy w bagnie i trzeba było samochód i wszystko dosłownie wyciągać. Przy innej sposobności, w czasie pełnienia służby niepełnoczasowej zostałem poważnie zraniony w nogę. Na miejscu nie było lekarza, a rana bardzo źle wyglądała, lecz mogliśmy nogę opatrzyć surowym balsamem, którego dostarczyły nam drzewa. Miłowaliśmy nasz teren i jego ludność. Ich radosne zaproszenie: „Przyjdźcie, drzwi są otwarte”, zawsze napawało nasze serca radością. W czasie naszego pobytu rozwinęło się tam wiele serdecznych przyjaźni zarówno z Indianami, jak i z białymi, a obecnie kraj jest pokryty siecią zborów świadków Jehowy.

Z POWROTEM NA OKRĘTY

Po krótkiej służbie na wyspie Vancouver w Winnipeg i na statku Towarzystwa, moje nerwy zaczęły znowu słabnąć. Wynakładałem oczywiście czas w służbie, lecz nie byłem w stu procentach przy pracy. Potrzebowałem zupełnej zmiany i w związku z tym zaciągnąłem się jako inżynier okrętowy na holownik. Chociaż to cieleśnie wpływało na mnie dobrze, to jednak uniemożliwiało mi uczęszczanie na zebrania w zborze i utrzymywanie łączności z moimi chrześcijańskimi braćmi, a tak być nie mogło. Kupiłem więc łódź do łowienia ryb niewodem, i udałem się na połów łososia, podczas gdy moja żona kontynuowała służbę pionierską w Vancouver. Właśnie gdy planowaliśmy, że zamówimy wielki, dalekomorski statek rybacki z obszerną kabiną mieszkalną, abyśmy mogli pełnić służbę pionierską wzdłuż wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej, moja żona zachorowała na raka, w listopadzie 1946 roku pochowałem ją. Co teraz?

Zniechęcenie chciało wziąć nade mną górę, ale bezczynność nie uleczy po tak wielkiej stracie. Parłem naprzód zająwszy się pracą na statku i zapraszając Jima Quinn, aby się do mnie przyłączył jako partner. Razem nieśliśmy poselstwo o Królestwie na każdą wyspę, do każdej zatoki, do każdego obozowiska drwali, do każdej latarni morskiej i do każdej osady na wybrzeżu. Spędzaliśmy ponad 200 godzin miesięcznie w służbie kaznodziejskiej, a ponadto notowaliśmy dziewięćdziesiąt godzin podróży, najczęściej nocą. Jednocześnie pozostawiliśmy ślady w postaci pism objaśniających Biblię, i to od Vancouver aż po Prince Rupert i dalej aż po Alaskę! Wciągu dwunastu miesięcy zyskaliśmy ponad tysiąc pięćset prenumerat „Strażnicy” i „Przebudźcie się!” Mój umysł stał się znowu jasny!

POMNOŻONE PRZYWILEJE SŁUŻBY

Tej jesieni zostałem zaproszony do służby obwodowej jako podróżujący przedstawiciel Towarzystwa. Opuściłem więc statek, by odwiedzać zbory na zachodnim wybrzeżu. To była nader interesująca służba. Po kilku latach zostałem zamianowany sługą okręgu i obsługiwałem teraz regularnie wszystkie większe zbory. Kanada była wówczas podzielona na dwa okręgi. Służyłem na zachodzie, a Jack Nathan na wschodzie. Aby pokonać te wielkie przestrzenie, podróżowaliśmy samochodem, pociągiem, okrętem i samolotem. Po roku on przyszedł na Zachód, a ja poszedłem na wschód.

Po Kongresie Społeczeństwa Nowego Świata w Nowym Jorku otrzymałem zaproszenie, abym został członkiem kanadyjskiej rodziny Betel. Nominacja na sługę fermy w kanadyjskiej Fermie Królestwa była nieoczekiwanym przywilejem, i to takim, przy którym mogłem zdobyć wiele cennych doświadczeń. Biorąc w dalszym ciągu udział w służbie polowej, poznałem bardziej niż kiedykolwiek przedtem, że istnieje jeszcze inna praca w służbie. W tym wypadku polegała ona na tym, żeby ciężko pracującym członkom rodziny Betel dostarczyć pokarmu cielesnego, umożliwiając przez to ustawiczny dopływ publikacji biblijnych i pouczeń dla kaznodziejów czynnych w polu. To nowe zadanie wymagało znajomości gospodarki mlecznej, pracy w ogrodzie warzywnym i owocowym oraz we wszystkim, co z tym jest związane. Przypomniały mi się dni mego dzieciństwa na Zachodzie. Ponieważ za młodu dorastałem wśród bydła, więc teraz krowy czuły się dobrze i ja również.

RADOŚĆ Z NAGRODY

Jakże wiele rzeczy nauczyliśmy się w służbie Jehowy i jak błogosławione one są! Z biegiem lat nauczyliśmy się ściśle współżyć i współpracować z różnymi braćmi i siostrami, którzy są wprawdzie niedoskonali, ale pełni dobrych chęci co do niedostrzegania różnic, bo wszyscy miłują Jehowę, a także miłują się wzajemnie. Nauczyliśmy się zapominać o osobistych sprawach i bezstronnie stosować zasady chrześcijańskie. Nauczyliśmy się, że żaden z nas nie może chodzić samopas, lecz że wzajemnie siebie potrzebujemy. Serdeczna przyjaźń i pełne zapału słowa naszych chrześcijańskich braci podtrzymują nas, gdy czujemy się przygnębieni; a jeżeli rozmyślamy o Słowie Bożym i szczerze się modlimy, działa to na nas jak kojący balsam i pobudza nasze siły żywotne.

Nigdy nie zaznałem zwykłych radości życia rodzinnego, ale moja łączność z wielką rodziną ludu Bożego i przywileje, którymi się cieszę, służąc w ich interesie, pozwoliła mi nawiązać wiele miłych stosunków, których wartości nie można ani w pełni ocenić ani zastąpić jakimkolwiek innym doświadczeniem. Gdziekolwiek jestem, czy w Sali Królestwa, czy na kongresie, pytają mnie: „Czy mnie jeszcze poznajesz?”, a potem przypominają mi jakąś okazję, gdy razem służyliśmy, być może wtedy, gdy komuś pomogłem wyruszyć do służby lub udzieliłem zachęty, której potrzebował, aby pokonać jakąś „górę”. Kto chciałby tak bogate doświadczenie i tak wdzięczną rodzinę zamienić na cokolwiek innego w starym świecie?

Doświadczenia mego życia dowiodły mi, że Jehowa rzeczywiście zajmuje się swoim ludem przez swoją Organizację, ale również On wspiera nas osobiście w trudnych okresach. Nie powinniśmy polegać na sobie, myśląc, że tak czy owak nie upadniemy. Musimy nasz wzrok skierować na Niego, a jeżeli to uczynimy, On doda nam sił potrzebnych do sprostania naszym potrzebom. Apostoł Paweł trafnie wyraził to słowami: „Zatem ten, kto mniema, że ma mocną pozycję, niech się strzeże, aby nie upadł. Żadne pokuszenie się was nie jęło, z wyjątkiem tego, które jest wspólne ludziom. Lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, żebyśmy byli kuszeni ponad to, co możecie znieść, lecz wraz z pokuszeniem uczyni też wyjście, abyście byli w stanie wytrwać.” — 1 Kor. 10:12, 13, NW.

Gdybym zrezygnował z walki, gdy była najtrudniejsza, straciłbym wiele dobrych rzeczy. Problemy, z którymi się napotykałem, są tylko takimi samymi problemami, z jakimi spotykają się wszyscy niedoskonali ludzie; nieraz są one trudne, ale dla kogoś, kto zaufał Jehowie, duch Boży jest cudownie wspierającą mocą.

Włosy mi siwieją i staję się nieco powolniejszy. Trzeba było też ustąpić miejsca młodszym, zdolniejszym, lecz nie jestem przez to ani „skończony”, ani nie zostałem zredukowany. Krok mój uskrzydla jeszcze wiosna a w moim sercu brzmi pieśń ku chwale Bożej!

Jakże wdzięczny jestem Bogu, że mnie posilał, iż mogłem wytrwać w Jego służbie! Cóż za bogate życie, jakaż nagroda i jakie głębokie zadowolenie stało się moim udziałem dlatego, że poświęciłem swe życie służbie Bożej!

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij