BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w84/23 ss. 23-27
  • Jedenaścioro sierot — jak mieliśmy sobie poradzić?

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Jedenaścioro sierot — jak mieliśmy sobie poradzić?
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • DZIEJE RODZINNE
  • CO POCZĄĆ?
  • NIEPOKOJĄCE PYTANIA
  • ODPOWIEDZI SIĘ ZNAJDUJĄ
  • JUŻ NIE „SIEROTY”
  • Jehowa wygładzał nasze ścieżki
    Przebudźcie się! — 1997
  • Poszłam w ślady rodziców
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1995
  • Niezwykłe chrześcijańskie dziedzictwo
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1993
  • Rodzice nauczyli nas miłości do Boga
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
w84/23 ss. 23-27

Jedenaścioro sierot — jak mieliśmy sobie poradzić?

Opowiada Maria Lucia Vinhal

„GDYBY naprawdę Bóg był miłosierny, nie zabrałby nam w tak krótkim czasie i taty, i mamy!” „Jeżeli Bóg jest wszechmocny, to dlaczego nie uratował mamusi od śmierci, wiedząc, że zostanie po niej 11 sierot?”

Nieraz podnosiłam tego typu kwestie wobec moich katolickich przyjaciół i krewnych, utrzymujących, że zarówno do samobójstwa ojca, jak i do śmierci matki, która w cztery miesiące później zmarła na atak serca, doszło za wolą Bożą. Zdezorientowana i przerażona ciągle zadawałam sobie pytanie: „Jak ja, 17-letnia dziewczyna, mam się zaopiekować dziesięciorgiem młodszych braci i sióstr, z których najmniejsze ma zaledwie jeden miesiąc?”

DZIEJE RODZINNE

Byliśmy pobożną rodziną katolicką. Tatuś, z zawodu nauczyciel, był zarazem skarbnikiem i katechetą w pobliskiej kaplicy, a ja śpiewałam w chórze. Oboje z tatą należeliśmy do Towarzystwa św. Wincentego á Paulo. Cała rodzina wespół z nami brała udział w codziennych nabożeństwach i innych praktykach religijnych; zresztą w naszym cichym miasteczku w głębi brazylijskiego stanu Goias niewiele było innych zajęć.

Tatuś bardzo chciał poznać i rozumieć Biblię. Często ją czytał, nieraz do wczesnych godzin rannych. Pamiętam, że pewnego razu słyszałam, jak się rozpłakał, bo nie mógł sobie wytłumaczyć słów Hioba: „Kto by mi to dał, abyś mię zakrył w piekle?” (Joba 14:13, Wujek, 1599). „Jeżeli Hiob wiernie służył Bogu” — pytał głośno ojciec — „to dlaczego prosił, żeby mu dano schować się w piekle?” Trapiły go jeszcze inne nie rozstrzygnięte zagadnienia: Dlaczego musimy tyle cierpieć? Czyżby Bóg o nas zapomniał? Szukał odpowiedzi nawet w niektórych kościołach protestanckich, ale na próżno.

Dnia 24 czerwca 1974 roku w naszym cichym, skromnym życiu nastąpił straszny wstrząs. Dwaj moi kuzyni przynieśli tragiczną wiadomość: „Maria Lucia, wasz ojciec się zabił!” Przez niefortunną transakcję stracił wszystkie pieniądze i jeszcze pozostały długi. Wpadł w rozpacz. Przeżycie to i całe późniejsze zmartwienie przeciążyło słabe serce matki; po czterech miesiącach i ona zmarła, pozostawiając nas, jedenaścioro sierot, bez środków do życia i przytłoczonych smutkiem.

CO POCZĄĆ?

Pracowałam wówczas w supersamie, ale zarabiałam bardzo mało. Obciążeni w dodatku długami, które nam pozostały, poznaliśmy prawdziwą biedę. Czasem po prostu nie było co położyć na stół. Znając nasze położenie, jedna koleżanka z pracy zaczęła chodzić po domach, aby uzbierać dla nas żywności. Chociaż mnie to krępowało, odczuwałam głęboką wdzięczność za jej przyjazny gest oraz za pomoc, jaką otrzymaliśmy od miejscowych ludzi.

Nasz dom był własnością matki, więc przynajmniej mieliśmy gdzie mieszkać. Po pewnym czasie przyznano nam niewielki zasiłek. W dodatku 12-letni Paulo podjął pracę w sklepie mięsnym, a Silvio, który miał zaledwie 11 lat, zaczął roznosić mleko. Obowiązkami domowymi zajęły się 15-letnia Lucia Maria i 9-letnia Maria Aparecida. Nie było możliwości, byśmy całą jedenastką trzymali się razem, zapadła więc decyzja, że sześcioro najmłodszych na razie zamieszka u krewnych. Reszta wkrótce była pochłonięta staraniami o to, by się jakoś uporać z codziennymi kłopotami.

Ileż to decyzji dotyczących nas wszystkich trzeba było podejmować! A ponieważ byłam najstarsza, ostatnie słowo na ogół pozostawiano mnie. Niekiedy innym trudno było się pogodzić z tym, co postanowiłam, bo przecież byłam jeszcze bardzo młoda. Na przykład pewnego razu próbowałam uciszyć Paula, bo tak hałasował, że pozostali nie mogli się uczyć.

„Z jakiej to racji wolno ci zwracać mi uwagę?” — odpowiedział. Po ostrej sprzeczce wyszedł z domu i nie wrócił na noc. O świcie z oczami zaczerwienionymi od płaczu poszłam go szukać; zamierzałam nawet udać się na posterunek policji. Jakiż kamień spadł nam z serca, gdy trochę później wrócił do domu, uśmiechnięty i beztroski, spędziwszy noc gdzieś u kolegów! Takich nieporozumień było jednak niewiele.

NIEPOKOJĄCE PYTANIA

Ciągle nurtowały nas wątpliwości z zakresu religii. Znajomi twierdzili, że to Bóg zabrał naszych rodziców. Stale przychodziło nam na myśl, że jeśli istotnie tak było, to chyba i nas pozabiera jedno po drugim. Kiedy któreś zachorowało, ogarniał nas lęk, że Bóg już chce zabrać następną osobę. Żyliśmy w ciągłym strachu! Ponadto nauczono nas, że dusza samobójcy niechybnie idzie do piekła. Dlatego często się zastanawiałam: Czy tato naprawdę cierpi męki w płomieniach? Spytałam o to naszego księdza, ale nic mi nie odpowiedział. Popadłam w przygnębienie, a także ogarnęły mnie wątpliwości co do mojej religii.

Jako członkini stowarzyszenia wincentek w dalszym ciągu zbierałam dziesięciny dla kościoła. Pewien mężczyzna, do którego wstąpiłam, zapytał, na co mają być użyte te pieniądze i jakie biblijne uzasadnienie ma takie zbieranie dziesięcin. Nie umiałam mu odpowiedzieć. Kiedy zaszłam do niego w następnym miesiącu, zadał mi te same pytania. Postanowiłam poprosić księdza o wyjaśnienie.

„Na pokrycie wydatków kościoła”, odpowiedział.

„A jaka jest do tego podstawa biblijna?” — nalegałam dalej.

Nic nie odrzekł. Popłakałam sobie widząc, że nie będę mogła odpowiedzieć na zadane mi pytania. Ponadto na zebraniach naszego stowarzyszenia głośno wyczytywano nazwiska ofiarodawców z pochwałami dla tych, którzy dużo dali. Spróbujcie sobie teraz wyobrazić, jak ja się czułam, że nie mogłam nic dać, a przy wyczytywaniu mego nazwiska powiedziano to publicznie!

Wszystko to jeszcze pogłębiło moje rozgoryczenie. Chociaż bardzo sobie ceniliśmy pomoc materialną otrzymaną w pierwszych tygodniach po śmierci mamy, to jednak później zrozumiałam, że wszystkie obrządki odprawiane z tej okazji w kościele niewiele mi pomogły w podołaniu odpowiedzialności za pokierowanie rodziną pod względem moralnym.

ODPOWIEDZI SIĘ ZNAJDUJĄ

Sześć miesięcy po śmierci matki nadarzyła się sposobność otrzymania odpowiedzi na moje pytania. Pewna pani imieniem Yolanda odwiedziła nas w sklepie i zaproponowała mojej koleżance bezpłatne domowe studium biblijne. Przedstawiła się, że jest Świadkiem Jehowy. Przysłuchiwałam się jej, a zafascynował mnie tytuł zaproponowanej przez nią niebieskiej książeczki: Prawda, która prowadzi do życia wiecznego. Ponieważ nie miałam pieniędzy, koleżanka dała mi ją później w prezencie.

W domu dosłownie pochłonęłam jej treść i gdy po kilku dniach znowu spotkałam donę Yolandę, błagalnie zwróciłam się do niej: „Proszę mi podać swój adres, żebym mogła przychodzić do pani na obiecany kurs biblijny!” A ileż miałam pytań! Największe wrażenie podczas tych studiów wywarł na mnie sposób, w jaki odpowiadała na moje pytania na podstawie naszej Biblii. Tego mi właśnie brakowało, gdy przedtem zwracałam się do księdza.

Głęboko zapadły mi w serce słowa z Ewangelii Jana 5:28, 29, które brzmią: „Nie dziwcie się temu, ponieważ nadchodzi godzina, w której wszyscy, co są w grobowcach pamięci, usłyszą jego głos i wyjdą”. Obie z Lucią Marią popłakałyśmy się z radości na myśl o ponownym spotkaniu naszej mamy!

„A co z tatusiem? Czy cierpi w piekle?” — padły niecierpliwe pytania. Jakże nam ulżyło, gdy się dowiedziałyśmy, że piekło to wspólny grób ludzkości i że nikt tam nie cierpi! Była to zarazem odpowiedź na dawniejsze pytania ojca na temat Hioba, który prosił o schronienie w piekle. Zrozumiałyśmy również, że szanse ojca na przyszłe życie zależą od Wielkiego Sędziego, Jehowy Boga. Ale przynajmniej nie cierpi katuszy! (Kazn. 9:5, 10).

Reszta rodzeństwa jedno po drugim zaczęli studiować Biblię z innymi Świadkami Jehowy. Jakże wdzięczni im jesteśmy za życzliwość i cierpliwość w nauczaniu nas prawdy biblijnej! Dowiedzieliśmy się, dlaczego Bóg dopuszcza zło, i że o nas nie zapomniał. Przekonaliśmy się też, że Biblia ma dla nas wyborne rady na temat moralności, uczciwości, poszanowania władzy i odnoszenia się do siebie nawzajem (1 Kor. 6:9, 10; Hebr. 13:17, 18; Rzym. 13:1, 2; Mat. 7:12).

Postanowiliśmy stosować wszystko, czego się uczyliśmy, i umówiliśmy się, że gdyby któreś popełniło błąd, drugie je skoryguje. Na przykład Paulo zaczął zdradzać zamiłowanie do spotkań towarzyskich, gdzie przebierano miarę w piciu. Po pewnym czasie dzięki zdrowym radom udało się rozwiązać ten problem i trochę spoważniał. Silvio, o rok młodszy od Paula, początkowo nie traktował serio studium biblijnego, a na zebrania do Sali Królestwa chodził z nami tylko dlatego, że zabieraliśmy go ze sobą. Później, w miarę dalszego studiowania Biblii, zaczął przejawiać głębokie pragnienie służenia Bogu i wzięcia na siebie większej odpowiedzialności. Teraz mówi, że pomogły mu zachęty ze strony innych członków zboru.

JUŻ NIE „SIEROTY”

Szczególne znaczenie dla nas jako rodziny miały słowa Jezusa z Ewangelii Marka 10:29, 30: „Nikt nie opuścił domu lub braci, lub sióstr, lub matki, lub ojca (...) przez wzgląd na mnie i na dobrą nowinę, kto by nie otrzymał stokrotnie teraz, w tym okresie, domów i braci, i sióstr, i matek”. Tak, mamy teraz wiele „braci i sióstr, i matek” w sensie duchowym.

Na przykład dona Yolanda nie tylko studiowała z nami Biblię, lecz jeszcze całymi godzinami uczyła nas, jak lepiej załatwiać sprawy domowe, gotować, prać i prasować. Gdyby nie jej „matczyne” rady, doprawdy nie wiem, co by się stało z nami wszystkimi. Chrześcijańscy bracia z niewielkiego (liczącego zaledwie około 20 osób) zboru również dbali o nasze potrzeby. Podjęli nawet starania, aby wyremontować nasz dom!

Okazywana nam troskliwość poruszyła część krewnych, którzy dotąd niewiele interesowali się naszą sytuacją, i w dniu wyznaczonym na rozpoczęcie remontu zjawili się u nas. „Wy, Świadkowie, zostawcie to nam”, powiedzieli. „Sami zajmiemy się domem”. Byliśmy bardzo zaskoczeni, a jednocześnie wdzięczni, że chcą nam przyjść z pomocą. Później przyszli bracia i dokończyli naprawę instalacji elektrycznej, dzięki czemu mieszka się nam znacznie wygodniej.

Oczywiście wszystkie nasze kontakty ze zborem nie uszły uwagi sąsiadów, którzy nie chcieli, żebyśmy zostali Świadkami Jehowy. Pewnego dnia, gdy wychodziliśmy z domu na zebranie do Sali Królestwa, zatrzymał nas mężczyzna mieszkający po drugiej stronie ulicy.

„Nie idźcie na to zebranie!” — nalegał uparcie.

„Dlaczego?” — zapytałam.

„Bo to jest nowa religia, wymyślona dopiero niedawno. Wasz ojciec umarł jako katolik i musicie pozostać do śmierci w kościele katolickim. Wracajcie do domu!”

Wiedzieliśmy, że ma dobre intencje, ale nie daliśmy się zniechęcić.

Do największych radości, których doświadczyliśmy dzięki poznaniu Biblii, należy szczera jedność, jaka zapanowała w naszej rodzinie. Wspólnie studiowaliśmy, wspólnie się modliliśmy, a potem zaczęliśmy wspólnie głosić od domu do domu. Wszystko to jak nigdy dotąd zespoliło nas duchem współpracy. Z czasem zaczęliśmy szukać sposobu, by przynajmniej jedno z nas mogło w większej mierze uczestniczyć w działalności głoszenia.

Dotychczas Lucia Maria szyła dla rodziny (i trochę dla obcych) oraz wykonywała większość prac domowych. Postaraliśmy się o to, żeby Maria Aparecida nauczyła się szycia i przejęła więcej obowiązków domowych, co znacznie odciążyło Lucię Marię. Dzięki temu od kwietnia 1978 roku większość czasu spędza w służbie kaznodziejskiej jako pionierka. Dwa lata później została pionierką specjalną i poświęca co miesiąc 140 godzin na nauczanie innych Słowa Bożego w odległym mieście, gdzie powstaje zbór Świadków Jehowy.

Upłynęło 10 lat od tragicznego roku 1974, gdy nam się zdawało, że cały nasz świat się zawalił. Jakże się wszystko zmieniło! Dzięki poprawie sytuacji pod względem materialnym, a zwłaszcza duchowym, udało nam się znowu złączyć większość rodziny. W 1979 roku wrócił do nas Dorinato, a kilka miesięcy później uzyskałam zgodę babci na sprowadzenie Dalvy i Lourdesy. Cała trójka robiła ładne postępy i w roku 1980 te dwie ostatnie zostały ochrzczone. Jakże szczęśliwi byliśmy, gdy prawda biblijna zakorzeniała się w ich sercach!

Potem przyszła kolej na Beatrizę. Mieszkała przy rodzinie katolickiej i uczestniczyła z nią w życiu religijnym. Sądziliśmy, że trudno będzie sprowadzić ją z powrotem do domu. Tymczasem ku miłemu zaskoczeniu nas wszystkich przyjechała w listopadzie 1981. Poważnie zabrała się do studiowania Biblii i w lipcu 1982 roku dała się ochrzcić. Obecnie sama prowadzi studia biblijne. Ręka Jehowy rzeczywiście nie była za krótka!

Następny z kolei był Clodoaldo. W maju 1983 roku zdołaliśmy ściągnąć go do domu i teraz regularnie uczestniczy w rodzinnym studium Biblii oraz w działalności głoszenia. Modlimy się o to, żeby razem z Dorinatem robili dalsze postępy, oddali się Bogu i zgłosili się do chrztu. Najmłodszy, Alexandre, dalej mieszka u krewnych. Chociaż nie możemy jeszcze zabrać go do domu, udało się poczynić starania, żeby regularnie udzielać mu pomocy duchowej. Na razie chętnie czyta książkę Będziesz mógł żyć wiecznie w Raju na ziemi.

Gdy Paulo i Silvio zostali ochrzczeni, objęli przewodnictwo w naszym rodzinnym studium Biblii i w modlitwach. Praca zarobkowa Silvia pozostawia mu tyle wolnego czasu, że od 9 miesięcy jest pionierem pomocniczym. Natomiast Paulo ma przywilej służyć w brazylijskim biurze oddziału Towarzystwa Strażnica. Ja w dalszym ciągu pracuję zawodowo i staram się spędzać w służbie Jehowy jak najwięcej czasu. Nie trzeba dodawać, że po trudach minionych lat wszystko to jest dla mnie źródłem prawdziwej radości i zadowolenia.

Często przychodzą nam na myśl słowa psalmisty, zapisane w Psalmie 127:1: „Jeżeli sam Jehowa nie strzeże miasta, na nic się zda czuwanie straży”. Gdyby Jehowa nas nie strzegł, całe moje czuwanie nad rodziną byłoby chyba daremne.

Ze wzruszeniem i prawdziwą przyjemnością studiujemy, uczymy się i mówimy drugim o cudownych zamierzeniach Jehowy. Naprawdę mamy Go za Ojca i z głębi serca pragniemy dawać temu wyraz słowami Dawida, który napisał: „Śpiewajcie Bogu, grajcie Jego imieniu; wyrównajcie drogę Temu, co cwałuje na obłokach! Cieszcie się z Jahwe (...). Ojcem dla sierot (...) jest Bóg w swym świętym mieszkaniu” (Ps. 68:5, 6, Biblia Tysiąclecia).

[Ilustracja na stronie 24]

Siedmioro z rodzeństwa Vinhalów

[Ilustracja na stronie 25]

Alexander, urodzony krótko przed śmiercią matki

[Ilustracja na stronie 26]

Moja siostra Lucia Maria, która służy teraz pełnoczasowo w brazylijskim stanie Goias

    Publikacje w języku polskim (1960-2025)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij