BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w82/13 ss. 5-12
  • Wiara jest przydatna!

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Wiara jest przydatna!
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1982
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • WIELU STRACIŁO WIARĘ
  • WIARA U KOBIET
  • POD RZĄDAMI DWÓCH DYKTATORÓW
  • WIARA MOŻE SIĘ OKAZAĆ PRZYDATNA DLA CIEBIE!
  • Przeżyłem „marsz śmierci”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1981
  • Trwanie w wierze wraz z mężem
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1981
  • Moja nienawiść zamieniła się w miłość
    Przebudźcie się! — 1997
  • Dzięki pomocy Jehowy przetrwaliśmy totalitarne reżimy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1982
w82/13 ss. 5-12

Wiara jest przydatna!

Dowody z obozów koncentracyjnych

CO PRZYCHODZI tobie na myśl, gdy słyszysz o obozach koncentracyjnych?

Może stają ci przed oczami zastraszeni ludzie wypędzeni z wagonów towarowych i prowadzeni na śmierć? Albo przepracowani, wygłodzeni i schorowani więźniowie, którzy musieli żyć wśród własnych odchodów? A może bestialskie eksperymenty medyczne lub piece pochłaniające niezliczone ciała ludzkie?

Nie jest to jednak pełny obraz tamtych strasznych czasów.

Warto się zastanowić jeszcze nad czymś innym. Chociaż obozy hitlerowskie były koszmarem, setki tysięcy mężczyzn i kobiet usiłowały w nich żyć. Dzień po dniu walczyli o przetrwanie pomimo chorób i wyczerpania, bicia i wyrywkowo dokonywanych morderstw. Próbowali jeść, ogrzać się i zapobiegać chorobom. Musieli też ciężko pracować, spać i jakoś układać życie z innymi.

Dlatego pomimo grozy obozów koncentracyjnych — a raczej właśnie z tego względu — należałoby tam poszukać dowodów przydatności wiary. Chociażbyśmy osobiście nigdy nie zetknęli się z takimi warunkami, możemy odnieść korzyść czerpiąc z nich naukę.

WIELU STRACIŁO WIARĘ

U licznych więźniów pobyt w obozie pociągał za sobą utratę wiary. Pisarz Philip Yancy wyjaśnia: „Niektórzy z tych, co przeżyli, stracili wiarę w Boga. Szczególnie podatni byli na to Żydzi: wychowani w przeświadczeniu, iż są narodem wybranym, nagle dochodzili do przekonania, że — jak to z goryczą wyraził jeden z nich — ‛tylko Hitler dotrzymał swoich obietnic’”.

Elie Wiesel opisuje, jaki wpływ wywarł na niego widok egzekucji młodego chłopca. Esesmani zebrali więźniów przed szubienicą. Kiedy chłopiec konał, ktoś krzyknął: „Gdzie teraz jest Bóg?” Wiesel dodaje: „A ja usłyszałem w sobie głos, który odpowiedział: ‛Gdzie On jest? Tutaj — wisi na tej szubienicy (...)’”.

Wiarę stracił również niejeden spośród tych, którzy podawali się za chrześcijan. Harry J. Cargas w książce pt. The Christian Century (Stulecie chrześcijańskie) tak oto wyraża uczucia wielu niegdyś religijnych ludzi: „Obozy zagłady są moim zdaniem dla chrześcijan największą tragedią od czasu ukrzyżowania. Wtedy umarł Jezus; teraz nastąpiła jak gdyby śmierć chrześcijaństwa. (...) Jak można być dzisiaj chrześcijaninem, skoro obozy koncentracyjne wymyślił, zbudował i obsługiwał naród składający się z wyznawców tej religii (...)?”

Istniała jednak grupa ludzi, którzy nie dali sobie odebrać wiary. Świadkowie Jehowy wiedzieli z Biblii, że Bóg nie ma nic wspólnego z ohydą obozów śmierci ani z cierpieniami, które od wieków trapią ludzkość. Przeciwnie, takie rzeczy smucą Go, a przy tym dowodzą, iż ludzie nie umieją niezależnie od Niego kierować swoimi krokami (Jer. 10:23; Kazn. 8:9 [8:10, Nowy Przekład]). Stwórca obiecał w swoim Słowie, że w wyznaczonym czasie usunie z ziemi zło. Wynagrodzi też krzywdy wyrządzone tym, którzy okazywali wiarę, a nawet jest w stanie przywrócić im życie (Obj. 21:4; zobacz też rozdział pt. „Dlaczego Bóg pozwala istnieć złu?” w książce Jak znaleźć prawdziwe szczęście).

WIARA U KOBIET

Zobaczmy na przykład, jak pobyt w obozie oddziaływał na kobiety.

Rudolf Hoss pisze w swej autobiografii pt. Wspomnienia komendanta obozu oświęcimskiego:a „Natłoczony od samego początku obóz kobiecy oznaczał dla więźniarek zagładę psychiczną, po której wcześniej czy później następowało załamanie się fizyczne. W obozie kobiecym panowały warunki najgorsze pod każdym względem”.

Oczywiście w różnych obozach i w różnych okresach warunki nie były identyczne. Mimo to Höss zaznaczył: „Gdy kobiety osiągały pewien punkt zerowy, wówczas szybko następował koniec. Snuły się po terenie jak widma, (...) aż wreszcie pewnego dnia cicho umierały”. Dodatkowo przyczyniało się do tego zachowanie pewnych więźniarek, którym dano władzę nad innymi. Według Hössa „przewyższały one znacznie więźniów kryminalnych w podłości, chamstwie i nikczemności”.

Höss dodaje jednak: „Zupełne przeciwieństwo, nader pomyślne, stanowiły badaczki Pisma św., zwane ‛pszczołami biblijnymi’ albo ‛molami biblijnymi’. Było ich, niestety, zbyt mało”.

Jak te kobiety, będące Świadkami Jehowy, zdołały przetrzymać okropności hitlerowskich obozów? Czy ucierpiała na tym ich wiara? Można się o tym dowiedzieć z książki pt. Under Two Dictators (Pod rządami dwóch dyktatorów), napisanej przez Margarete Buber, naocznego świadka tych wydarzeń.

Na początku lat trzydziestych autorka należała wraz z mężem do aktywnych działaczy Komunistycznej Partii Niemiec. Kiedy dostali się do Moskwy, aresztowano ich za „odchylenia polityczne”. Mimo że Margarete Buber pozostała komunistką z przekonania, zesłano ją do obozu na Syberię. Później oddano ją w ręce hitlerowców i przez pięć lat odsiadywała karę w Ravensbrück, osławionym obozie koncentracyjnym dla kobiet.

Przez część tego okresu pełniła funkcję blokowej. Większość więźniarek w jej bloku była Świadkami Jehowy (badaczkami Pisma Świętego). Sprawozdanie Margarete Buber, która była więźniem politycznym, jest bezpośrednią relacją osoby nie należącej do Świadków Jehowy. Potwierdziła je Gertruda Poetzinger, która ponad cztery lata była jako Świadek Jehowy więziona w Ravensbrück, a dzisiaj razem z mężem pełni służbę w biurze głównym Towarzystwa Strażnica w Brooklynie, dzielnicy Nowego Jorku. Następny artykuł jest zestawieniem fragmentów wspomnianej książki, wykorzystanych za zezwoleniem autorki.

POD RZĄDAMI DWÓCH DYKTATORÓW

Każdy człowiek nowo przybyły do obozu koncentracyjnego, czy silny i zdrowy, czy słaby i bezbronny, zaraz na początku doznawał głębokiego wstrząsu. W Ravensbrück cierpienia świeżo przywożonych kobiet z roku na rok stawały się coraz gorsze, w związku z czym również większość z nich umierała. Zależnie od charakteru upływały tygodnie, miesiące, a nawet lata, zanim więźniarka pogodziła się z losem i dostosowała do egzystencji obozowej. W tym czasie gruntownie zmieniało się też jej usposobienie. Stopniowo słabło zainteresowanie światem zewnętrznym i losem innych.

Sądzę, że nic tak nie demoralizuje jak właśnie cierpienie, nadmierne cierpienie połączone z poniżeniem, które przechodzili mężczyźni i kobiety w obozach koncentracyjnych. Kiedy esesman bił, nie wolno było oddać. Gdy się znęcał i znieważał, trzeba było mieć usta zamknięte na kłódkę i nic nie odpowiadać. Nie miało się żadnych ludzkich praw — absolutnie żadnych, będąc tylko żywą istotą opatrzoną numerem, który odróżniał od innych nieszczęśników.

Nie chodzi mi tutaj o więźniarki funkcyjne, jak blokowe i sztubowe, które maltretowały swe podwładne, ale o zwykłe kobiety. Jeżeli któraś dostała odrobinę więcej jedzenia, większy kawałek chleba, dodatkową porcję margaryny lub kiszki, inne zaraz wybuchały oburzeniem i nienawiścią.

Od pobudki do apelu miałyśmy trzy kwadranse na umycie się, ubranie, uczesanie, doprowadzenie prycz i szafek do regulaminowego porządku oraz zjedzenie „śniadania”. Nie byłoby to łatwe nawet w normalnych warunkach, a co powiedzieć o baraku, gdzie setki kobiet przepychały się nawzajem, usiłując wykonywać te same czynności! Wszystkie obsypywały się gradem przekleństw i wyzwisk.

[Powyższe jest fragmentem opisu, w którym Margarete Buber przedstawiła swoje życie w Ravensbrück. Później jednak autorka została blokową w bloku nr 3, w którym przebywały wtedy badaczki Pisma Świętego].

Tego popołudnia przejęłam obowiązki w bloku trzecim. Panowała tam zupełnie inna atmosfera. Było cicho, pachniało proszkiem do szorowania, środkami odkażającymi i kapuśniakiem. Dwieście siedemdziesiąt kobiet siedziało przy stołach jedząc obiad. Zaledwie weszłam do pomieszczenia, podniosła się jakaś wysoka blondynka, zaprowadziła mnie na miejsce i podała aluminiową miskę pełną zupy. Nie wiedziałam zgoła, jak się zachować.

Gdziekolwiek spojrzałam, widziałam takie same skromne, uśmiechnięte twarze. Wszystkie kobiety miały włosy ściągnięte do tyłu w ciasny kok, siedziały w idealnym porządku i jadły swój posiłek równo, jak pod sznur. Większość z nich stanowiły chyba wieśniaczki, o wychudzonych twarzach, brązowych i pomarszczonych od słońca oraz wiatru. Sporo tych kobiet już od lat przebywało w więzieniu i obozie koncentracyjnym.

W bloku tym mieszkało 275 więźniarek — same badaczki Pisma Świętego. Każda odznaczała się wzorowym zachowaniem, znała na wylot regulamin obozu i przestrzegała go co do joty. Wszystkie szafki były jedna w drugą starannie wysprzątane; mogły służyć za wzór schludności i porządku. Ręczniki wisiały na drzwiczkach w ściśle jednakowy, przepisowy sposób; miski, talerze, kubki itp. błyszczały czystością. Stołki wyszorowane do białości stawiano w równych rzędach. Kurz ścierano wszędzie, nawet z belek stropowych baraku, który nie miał sufitu, lecz bezpośrednio z dołu widoczny dach. Słyszałam, że niektóre esesmanki chodziły po bloku w białych rękawiczkach i dotykały palcami listew oraz wierzchów szafek, a nawet wspinały się na stoły, żeby sprawdzić, czy nie ma kurzu na belkach.

Ustępy były równie czyste jak umywalnie. Ale szczytem tego ładu i porządku były sale sypialne, każda na 140 miejsc. Sposób zasłania prycz był prawdziwym wyczynem. Wypchane słomą sienniki i poduszki przypominały idealne czworoboki. Wszystkie koce były skrupulatnie poskładane do tych samych rozmiarów i ułożone dokładnie według tego samego wzoru. Na każdej pryczy wisiała karta z nazwiskami i numerami więźniarek, które ją zajmowały, zaś na drzwiach umieszczono starannie narysowany plan sypialni z wykazem wszystkich miejsc i osób, aby dokonujący przeglądu, mogli się od razu zorientować, gdzie kto śpi.

Kiedy byłam sztubową w baraku tak zwanych aspołecznych,b cały dzień wypełniały różne obowiązki i często zdarzały się przykre niespodzianki. Natomiast wśród badaczek Pisma Świętego życie płynęło mi bardzo spokojnie. Wszystko szło jak w zegarku. Rano, gdy przed apelem każda starała się uporać ze swymi zajęciami, nigdy nie padło głośne słowo. Inne blokowe i sztubowe musiały zdzierać gardło, zanim udało się im wyprowadzić swoje podopieczne na dwór i ustawić w szeregu, natomiast tutaj wszystko przebiegało sprawnie i bez ponaglania; tak samo zresztą było z każdą inną sprawą — z wydawaniem posiłków, gaszeniem światła i tak dalej.

Przy badaczkach Pisma Świętego moje główne zadanie polegało na tym, żeby zapewniać im możliwie znośne życie i zapobiegać szykanom ze strony komendantury.

W bloku trzecim nigdy niczego nie ukradziono. Nikt nie oszukiwał ani nie składał donosów. Każda z tych kobiet nie tylko była bardzo obowiązkowa, ale również czuła się odpowiedzialna za pomyślność całej grupy. Niebawem zorientowały się, że jestem im przychylna.

Przyjęły mnie do społeczności blokowej i nabrałam przekonania, że żadna mnie nie zdradzi. Dlatego mogłam dla nich dużo zrobić. Na przykład za pomocą rozmaitych wymówek i wykrętów chroniłam starsze lub fizycznie słabsze przed wystawaniem godzinami na apelu. Nie udałoby się to wśród aspołecznych, gdyż odporniejsze doniosłyby o tym esesmanom, nie mogąc znieść myśli, że kogokolwiek się faworyzuje.

Badaczki Pisma Świętego stanowiły jedyną zwartą grupę pośród więźniarek w Ravensbrück. Kiedy się do nich udawałam, miałam bardzo mgliste pojęcie o ich przekonaniach religijnych i o tym, dlaczego ich Hitler nie lubi. Słowa „nie lubić” bardzo oględnie określają jego stosunek do Świadków Jehowy, których potępiał jako wrogów państwa i bezwzględnie prześladował.

Moje podopieczne zapewne wkrótce sobie uświadomiły, że raczej się nie nawrócę. Mimo to zapewniały mnie raz po raz — chyba na dowód sympatii — że nie tracą nadziei, iż pewnego dnia „przejrzę”. O ile dobrze zrozumiałam, wierzyły, że wkrótce nastąpi koniec świata i wtedy cała ludzkość z wyjątkiem Świadków Jehowy zostanie wtrącona w potępienie. Dobro ostatecznie zatriumfuje nad złem. Naród nie podniesie już miecza przeciwko narodowi; lampart będzie sobie leżał obok koźlęcia; w jednej gromadzie będą cielę, lwiątko i karmne bydła, a nikt nie będzie krzywdził ani szkodził na całej świętej górze Bożej. Nie będzie też więcej śmierci, a każdy, kto przetrwa, będzie odtąd żył szczęśliwie i zaznawał nie kończącej się pomyślności.

Ta prosta i kojąca wiara dodawała badaczkom sił i pozwoliła im przetrzymać długie lata w obozie koncentracyjnym wśród zniewag i upokorzeń, a także zachować ludzką godność. Wiara ich została wystawiona na próbę i dowiodły, że nawet śmierć ich nie przeraża. Bez wahania gotowe były umrzeć za swoje przekonania.

Świadkowie Jehowy poważnie traktowali szóste przykazanie i stanowczo sprzeciwiali się wszelkim wojnom oraz służbie wojskowej. Swoją niewzruszoną pod tym względem postawę wielu mężczyzn spośród nich przypłaciło życiem, a moje kobiety również odmawiały wykonywania jakiejkolwiek pracy, która ich zdaniem popierała działania wojenne.

Poza tym jednak miały niezachwiane poczucie obowiązku i odpowiedzialności; były pracowite, rzetelne i posłuszne. Świadkowie Jehowy byli w pewnym sensie „dobrowolnymi więźniami”, ponieważ mogli w każdej chwili wyjść na wolność pod warunkiem podpisania specjalnego oświadczenia, które brzmiało: „Niniejszym oświadczam, że odtąd przestaję być Świadkiem Jehowy i ani słowem, ani na piśmie nie będę popierał Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego”.

Zanim zostałam ich blokową, badaczki dużo wycierpiały od Kaethe Knoll [poprzedniej blokowej], która robiła wszystko, co mogła, żeby nie rozmawiały ze sobą na tematy religijne. Powstrzymywanie ich od takich rozmów i od wspólnego przeglądania notatek — czyli krótko mówiąc od „studiowania Biblii” — było dla nich czymś w rodzaju chińskich tortur, które Kaethe Knoll stosowała ze złośliwą gorliwością.

Byłam wśród nich już przez jakiś czas, gdy zauważyłam, że moje „mole biblijne” — jak je nazywano w obozie — naprawdę miały Biblie i pomocniczą literaturę. Przynosiły ją wracając z pracy, schowaną w wiadrach pod szmatami do podłogi, a rano znowu zabierały. Spostrzegłszy to zasugerowałam, iż bezpieczniej byłoby na dzień ukryć to wszystko gdzieś w bloku, co zostało entuzjastycznie przyjęte. Od tego czasu już jawnie studiowały Biblię w każdej wolnej chwili, wieczorami i w niedzielę. A przed zaśnięciem, zanim esesmanki wyszły z psami na nocny obchód, więźniarki cicho śpiewały swoje pieśni. Dbałam, by w razie zagrażającej kontroli ostrzec je przed niebezpieczeństwem i umożliwić schowanie zakazanych publikacji.

Brałam na siebie poważne ryzyko, gdyż jako blokowa byłam za wszystko odpowiedzialna. Był to mimo wszystko „złoty wiek” mojego życia w obozie — jak gdyby już było po Armagedonie. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że w ciągu tych niespełna dwóch lat nie wylądowałam w bloku karnym ani w bunkrze, chociaż prawie codziennie przychodził do nas na inspekcję bezwzględny komendant Koegel.

Prowadziłam również inną, jeszcze bardziej niebezpieczną grę. Kiedy więźniarka zachorowała, musiała za moim pośrednictwem zameldować to lekarzowi SS. Podstawowym sprawdzianem była temperatura. Zależnie od wskazań termometru daną osobę należało przekazać do izby chorych, uzyskać dla niej pozwolenie na wykonywanie pracy w obozie albo bezlitośnie odesłać ją do zwykłych robót. Wśród badaczek było sporo starszych kobiet, które wprawdzie nie miały gorączki, ale po prostu tak opadły z sił, że praca przerastała ich możliwości. Jedynym sposobem na to, by je oszczędzić i od czasu do czasu dać im dzień wolny, było zatrzymywanie ich w baraku i podawanie nieścisłych liczb w meldunkach o brygadach wyruszających do pracy. Podjęłam się tego. Nie chcę myśleć, co by się ze mną stało, gdyby to wyszło na jaw. Sytuację dodatkowo utrudniała okoliczność, że byłyśmy blokiem pokazowym [do którego prowadzono wizytujących urzędników hitlerowskich; oto jak autorka opisuje taką niezapowiedzianą inspekcję:]

Wyprężona na baczność raportowałam:

„Blokowa Margarete Buber, numer 4208, melduje blok trzeci. Stan — 275 badaczek Pisma Świętego i trzy polityczne, z tego 260 w pracy, osiem na dyżurze w baraku i siedem z zezwoleniami na pracę w obozie”.

Koegel wytrzeszczył na mnie swoje bladoniebieskie oczy, zacisnął zęby, aż zadrgały mu gładko ogolone policzki, a potem coś odmruknął. Następnie rozpoczęła się normalna inspekcja. Otworzyłam kolejno wszystkie drzwi oraz pierwsze trzy szafki. Kiedy zbliżyliśmy się do więźniarek uprawnionych do przebywania wtedy w baraku, wrzasnęłam „Achtung!”, na co zerwały się jednocześnie jakby za naciśnięciem sprężyny. Na wszystkich wizytatorach — mężczyznach czy kobietach, z SA, SS czy z jakiejkolwiek innej organizacji — zawsze wywierał nieodparte wrażenie blask wypolerowanej cyny i aluminium. Zazwyczaj tylko Koegel zadawał więźniarkom pytania. „Dlaczego cię aresztowano?” Odpowiedź brzmiała zawsze: „Jestem Świadkiem Jehowy”. Na tym kończyło się przesłuchanie, bo komendant wiedział z doświadczenia, że te niepoprawne badaczki nie pominą żadnej okazji do potwierdzenia tego faktu. Z kolei wizytujący przechodzili do sali sypialnej, po czym niezmiennie wpadali w zachwyt nad panującym tam porządkiem.

Chociaż nadzorczyni SS nazwiskiem Langenfeld sprzyjała badaczkom i chroniła je, inna esesmanka, niejaka Zimmer, była ich nieprzejednanym wrogiem. Nic nie potrafiło jej zadowolić, nawet najbardziej wzorowe łóżko nie spotykało się z jej uznaniem; nigdy też nie przepuszczała sposobności do zelżenia Świadków i znęcania się nad nimi.

[Chcąc zakłócić spokój oraz zgodę panującą wśród tych chrześcijanek, władze umieściły w ich bloku około stu więźniarek aspołecznych].

Zdawało się, jak gdyby do owczarni wdarły się wilki. Na porządku dziennym były teraz donosy, kradzieże i awantury. Aspołeczne natychmiast zaczęły oskarżać Świadków o studiowanie Biblii i dyskusje religijne. Przywłaszczały sobie wszystko, co im wpadło w ręce, a ponieważ przysłał je zarząd obozu, zachowywały się na ogół prowokacyjnie i bezczelnie. Bardzo mnie to przygnębiło. Muszę jednak przyznać badaczkom, że skupiły się wokół mnie i wspierały wszelkimi możliwymi sposobami w pełnieniu trudnych obowiązków. Dzięki temu udało się nam przez sześć miesięcy — dopóki plaga nie ustała — omijać wszelkie pułapki, tak iż obyło się bez raportu karnego.

Dokładałam wszelkich starań, aby odizolować podżegaczy. Posadziłam aspołeczne przy oddzielnych stołach, żeby podczas posiłków nie podsłuchiwały każdej rozmowy, natomiast w sypialni przydzieliłam im najwyższe prycze, a badaczki umieściłam niżej. Ale gdy to się doniosło, władze — głównie chyba za sprawą frau Zimmer — jak gdyby specjalnie wyszukiwały nam więźniarki cierpiące na moczenie mimowolne, wobec czego z górnych pięter noc w noc kapało na śpiące pod nimi niewinne ofiary.

Pewnego dnia nasz zawzięty wróg — frau Zimmer — przyszła obejrzeć swe dzieło. Natychmiast spostrzegła, że oddzielam owce od kozłów, i napadła na mnie z oburzeniem.

„Nie myśl, że jestem ślepa! Od dawna widzę, że ochraniasz i popierasz badaczki. Natychmiast przemieszać aspołeczne i te glisty biblijne, zrozumiano?”

Cóż było robić? Musiałam je wszystkie przegrupować i zdać się na los szczęścia. Plaga skończyła się w tak osobliwy sposób, że gotowa jestem dopatrywać się w tym niemal ręki Jehowy. Badaczki przyjęły aspołeczne jak gdyby to były dawno nie widziane siostry. Pytały, czy są głodne i chcą dolewkę. A może jeszcze kawałek chleba? Oczywiście, że tak! Przyglądałam się tej chrześcijańskiej dobroczynności z mieszanymi uczuciami, ale odnosiła ona pożądany skutek. Życzliwość i przychylność rozbroiła aspołeczne, a wtedy rozpoczęła się kampania oświecania. Niezadługo jedna po drugiej, to Cyganka, to Polka, to Żydówka, to polityczna, zaczęły się zgłaszać w biurze SS oświadczając, że odtąd chcą być traktowane jako Świadkowie Jehowy i nosić fioletowy trójkąt. Esesmani wściekali się na te nowo nawrócone i wyrzucali je precz. W końcu im się to znudziło, wobec czego usunęli aspołeczne z naszego bloku, do którego za to wrócił spokój. Odetchnęłam z ulgą, a badaczki we wspólnej modlitwie złożyły podziękowanie Jehowie.

WIARA MOŻE SIĘ OKAZAĆ PRZYDATNA DLA CIEBIE!

Tragiczna to była sytuacja, gdy każdy mógł z jakiegokolwiek powodu stanąć w obliczu grozy hitlerowskich obozów koncentracyjnych. A jednak tak było. Czego możemy się z tego nauczyć?

Relacja zawarta w książce: Under Two Dictators (Pod rządami dwóch dyktatorów) jest świadectwem wiary tamtych chrześcijanek. Nie była to oczywiście wiara z wyrachowania i nie było łatwo jej się trzymać. Ale nie da się też zaprzeczyć pewnym praktycznym korzyściom wynikającym z trybu życia podyktowanego taką silną wiarą w Boga, która pozwalała im oczekiwać momentu, gdy usunie On z ziemi wszelkie zło.

Kobiety te czerpały ze swojej wiary mierniki służące im za podstawę do oceny sytuacji. Zdołały dzięki niej zachować równowagę psychiczną i moralną. Nie podkopywały sobie zdrowia zgryzotą ani nie upadały na duchu przytłoczone rozpaczą. I w ten sposób wiara dzień w dzień pomagała im utrzymać się przy życiu.

Bruno Bettelheim, z wykształcenia psycholog, osobiście obserwował Świadków Jehowy w obozach. Napisał o nich, że „nie tylko zachowywali niezwykle mocne poczucie godności ludzkiej oraz wysoki poziom moralny, ale również zdawali się być uodpornieni na te same przeżycia obozowe, które w krótkim czasie niszczyły ludzi odznaczających się — jak uważali moi koledzy psychoanalitycy, a także ja sam — bardzo dobrze zintegrowaną osobowością” (The Informed Heart).

Z innego dzieła, The Dungeon Democracy, można się dowiedzieć: „Nierzadko bywali przedmiotem kpin, lecz nie zważali na to i zachowywali godność osobistą, podczas gdy inni nie bacząc na nic zaprzedawali samych siebie, byleby zdobyć przewagę nad drugimi w bezwzględnej walce o byt”.

Być może nigdy nie przeżywasz aż tak wielkich cierpień, ale czy nie dostrzegasz, że i tobie taka wiara mogłaby pomóc? Na równi ze wszystkimi ludźmi stajesz wobec codziennych problemów i nacisków. A wiara w Boga ułatwi ci prowadzenie spokojniejszego życia.

Wierząc w Boga i Jego Słowo, umiejętniej będziesz układał swoje stosunki z innymi ludźmi. Jeżeli na przykład kierujesz się w życiu głęboką wiarą, drudzy przypuszczalnie będą cię uczciwiej traktowali i darzyli większym szacunkiem. Czy brzmi to nieprawdopodobnie w dzisiejszym świecie, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem? Zastanów się więc nad spostrzeżeniami wspomnianego Bettelheima, dotyczącymi Świadków Jehowy w obozach koncentracyjnych: „Chociaż byli jedyną grupą więźniów, którzy nigdy nie lżyli ani nie maltretowali współwięźniów (przeciwnie, zazwyczaj odnosili się do nich bardzo uprzejmie), esesmani woleli właśnie im powierzać funkcje, ponieważ byli pracowici, zręczni i skromni w zachowaniu”.

Podobnie jest i dzisiaj. Świadkowie Jehowy dzięki swej wierze i duchowi Bożemu rzetelnie starają się być życzliwi, łagodni w obejściu, uczciwi i pracowici (Gal. 5:23; Rzym. 12:16-18, 21; Jak. 3:13; Efez. 4:28). Dlatego najczęściej się ich ceni jako pracowników. Niemal zawsze stosunkowo łatwo znajdują posadę, a gdy inni są zwalniani, ich się pozostawia; szybciej też awansują na stanowiska, gdzie potrzebne jest zaufanie.

Wiara okazuje się przydatna w praktyce również pod wieloma innymi względami. Potrafi pomóc młodzieży w obraniu szczęśliwszego, sensowniejszego życia. Reguluje życie rodzinne i w ogóle sprawy związane ze stosunkiem do osób płci odmiennej. Może ci dać lepsze zdrowie i dłuższe życie.

Ale podstawowym dowodem przydatności wiary jest dla wielu osób to, co apostoł Paweł napisał w Liście do Hebrajczyków 11:6: „Bez wiary nie można zdobyć jego [Bożego] upodobania, bo kto się zbliża do Boga, musi wierzyć, że On jest i że daje nagrodę tym, którzy go pilnie szukają”.

Miliony Świadków Jehowy z wiarą oczekują przyobiecanej przez Boga nagrody — życia na ziemi w warunkach pokoju, sprawiedliwości i szczęścia (2 Piotra 3:13). Usilnie cię zachęcamy, czytelniku, żebyś dowiedział się od nich czegoś więcej o tej nagrodzie, a także o tym, jak teraz i na przyszłość wiara może się okazać przydatna w twoim życiu.

[Przypisy]

a Opublikowana przez Wydawnictwo Prawnicze (Warszawa) w roku 1961.

b Do aspołecznych zaliczano prostytutki, włóczęgów, kieszonkowców, alkoholików i inne „niepoprawne elementy”.

[Ilustracja na stronie 7]

Gertrud Poetzinger w roku 1944; była wśród 275 Świadków Jehowy uwięzionych w Ravensbrück

[Ilustracja na stronie 8]

Gertrud Poetzinger dzisiaj; pracuje w głównym ośrodku działalności Świadków Jehowy

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij