BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w68/13 ss. 9-11
  • „Nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw Jego”

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • „Nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw Jego”
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1968
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • PRZEZ NOC KU ŚWIATŁU
  • ZA GŁOSEM POWOŁANIA
  • PODZIEMNA DZIAŁALNOŚĆ KAZNODZIEJSKA
  • O WŁOS OD NIEBEZPIECZEŃSTWA
  • ARESZTOWANIE I UWIĘZIENIE
  • DZIEŁO ODBUDOWY
  • „Szczęśliwy naród, którego Bogiem jest Jehowa”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1968
  • „Jehowa jest mim Pasterzem, niczego mi nie zabraknie”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1964
  • Ufałam, że Jehowa zatroszczy się o mnie
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2004
  • Obrałem drogę wierności
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1974
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1968
w68/13 ss. 9-11

„Nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw Jego”

Opowiada Albert Wandres

KIEDY osiągnąłem wiek siedmiu lat, w Strassburgu zmarła mi matka. Ojciec całkowicie pogrążył się w interesach, a dla nas dzieci mało poświęcał czasu. Mimo to było w domu zwyczajem, że musieliśmy wieczorami odczytywać po rozdziale z Biblii. Chociaż nie omawiano treści, Księga ta stopniowo zaczęła wywierać na mnie silny wpływ. Bardzo wzruszył mnie Psalm 103 i później często rozmyślałem nad słowami: „Błogosławże duszo moja Pana, a nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw jego.”

W okresie, gdy kończyłem naukę w szkole, to znaczy w roku 1916, hałaśliwie wysławiano wojnę i zachęcano młodzież, by ochotniczo zgłaszała się do służby wojskowej. Nie zgadzało się to jednak z tym, co wiedziałem z Biblii. Miłość jest głównym tematem Słowa Bożego, a nie nienawiść. Pewnej gwieździstej nocy modliłem się żarliwie: „Oznajmij mi drogę, którą bym miał chodzić; bo do ciebie podnoszę duszę moją. (...) Naucz mię czynić wolę twoją, albowiemeś ty Bóg mój; duch twój dobry niech mię prowadzi po ziemi prawej.” (Ps. 143:8, 10) Jak dusząca zmora ciążyły mi wiadomości o setkach tysięcy poległych na polach bitew. Nie odstępowała mnie myśl: „Jeżeli się wierzy w Boga, to przecież trzeba przede wszystkim Jego słuchać. Dlaczego ludzie robią inaczej, chociaż twierdzą, że wierzą w Niego?”

PRZEZ NOC KU ŚWIATŁU

Nagle pierwsza wojna światowa dobiegła końca. W roku 1919 oglądałem wyświetlaną w Kehl „Fotodramę Stworzenia”, wspaniały film, który jasno przedstawiał zamierzenie Boże względem człowieka. Na początku zobrazowano przygotowanie ziemi dla ludzi, następnie pokazano historię ludzkości od zarania aż do czasów należących jeszcze do przyszłości, kiedy będzie można w pełni korzystać z wiecznotrwałych błogosławieństw Królestwa Bożego. Wiadomości te przyjąłem z całym zapałem. Właśnie tego od dawna szukałem! Zamówiłem sobie zaraz Biblię Elberfeldzką i siedem tomów Wykładów Pisma świętego. Ciągle na nowo zaglądałem do wspaniałych rozdziałów pierwszego tomu pod tytułem Boski plan wieków, gdzie wykazano, jak noc grzechu przemieni się w poranek radości. Jakże mnie cieszyło otrzymanie zrozumiałego wyjaśnienia o powołaniu niebiańskim! Niektórych odcinków nauczyłem się na pamięć.

Po kilku tygodniach odwiedził mnie głosiciel, który mi pomógł uporządkować myśli. Odtąd regularnie chodziłem na zebrania, na których objaśniano Biblię. Gdy pewnego razu studiowałem aż do północy, ojciec gwałtownie otworzył drzwi i zażądał, bym natychmiast zgasił światło. Będąc kupcem hurtownikiem, znanym w szerokich kręgach społeczeństwa, nie chciał się przeze mnie narażać na szyderstwa. Zagroził, że wypędzi mnie z domu.

Postanowiłem jednak mocno się trzymać poznanych prawd oraz oddałem siebie Jehowie. Rok później zostałem ochrzczony. Ojciec dokuczał mi coraz bardziej, ale sił dodawał mi Psalm 27:10: „Choć ojciec mój i matka moja opuścili mię, wszakże Pan przyjął mię.”

W roku 1920 poznałem pewnego pełnoczasowego kaznodzieję, który głosił dobrą nowinę w moim rodzinnym mieście. Bardzo mnie pokrzepił. Po jakimś czasie zostałem zmuszony do opuszczenia domu rodzinnego, ale zaraz znalazłem pracę w Mannheimie. Podziękowałem Jehowie za to, że mi udzielił sił duchowych, kiedy ich najwięcej potrzebowałem.

Teraz miałem dużo czasu, pilnie studiowałem, a także przystąpiłem do służby głoszenia. Zauważyłem, że sprzeciw tylko umacniał mnie w postanowieniu, by pozostać przy tym, czego się dowiedziałem. Przepełniała mnie wdzięczność i nigdy nie chciałem zapomnieć dobrodziejstw, jakich mi wyświadczył Jehowa przez udostępnienie prawdy. W Mannheimie znowu spotkałem tego kaznodzieję, który pracował w mym rodzinnym mieście i który mi tak dużo pomógł. Często pracowaliśmy razem w służbie polowej. Zmarł on później w obozie koncentracyjnym Mauthausen. Pozostał wierny Bogu aż do śmierci.

Wtedy też postanowiłem zostać pełnoczasowym głosicielem dobrej nowiny. Zachęcił mnie do tego chwytający za serce artykuł Strażnicy w wydaniu niemieckim z 15 stycznia 1923 roku, zatytułowany: „Przybliżyło się Królestwo niebieskie”. Powiedziano tam między innymi:

„Od roku 1914 objął władzę Król chwały, który też sprawuje teraz panowanie. Oczyścił wargi członkom klasy świątyni i wysyła ich z poselstwem. (...) Okażcie się wiernymi i prawdziwymi świadkami na rzecz Pana! Przyjcie naprzód w walce, dopóki nie zginie doszczętnie Babilon, obrócony w ruiny i zgliszcza! Obwieszczajcie poselstwo daleko i szeroko! Świat musi się dowiedzieć, że Bogiem jest Jehowa, a Jezus Chrystus jest Królem Królów i Panem panów! Jest teraz dzień wyróżniony spośród wszystkich dni. Oto Król objął panowanie! Wy jesteście jego posłami. (...) A zatem ogłaszajcie, ogłaszajcie, ogłaszajcie Króla i jego Królestwo!” Strażnica ta przez wiele miesięcy była mi nieodstępnym towarzyszem, aż pozostały z niej tylko luźne kartki.

ZA GŁOSEM POWOŁANIA

Mając 22 lata, wstąpiłem 1 stycznia 1924 roku do pełnoczasowej służby kaznodziejskiej i bardzo się cieszyłem, że mogę wszystkie siły i cały czas poświęcić na udostępnianie prawd biblijnych drugim ludziom. W ten sposób chciałem właśnie dać dowód, że nie zapomniałem dobrodziejstw zaznanych od Jehowy.

Na spotkaniu z okazji pewnego chrztu bracia z Moguncji i Wiesbaden bardzo mnie prosili, bym przyjechał do nich i pomógł im zorganizować zbór, co też chętnie uczyniłem. Wkrótce potem zostałem zamianowany nadzorcą zboru w Moguncji i Wiesbaden, i już pozostałem nim do roku 1933. Opracowywałem raz za razem cały ten teren z poselstwem Królestwa; wygłaszałem również wykłady na tematy biblijne.

Powstawały dalsze grupy studiujących, a kilka osób, które się wówczas zainteresowały świadectwem, należą jeszcze dziś do zborów w Wiesbaden, Moguncji i Bad Kreuznach, natomiast liczne dalsze już zasnęły w śmierci. Nie mieliśmy wtedy jeszcze żadnego samochodu, wszystko objeżdżaliśmy rowerami. Często pokonywaliśmy tak 50 do 90 kilometrów dziennie. Możność przeprowadzania tego dzieła zawsze wzniecała w nas dużo zapału.

W następnych latach głosiłem w Hesji Nadreńskiej, w Hessen-Nassau, Taunus, Hunsruck, Nahetal i po części w Saarbrucken. Patrząc teraz wstecz mogę potwierdzić, że Jehowa cudownie troszczył się o moje potrzeby. Nigdy nie cierpiałem niedostatku; obficie zostałem nagrodzony za to, co opuściłem, jak to zresztą zapowiedział Pan według Mateusza 19:29: „Każdy, kto by opuścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny.” Dzisiaj oglądam cudowny rozrost organizacji Bożej. Z każdego przydzielonego mi terenu wyłonili się głosiciele, z których niejedni pełnią służbę pełnoczasową. Dlatego cieszę się z udziału, jaki mi w tym przyroście użyczył Jehowa.

PODZIEMNA DZIAŁALNOŚĆ KAZNODZIEJSKA

Rok 1933 zaznaczył się ustanowieniem reżimu Hitlera, co pociągnęło za sobą całkowite zreorganizowanie naszej działalności. Latem roku 1934 musieliśmy przejść do pracy podziemnej. Było dla mnie rzeczą jasną, że to będzie ciężka walka, ale sił dodawała obietnica z Objawienia 2:11: „Kto zwycięża, nie dozna szkody od drugiej śmierci.”

Zadanie polegało na tym, żeby w zborach, gdzie wróg pozadawał głębokie rany przez aresztowania, pocieszyć i pokrzepić braci oraz zaopatrzyć ich w tak niezbędny pokarm duchowy, który Jehowa dalej nam wiernie dostarczał. Niejeden w tym naraził swoje życie. Ale Jehowa był naszą ucieczką i źródłem siły we wszelkich potrzebach. — Psalm 46:2.

Sprowadzaliśmy literaturę biblijną ze Szwajcarii, Holandii i Zagłębia Saary; nie tylko Strażnicę, ale także książki oprawne, jak: Ocalenie, Zbroja itd. Bracia bardzo sobie cenili to duchowe posilenie, a ich radość nagradzała nam wszystkie trudy i niebezpieczeństwa. Kilka razy proponowano mi pozostanie w pięknej Szwajcarii. Odpowiadałem jednak zawsze, że nie mógłbym opuścić moich braci, których kolana nie ugięły się przed Baalem.

Gestapo poszukiwało mnie listami gończymi, trudno więc było mi przekraczać granicę. Pewnego razu przechodziliśmy we dwóch spacerem przez „zieloną granicę”, grając na ustnej harmonijce. Zatrzymał nas szwajcarski strażnik graniczny, wylegitymował nas, a my podaliśmy się za zabłąkanych turystów i pomaszerowaliśmy dalej. Często nie wiedziałem, gdzie złożyć głowę, ponieważ obracałem się wśród braci, którzy byli pod stałą obserwacją. Niejednokrotnie przespałem noc w podróży, w pociągach, ale i tutaj przeprowadzano kontrole. Wiele razy poznałam ochronę ramienia Jehowy. Coraz silniej wiązałem się z Nim przez wiarę, tym bardziej, że mogłem polegać tylko na Nim. Było tak, jak pisał również apostoł Paweł: „Zewsząd uciskani, nie jesteśmy jednak pognębieni; zakłopotani, ale nie zrozpaczeni.” — 2 Kor. 4:8.

O WŁOS OD NIEBEZPIECZEŃSTWA

Pewnego razu postanowiłem wstąpić do swojej siostry w Karlsruhe, która także studiowała Biblię. Zbliżając się do jej domu, ujrzałem stojącego na ulicy mężczyznę w cywilu. Przeszedłem obok niego i przez podwórze skierowałem się ku mieszkaniu. Wtem drzwi wejściowe otworzyły się i wyszedł z nich inny mężczyzna. Zawołałem na niego, żeby zechciał zostawić drzwi otwarte i wszedłem do środka. Kiedy siostra mnie zobaczyła, o mało nie zemdlała. Natychmiast pojąłem sytuację, zawróciłem, przeszedłem obok tamtych dwóch panów, którzy jeszcze stali na podwórzu, i skierowałem się na dworzec kolejowy. Później siostra opowiedziała mi, że ci dwaj ludzie byli funkcjonariuszami Gestapo i właśnie o mnie pytali!

Wiele było procesów sądowych wytoczonych przeciwko braciom, na których wymieniano moje nazwisko, ponieważ wskutek długoletniej działalności kaznodziejskiej byłem szeroko znany. Gestapo ciągle mi deptało po piętach i niekiedy wystarczyło tylko zaciągnąć pętlę, ale Jehowa na nowo dawał dowody swojej opieki.

Kiedyś miałem zawieźć do Bonn i do Kassel po walizce literatury biblijnej, dostarczonej zza granicy. Późno wieczorem przybyłem do Bonn i wstąpiwszy do sługi zboru, dla ostrożności od razu zostawiłem te walizki w piwnicy. Rano o wpół do szóstej odezwał się dzwonek. Kto tam? Gestapo. Sługa zboru zapukał do drzwi, za którymi spałem, i powiedział, że już są. Ponieważ nie było możliwości zniknięcia stamtąd, pozostawiliśmy rzeczy swemu biegowi.

Podszedłszy do mnie, zapytali, co tu porabiam. Oświadczyłem, że odbywam wycieczkę wzdłuż Renu i chciałem właśnie zwiedzić ogród botaniczny w Bonn. Skontrolowano moje dokumenty i po namyśle zwrócono. Natomiast słudze zboru kazano się zabrać z nimi w drogę. Później opowiadał mi, że w komendzie policji urzędnik zaraz po ich przybyciu zapytał: „Był tam przecież jeszcze drugi. Gdzie go macie?”

„Nie przyprowadziliśmy go z sobą” — padła odpowiedź. „Czy mamy go jeszcze dostarczyć?” „Dostarczyć chcecie?” — rzekł urzędnik, zdziwiony tak wielką naiwnością. „Czy myślicie, że będzie czekał na wasz powrót?”

Istotnie nie czekałem, lecz natychmiast wziąłem walizkę z literaturą i odjechałem do Kassel.

Innym razem przywiozłem dwie ciężkie walizy z pismami treści biblijnej do miejscowości Burgsolms pod Wetzlar. Była godzina 23 i noc czarna jak smoła. Nie widziałem i nie słyszałem nikogo; mimo to ogarnęło mnie uczucie, jak gdyby mnie ktoś obserwował. Przybywszy do braci, poprosiłem gospodarza domu, żeby walizki zaraz umieścił w bezpiecznym miejscu. Następnego rana o wpół do szóstej przyszedł wachmistrz żandarmerii. Stałem na środku izby i miałem właśnie zabrać się do mycia.

„Wczoraj wieczorem przyszedł tutaj jakiś człowiek, który niósł dwie wielkie i ciężkie walizy. Pewnie dostaliście znowu książki. Gdzie je macie?”

Gospodyni domu, która podeszła do drzwi, odpowiedziała: „Mąż poszedł już do pracy, a co wczoraj wieczorem się działo, tego nie wiem, bo mnie nie było w domu.”

Wtedy wachmistrz oświadczył: „Jeżeli nie oddacie tych walizek, zmuszony będę przeprowadzić rewizję.” Ponieważ na to nie reagowała, powiedział z groźbą w głosie: „Nie wolno pani teraz opuścić domu. Idę szybko po wójta, bo bez niego nie wolno mi przeprowadzać rewizji domowej.”

W trakcie tej rozmowy stałem na środku pokoju i dziwiłem się, dlaczego mnie nie dostrzega. Przypuszczam, że został dotknięty ślepotą. Skoro tylko zniknął, by sprowadzić wójta, uszedłem tylnym wyjściem. Później się dowiedziałem, sąsiedzi to zauważyli, ale cieszyli się z mego ocalenia. W lesie dopiero dokończyłem ubierania się i pobiegłem do następnej stacji kolejowej, aby pojechać dalej.

ARESZTOWANIE I UWIĘZIENIE

Latem 1937 roku miałem przywilej udziału w kongresie zorganizowanym wtedy w Paryżu. Między innymi rozmawiałem o naszej działalności w Niemczech z J. F. Rutherfordem, ówczesnym prezesem Towarzystwa Strażnica. W tymże czasie aresztowano sporo braci w Saksonii. Wobec tego po powrocie miałem zamiar odbudować tam dzieło. Ale już na drugi dzień zostałem aresztowany na ulicy wraz z drugim bratem, który mi towarzyszył i w ten sposób wyrwano mnie z aktywnej działalności. Przewieziono nas na Gestapo do Berlina, gdzie przez czterdzieści dni odbywały się przesłuchania. Najokropniejsze były pierwsze dziesięć dni. Potem zostaliśmy oddani pod sąd doraźny we Frankfurcie nad Menem, gdzie mnie skazano na pięć lat więzienia.

Podczas rozprawy sądowej padło między innymi pytanie, dlaczego nie chcę służyć Hitlerowi. Odpowiedziałem: „O ile wiem, Adolf Hitler żąda stuprocentowego zaangażowania.” Usłyszałem: „Oczywiście.” Wobec tego odparłem: „Niech mi więc Wysoki Sąd wyjaśni, co jeszcze pozostaje dla Boga, ponieważ napisano: ‚Oddawajcie, co jest cesarskiego — cesarzowi, a co jest Bożego — Bogu.’” Za odpowiedź potraktowano przydługie pochrząkiwania. Byłem bardzo wdzięczny Jehowie, że dał mi tyle śmiałości, by z taką otwartością bronić Jego sprawy. Poprzednie regularne studium było mi teraz źródłem siły.

Dziękowałem Bogu, że mogłem z modlitwą dalej czytać Biblię także w celi, w której przebywałem odizolowany przez dwa i pół roku; na własną prośbę otrzymałem Pismo święte z administracji więzienia. Dwa razy przeczytałem je całe, a Chrześcijańskie Pisma Greckie chyba z dziesięć razy.

Później zostałem wraz z 15 innymi ludźmi zatrudniony w więziennym zakładzie krawieckim. Tutaj było mnóstwo okazji do wydawania świadectwa. Jednego razu poproszono mnie do omówienia tematu: „Gdzie są umarli?” Następnie miał odnośnie do tego zająć stanowisko ksiądz katolicki, również więzień. Wielu słuchaczom otwarły się oczy, gdy usłyszeli, jak ten kapłan w końcu powiedział zwątpiałym głosem: „Wszyscy poganie wierzą w życie pozagrobowe; dlaczego my nie mielibyśmy wierzyć?” Ktoś dorzucił: „A czy oni czytają Biblię?”

Krótko przed upływam terminu skazania zająłem się znowu bardzo intensywnie określonymi tekstami biblijnymi, ponieważ się spodziewałem, że zostanę stawiony przed Gestapo. Tak też rzeczywiście było i przez trzy dni miałem możność od rana do południa rozbijać w proch i pył argumenty przeciwników, tak jak to przyrzekł Jezus słowami: „Ja bowiem dam wam usta i mądrość, której nie będą mogli się oprzeć, ani jej odparować wszyscy wasi przeciwnicy.” — Łuk. 21:15.

Następnie odesłano mnie do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Zaznaczono mi, że to ma na celu „wymazanie mnie z powierzchni ziemi”. Ale również tutaj sięgała ręka Jehowy i nigdy nie zapomnę dobrodziejstw, jakich mi wyświadczył podczas tego okresu. Zatrudniono mnie przy budowie dróg, gdzie moje siły, podtrzymywane tylko brukwią i czarną kawą, wyczerpały się w ciągu trzech miesięcy. Ważyłem już tylko niespełna czterdzieści kilogramów i liczyłem się codziennie ze zgonem. Nagle padł rozkaz: „21 więźniów z baraku I do kuchni!” Znalazłem się wśród przeniesionych. Teraz wracałem powoli do sił, dziękując Jehowie za łaskawe kierownictwo. Po ośmiu i pół latach, w roku 1945, otwarto przed nami bramy i byliśmy znowu wolni.

DZIEŁO ODBUDOWY

W sierpniu owego roku przyjechałem do Wiesbaden, a we wrześniu rozpoczęliśmy dzieło odbudowy. Ponieważ w minionych dwunastu latach ukazało się wiele nowych wskazówek organizacyjnych, zostaliśmy najpierw zaproszeni na „kurs odświeżenia sił” do Domu Betel w Magdeburgu. Poczyniono odpowiednie kroki, żeby zbory były regularnie odwiedzane przez sług obwodów i okręgów. Zastosowanie otrzymanych wytycznych przyczyniło się do cudownego postępu dzieła głoszenia w Niemczech. Widząc, jak Jehowa kieruje swym ludem za pomocą teokratycznego zorganizowania, również w tym rozpoznałem niezasłużoną Jego życzliwość.

Od czasu naszego wyjścia z hitlerowskich obozów koncentracyjnych minęło ponad dwadzieścia lat. W okresie tym miałem przywilej pracy w służbie okręgowej i obwodowej. Służbie tej Jehowa obficie błogosławił i byłem w niej bardzo szczęśliwy. Bracia często zwracają się do mnie: „A przypominasz sobie, jak mi dałeś do ręki pierwszą książkę?” Albo: „Ty do mnie zaszedłeś pierwszy!” Od czasu do czasu bywaliśmy przeszkalani na dalszych kursach, z których wiele skorzystaliśmy, ale najbardziej pouczająca była i największe wrażenie na mnie wywarła Szkoła Służby Królestwa, do której zostałem wezwany w roku 1960. Jakże wysoko sobie ceniliśmy pochodzące z serca wywody wykładowców! Odtąd staraliśmy się zużytkować otrzymane pouczenia dla dobra braci.

Szczególną radością, a zarazem oczywiście niespodzianką, było dla mnie zaproszenie na kongres pod hasłem: „Rozszerzanie teokracji”, który odbył się w 1950 roku w Nowym Jorku. Lot przez Ocean Atlantycki, olbrzymie miasto ze swymi licznymi osobliwościami, wspaniałe, gigantyczne zgromadzenie na stadionie „Yankee”, osiem pełnych dni cudownych pouczeń — to wszystko na zawsze pozostanie w pamięci. Któraś z sióstr tłumaczyła nam wykłady od razu na język niemiecki, a my notowaliśmy jak najwięcej. Dzięki temu mogliśmy również dużo przekazać braciom po powrocie do kraju. Ponieważ pomagałem już w Niemczech w przygotowaniach kongresowych, szczególnie zainteresował mnie sprawny przebieg kongresu i miałem oczy otwarte na wszystko.

Dwa lata później ku wielkiej mojej radości przeczytałem zapowiedź, że lud Jehowy przeprowadzi w Nowym Jorku dalszy kongres latem roku 1953. Niezasłużonej życzliwości Jehowy zawdzięczam fakt, że i na nim się znalazłem. Doprawdy był tutaj zgromadzony lud, który wyszedł ze świata, aby służyć sprawom Jehowy. Na kongresie, który wkrótce potem odbył się w Norymberdze, poznałem pewną dzielną i pracowitą siostrę, zatrudnioną pełnoczasowo w dziele głoszenia. W roku 1954 pobraliśmy się i odtąd towarzyszyła mi w służbie obwodowej. Dostąpiliśmy później przywileju, że wspólnie mogliśmy pojechać na niezapomniany kongres pod hasłem: „Wola Boża”, który odbył się w roku 1958 w Nowym Jorku. Znowu zaznaliśmy błogosławieństw, które nas pobudziły do czujności i wiernego spełniania obowiązków oraz sprawiły, że nigdy nie zapomnimy dobrodziejstw Jehowy.

Na tych trzech międzynarodowych kongresach w Nowym Jorku przeżyłem najszczęśliwsze chwile mego życia. Nigdy bym nie zakosztował tyle dobra, gdybym nie podjął służby pełnoczasowej już w młodych latach. Ciągle na nowo widziałem, że Jehowie nie jest trudno wesprzeć nas w większej czy mniejszej potrzebie.

Wszystkie lata, jakie upłynęły od tamtego czasu, potwierdziły mi w zupełności, że spokój ducha i zadowolenie mam wtedy, kiedy czynię, co tylko mogę najlepszego, i spełniam swoje obowiązki, stawiając sprawy Królestwa na pierwszym miejscu. Istnieją przeszkody, ale gdy zostaną pokonane, przyczyniają się nam stanowczo do duchowego umocnienia.

Gorącym moim pragnieniem i modlitwą moją jest, żeby miłość i wierność nadal się u mnie wzmagały; wtedy z czasem, kiedy będę starszy i opuści mnie zdrowie czy siły, będę dalej bogaty w dobre czyny ku chwale Jehowy, który mi wyświadczył tak liczne dobrodziejstwa.

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij