BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w64/12 ss. 10-11
  • Najszczęśliwsze powołanie

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Najszczęśliwsze powołanie
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1964
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • SŁUŻBA W AMERYCE POŁUDNIOWEJ
  • Poszukiwaczki skarbów gromadzą nieprzemijające bogactwo
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
  • Dawanie świadectwa aż po krańce ziemi — część 2
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Zmierzając do celu mego życia
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1960
  • Zmierzając do celu mego życia
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1960
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1964
w64/12 ss. 10-11

Najszczęśliwsze powołanie

Opowiada Kathe B. Palm

PONAD trzydzieści lat już znajduję wielką radość w tym, że cały swój czas oddaję powołaniu, któremu dał posłuch również apostoł Paweł — głoszeniu dobrej nowiny o Królestwie Bożym. Były to bardzo szczęśliwa lata dlatego, że zamiast trwonić życie na samolubne uganianie się za materializmem, zajmowało mnie pomaganie innym.

Powołanie pionierskie, polegające na tym, żeby swym głównym zajęciem uczynić głoszenie dobrej nowiny o Królestwie Bożym, obrałam w roku 1931. Owego roku oddani słudzy Jehowy zebrali się na wielkim kongresie w Columbus, w stanie Ohio. Dla mnie był on szczególnie zachwycający, gdyż było to pierwsze większe zgromadzenie, w którym brałam udział. Już od kilku lat wzrastałam w znajomości zamierzeń Bożych dzięki pomocy publikacji Towarzystwa Strażnica oraz studiów grupowych. Dlatego ten pierwszy kongres z ludem Bożym był dla mnie tym większym przeżyciem. I właśnie podczas tego kongresu zostało wyjawione, że Jego lud otrzymał nowe imię — świadkowie Jehowy. Kiedy się obudziłam nazajutrz po oznajmieniu tego, postanowiłam oddać swe życie jedynemu prawdziwemu Bogu, Jehowie, i uczynić, jak nakazuje Mateusza 6:33: „Szukajcie naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego.”

Dałam się ochrzcić, a następnie wysłałam do głównego biura Towarzystwa Strażnica w Brooklynie zgłoszenie do służby pionierskiej. Od tamtego 1931 roku, kiedy przystąpiłam do błogosławionego powołania pionierskiego, upłynęło więcej niż trzydzieści lat nieprzerwanych błogosławieństw. Nie znalazłabym żadnej innej pracy, która mogłaby mi przynieść tak wiele zadowolenia lub byłaby tak wzbogacająca duchowo. Z pokorą dziękuję Jehowie za wszystkie przywileje służby, jakie mi dawał przez te lata.

Po kilkumiesięcznym obwieszczaniu dobrej nowiny o Królestwie Bożym w Nowym Jorku zostałam przez pewną przyjaciółkę zaproszona do odwiedzenia okręgu Dorchester w stanie Maryland, aby tam głosić dobrą nowinę. Po pewnym czasie otrzymałam od Towarzystwa zaproszenie do Dakoty Południowej. Czy chciałabym tam pracować z partnerką, posiadającą konny furgon mieszkalny? Oczywiście! Bardzo tego chciałam, a poza tym nic mnie nie wstrzymywało, byłam wolna. Kiedy przybyłam do Sioux City w stanie Iowa, gdzie mieszkała moja partnerka, zastałam „szkuner prerii” — jak go nazwałyśmy — prawie już gotowy do drogi. Mąż tej siostry był niezdrów i nie mógł wyruszyć z nami. Dziś powiedzielibyśmy, że była pionierką wakacyjną, gdyż wycieczka nasza przewidziana była tylko na miesiące letnie.

Ponieważ farmerzy w Dakocie Południowej byli wtedy bardzo biedni z powodu kilkuletniej posuchy i plagi szarańczy, więc potrzebowali pocieszających prawd o Królestwie Bożym. Byłyśmy szczęśliwe, zanosząc im te prawdy. W zamian za podręczniki do studium Biblii, które im pozostawiłyśmy, dawali nam żywność oraz paszę dla konia. Gdy lato się skończyło i moja partnerka musiała powrócić do swych obowiązków domowych, jeździłam dalej sama na wierzchowcu, którego w zamian za konia ciągnącego „szkuner prerii” otrzymałam od pewnej rodziny farmerów, będących świadkami Jehowy.

Kiedy się dowiedziałam, że w Los Angeles ma się w 1934 roku odbyć kongres, bardzo pragnęłam tam pojechać. Jedynym dostępnym dla mnie sposobem dostania się tam był autostop. Nie musiałam nawet podnosić ręki na znak, że chcę się zabrać, a samochody zatrzymywały się i podwoziły mnie nawet po kilkaset mil na raz. Tym sposobem dotarłam do Los Angeles, a w drodze miałam możność rozmawiać z wieloma szoferami o niosących pociechę prawdach ze Słowa Bożego. Właśnie podczas tego kongresu zostało wysłane do Hitlera pismo protestujące przeciw maltretowaniu świadków Jehowy w Niemczech. Po wspaniałym tygodniu spędzonym w Los Angeles z miłymi braćmi powróciłam do Dakoty Południowej w ten sam sposób, w jaki się dostałam na zgromadzenie. Ukończywszy pracę misyjną w tamtym terenie, otrzymałam zaproszenie do wsparcia dzieła w Ameryce Południowej, a ściślej w Kolumbii.

SŁUŻBA W AMERYCE POŁUDNIOWEJ

Skoro tylko zeszłam ze statku w Kolumbii, od razu przystąpiłam do pracy, posługując się tzw. kartą świadectwa, na której miałam wydrukowane kazanie po hiszpańsku. Dwa miesiące później spotkałam w Cali siostrą Hilmę Sjoberg. To właśnie ona pisała do Towarzystwa o pomoc i opłaciła moją podróż do Ameryki Południowej. Razem głosiłyśmy w Cali, a potem udałyśmy się do Bogoty, stolicy Kolumbii. Pod koniec roku musiała powrócić do Stanów Zjednoczonych, ale przed wyjazdem poradziła mi, abym się udała do Chile, gdzie podczas swej podróży spotkała niemiecką siostrę, z którą się zaprzyjaźniła. W odpowiedzi na list wysłany do tej przyjaciółki otrzymałam zaproszenie do przybycia i pomagania w rozprzestrzenianiu dobrej nowiny w Santiago.

Był rok 1936, gdy opuściłam Buenaventurę w Kolumbii, płynąc chilijskim statkiem towarowym do Valparaiso w Chile. Brat Traub z żoną wyszli po mnie na statek i okazali mi gościnność, której nie ubyło do dzisiejszego dnia. W owym roku było w całym Chile tylko około pięćdziesięciu świadków Jehowy. Czy możesz sobie wyobrazić moją radość, gdy widziałam, jak ich liczba wzrastała do przeszło 3100 w roku ubiegłym, i gdy sobie uświadamiałam, że mam też swój udział w pomaganiu do osiągnięcia tego wzrostu? Nie mogłabym przeżywać tych krzepiących serce doświadczeń, gdybym nie uczyniła służby pionierskiej swym powołaniem życiowym.

W tamtym okresie nasza praca misyjna polegała na rozpowszechnianiu wśród ludzi literatury biblijnej. Brat Traub wyraził myśl, że najlepiej, gdybym się starała odwiedzić jak najwięcej prowincji chilijskich. Pracowałam więc od najbardziej w Chile na północ położonego miasteczka Arica aż do najbardziej na południe wysuniętych terenów Ziemi Ognistej (Tierra del Fuego). Zanosiłam dobrą nowinę do wysoko w Andach położonych osad, gdzie wydobywają siarkę, do osiedli kopaczy saletry w Pampa del Tocopilla, Lquique i Antofagasta, do kopalń srebra i ranchos, wielkich gospodarstw hodowlanych owiec.

Wysoko na stokach nieczynnego wulkanu Calbuco rosną ogromne drzewa czerwone, które ścina parę biednych rodzin mieszkających na stoku tej góry, wyrabiając potem z nich gonty. Ludzie ci byli zaskoczeni, gdy mnie tam zobaczyli, i nie mogli zrozumieć, co mnie aż tam mogło sprowadzić. Byli niezmiernie szczęśliwi, słysząc poselstwo Królestwa. Zatrzymali mnie przy ognisku czytającą im i wyjaśniającą Biblię do później nocy. Po raz pierwszy dopiero widzieli egzemplarz spisanego Słowa Bożego.

Ponieważ odległości między jedną a drugą estancia, czyli farmą, bywały zbyt duże do pokonania piechotą, więc nieraz czekałam, aby się zabrać przejeżdżającym wozem. Na każdej z tych „estancji” pracowało po 200 do 300 ludzi, co stwarzało dobrą sposobność do mówienia o zamierzeniach Bożych i rozpowszechnienia literatury biblijnej.

Znalazłszy się na Ziemi Ognistej, najbardziej na południe wysuniętej części Ameryki Południowej, przeszłam przez całą tę prowincję. Doszłam nawet aż do Chorrillos, gdzie przebywali poszukiwacze złota. Pracowali tam, wypłukując złoto, podczas gdy ich rodziny mieszkały w Porvenir, ostatnim miasteczku w kierunku bieguna południowego. Też byli zaskoczeni, zobaczywszy na tym pustkowiu samotną niewiastę. Gdy usłyszeli, dlaczego tam się znalazłam, schodzili się po pięciu lub sześciu sąsiadów do jednej chatki, by wysłuchać tej dobrej nowiny, którą miałam im do przedstawienia. Zostawiłam im pomoce biblijne, piłam trochę ich mate, czyli tamtejszej herbaty, i przed zapadnięciem zmroku wracałam do miasteczka. Po opracowaniu tej prowincji powróciłam do północnego Chlei, w końcu podjęłam nowy rodzaj pracy w Santiago.

Otóż po wizycie prezesa i wiceprezesa Towarzystwa, braci N.H. Knorra i F.W. Franza, zaczęto w roku 1945 prowadzić w Chile domowe studia biblijne z osobami zainteresowanymi. Było to coś całkiem nowego, bardzo się różniącego od samego tylko rozpowszechniania literatury biblijnej, co dotąd czyniłam. Z jakim drżeniem rozpoczynałam pierwsze domowe studium biblijne! Ale wkrótce zobaczyłam, że jest to najlepszy sposób dopomożenia człowiekowi zainteresowanemu do stania się czynną cząstką organizacji Jehowy. Na każdym kongresie odczuwałam głęboką radość, widząc, jak osoba, z którą prowadziłam pierwsze studium Biblii, gorliwie służy Jehowie. Posługując się tą nową metodą, przystąpiłam do opracowywania południowej części Santiago. W ciągu kilku miesięcy mieliśmy tam założony nowy zbór, wówczas trzeci w tym mieście.

Przez całe czternaście lat pracowałam w Santiago i na innych przydzielonych mi terenach w odległości do 100 kilometrów stamtąd. Potem Towarzystwo posłało mnie do Valparaíso, by głosić dobrą nowinę o Królestwie na statkach zatrzymujących się w porcie. Jak wszędzie, gdzie miałam przywilej zanosić dobrą nowinę o Królestwie, tak i ten przydział miał swoje radości, bo wiele ludzi, z którymi rozmawiałam na statkach, jeszcze nigdy nie słyszało dobrej nowiny.

Kiedy spoglądam wstecz na te ponad trzydzieści lat spędzonych przy umiłowanym powołaniu, wówczas czuję, że miałam bardzo bogate życie. Co roku, gdy jestem na większym zgromadzeniu ludu Jehowy, ogarnia mnie radosne, zagrzewające wzruszenie, bo widzę tak dużo ludzi, z którymi prowadziłam studia biblijne, rozgłaszających teraz dobrą nowinę, pomagających innym przyjść do wody życia. Ja zapraszałam ich do picia z wód prawdy, a teraz oni zapraszają innych. — Obj. 22:17.

Rok 1961 był szczególnie szczęśliwym dla mnie rokiem. Właśnie wtedy Towarzystwo umożliwiło mi wyjazd do Niemiec na Kongres Zjednoczonych Wielbicieli w Hamburgu. Od 1935 r. nie uczestniczyłam w żadnym z wielkich międzynarodowych zgromadzeń. Było to więc zachwycające przeżycie, móc tak znaleźć się wśród ponad 88 000 osób zebranych na Festwiese w pięknym parku mego rodzinnego miasta. Jakie to błogosławione wydarzenie, że byłam tu jeszcze raz w życiu i spotkałam wielu starych przyjaciół, którzy nadal głoszą dobrą nowinę o Królestwie, mimo iż za czasów Hitlera stracili zdrowie w straszliwych nazistowskich obozach koncentracyjnych. Brak mi słów, by wyrazić, jak wielką nagrodą był dla mnie i jak bardzo dodał mi otuchy ten kongres.

Pracując nadal zgodnie ze swym powołaniem w pięknym Chile, dziękuję naszemu wielkiemu Bogu, Jehowie, za wszelkie Jego łaski. Jestem Mu głęboko wdzięczna za liczne przywileje służby, które mi dał przez te lata. Skłania mnie to do powiedzenia za Dawidem: „Lepsza jest łaska Twoja niż życie. Wargi moje wysławiać Cię będą. Tak błogosławić Ci będę, póki życia mego.” — Ps. 63:4, 5, Szer.

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij