BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w87/18 ss. 20-27
  • Spojrzenie wstecz na 93-letnie życie

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Spojrzenie wstecz na 93-letnie życie
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1987
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • SZKOŁA ŚREDNIA I UNIWERSYTET
  • „TO JEST PRAWDA!”
  • SPOTKANIE Z BRATEM RUSSELLEM
  • „DOKONANA TAJEMNICA”
  • ZAPROSZENIE DO BETEL
  • PRZYWILEJE W ROZGŁOŚNI I NA ZGROMADZENIACH
  • ZMIANY NA STANOWISKU PREZESA TOWARZYSTWA
  • Moje życie w organizacji Jehowy kierowanej duchem świętym
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1988
  • Rozgłaszajcie wieść o Królu i Królestwie! (1919-1941)
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Nieustanne ogłaszanie dobrej nowiny (1942-1975)
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Jehowa „obchodził się ze mną wspaniałomyślnie”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1985
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1987
w87/18 ss. 20-27

Spojrzenie wstecz na 93-letnie życie

Opowiada Frederick W. Franz

DNIA 12 września 1893 roku w mieście Covington (stan Kentucky), leżącym na południowym brzegu rzeki Ohio naprzeciwko Cincinnati, urodziło się niemowlę płci męskiej. Uszczęśliwieni rodzice, Edward Frederick Franz oraz Ida Louise z domu Krueger, nazwali swego synka Frederick William.

Tak zaczęło się moje 93-letnie życie. Ojciec pochodził z Niemiec i był luteraninem, chciał więc aby mnie ochrzczono. Zrobił to pastor przez położenie zwilżonej wodą dłoni na mym czole. Wystawiono mi świadectwo chrztu, które następnie zostało oprawione w ramki i zawieszone na ścianie obok podobnych świadectw moich dwóch starszych braci, Alberta Edwarda i Hermana Fredericka. Dopiero po 20 latach dowiedziałem się, jak niebiblijna jest ta ceremonia religijna.

Kiedy przeprowadziliśmy się na Greenup Street, po raz pierwszy ujrzałem wóz bez zaprzęgu konnego — ulicą jechał odkryty, dwuosobowy automobil. Kilka lat później pierwszy raz w życiu zobaczyłem samolot. Mieszkaliśmy wtedy obok piekarni niejakiego Kriegera, gdzie ojciec pracował nocami jako piekarz. Rano przychodził do domu i kładł się spać. Dzięki temu popołudnia miał wolne i mógł poświęcić trochę czasu swoim chłopcom.

Kiedy osiągnąłem odpowiedni wiek, posłano mnie do szkoły parafialnej, z czym wiązało się uczęszczanie na nabożeństwa do katolickiego kościoła pod wezwaniem św. Józefa przy skrzyżowaniu ulicy Dwunastej i Greenup Street. Po dziś dzień pamiętam salę szkolną. Pewnego razu, gdy popełniłem jakieś wykroczenie, „braciszek” pełniący obowiązki nauczyciela wezwał mnie na środek klasy, kazał mi wyciągnąć rękę i wymierzył w nią kilka uderzeń 30-centymetrową linijką.

Pamiętam też, jak podchodziłem do nie oświetlonego konfesjonału i zwróciwszy się do siedzącego w nim spowiednika, odmawiałem wyuczoną na pamięć modlitwę, po czym spowiadałem się z tego, że jestem niegrzecznym chłopcem. Następnie kierowałem się do balustrady przed ołtarzem, klękałem przy niej, a ksiądz wkładał mi do ust opłatek, dopełniając w ten sposób rytuału komunii. Wino zostawiał dla siebie i wypijał je później. Tak zaczęto mi wdrażać religię i uznanie dla Boga, które dopiero po latach nabrało nowej treści.

W roku 1899, gdy ukończyłem pierwszą klasę szkoły parafialnej, przeprowadziliśmy się na drugi brzeg Ohio do Cincinnati, gdzie zamieszkaliśmy na Mary Street 17 (obecnie East 15th Street). Wysłano mnie do szkoły miejskiej i zapisano do trzeciej klasy. Okazało się, że nie uważam na lekcjach. Pamiętam, że pewnego dnia coś przeskrobałem i wraz z kolegą z sąsiedniej ławki wezwano nas do gabinetu dyrektora. Tam pan dyrektor Fitzsimmons kazał nam zrobić skłon w przód i dotknąć palcami czubków butów, po czym giętkim palmowym prętem wymierzył nam pewną liczbę uderzeń w siedzenie. Łatwo się też domyślić, że nie otrzymałem promocji.

Ojciec nie chciał jednak, bym spędził dwa lata w tej samej klasie. Kiedy rozpoczął się następny rok szkolny, poszedł ze mną na Liberty Street, gdzie dyrektorem był pan Logan. Udaliśmy się do jego gabinetu i ojciec poprosił, żeby zapisano mnie do czwartej klasy. Pan Logan odniósł się do mnie życzliwie i rzekł: „No dobrze, sprawdzimy, co ten młodzieniec umie”. Najwyraźniej spodobały mu się moje odpowiedzi na jego pytania, gdyż oświadczył: „No cóż, wygląda na to, że chłopiec nadaje się do czwartej klasy”. Tym sposobem promował mnie osobiście. Od tego czasu spoważniałem, wziąłem się na dobre do nauki i już nigdy nie groziło mi pozostanie na drugi rok.

W moim młodym życiu nastąpiła też zmiana pod względem religijnym. Z matką skontaktowali się w jakiś sposób przedstawiciele Drugiego Kościoła Prezbiteriańskiego w Cincinnati i w rezultacie Albert, Herman i ja zostaliśmy tam posłani na naukę religii. Superintendentem był wówczas pan Fisher, a moją nauczycielką została młoda Bessie O’Barr. Tak zetknąłem się z natchnionym Pismem Świętym. Jakże byłem wdzięczny, gdy nauczycielka dała mi w prezencie gwiazdkowym Biblię na własność!

Postanowiłem sobie, że nieodłącznym składnikiem mego życia będzie codzienne czytanie tej Świętej Księgi. Dzięki temu bardzo dobrze ją poznałem, a jej zdrowy wpływ ustrzegł mnie przed wdaniem się w niemoralne postępki i sprośną mowę kolegów szkolnych. Zrozumiałe więc, że uważali mnie za dziwaka.

SZKOŁA ŚREDNIA I UNIWERSYTET

W roku 1907 ukończyłem trzecią klasę gimnazjalną. Rodzice pozwolili mi kontynuować naukę i wstąpić do liceum Woodwarda, do którego już od roku uczęszczał mój najstarszy brat Albert. Podobnie jak on zdecydowałem się na profil klasyczny. Tak zacząłem się uczyć łaciny, co zajęło mi następnych siedem lat.

Wiosną 1911 roku przyszły egzaminy dojrzałości. Szkoła wytypowała mnie do wygłoszenia przemówienia na popisie maturzystów, który miał się odbyć w Teatrze Muzycznym. Była to największa sala w Cincinnati.

Na uroczystości spotkali się uczniowie i nauczyciele wszystkich trzech liceów w Cincinnati: Woodwarda, Hughesa i Walnut Hills. Abiturienci zasiedli na dużym podium, twarzami do szczelnie wypełnionej sali. Jako pierwszy miał wystąpić maturzysta z liceum Woodwarda. Obrałem sobie temat: „Szkoła a cnoty obywatelskie”. Wszyscy trzej mówcy zostali nagrodzeni rzęsistymi oklaskami. Miałem wówczas niespełna 18 lat.

Ponieważ rodzice pozwolili mi na dalsze zdobywanie wykształcenia, zapisałem się na wydział filologii klasycznej Uniwersytetu w Cincinnati. Postanowiłem zostać kaznodzieją prezbiteriańskim.

Nie przerywając nauki łaciny, zająłem się teraz greką. Jakimż dobrodziejstwem było zgłębianie greki biblijnej pod kierownictwem profesora Arthura Kinselli! Studiowałem również grekę klasyczną pod opieką doktora Josepha Harry’ego, autora szeregu prac z tej dziedziny. Wiedziałem, że jeśli mam zostać duchownym prezbiteriańskim, to muszę władać greką biblijną. Przykładałem się więc energicznie do pracy i zaliczałem rok po roku.

Oprócz studiów nad greką i łaciną zainteresowałem się nauką języka hiszpańskiego, który — jak zauważyłem — jest bardzo zbliżony do łaciny. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, jak bardzo przyda mi się on w chrześcijańskiej służbie kaznodziejskiej.

Doniosły moment w moim życiu akademickim nastąpił w dniu, gdy rektor uniwersytetu, doktor Lyon, ogłosił studentom zebranym w auli, iż zostałem wytypowany do egzaminów konkursowych na Uniwersytecie Stanowym w Ohio. Główną nagrodą było stypendium Rhodesa, dające prawo wstępu na uniwersytet oksfordzki w Anglii. Jeden z rywali przewyższył mnie w lekkoatletyce, ale ponieważ miałem porównywalne oceny, chciano nas obu wysłać na studia do Oksfordu. Cieszyłem się, że odpowiadam wymaganiom stawianym kandydatom do tego stypendium, i właściwie powinienem bardzo sobie cenić takie wyróżnienie.

„TO JEST PRAWDA!”

Jak pamiętamy, Jezus Chrystus powiedział do uczniów: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Jana 8:32). Otóż rok wcześniej mój brat Albert poznał w Chicago „prawdę”. Jak do tego doszło?

Pewnego sobotniego wieczora wiosną 1913 roku Albert położył się wcześnie spać w schronisku YMCA (Związku Młodzieży Chrześcijańskiej), gdzie mieszkał pracując zarobkowo w Chicago. Nagle do pokoju wpadł jego współlokator. Był w kłopocie i szukał pomocy. Państwo Hindmanowie zaprosili go na wieczór do siebie do domu, a ich córka Nora miała gościć swoją przyjaciółkę. Obawiał się, że dwie dziewczyny to dla niego za dużo. Albert ochoczo stanął na wysokości zadania. Podczas wizyty jego towarzysz całkiem dobrze sobie radził z dwiema młodymi damami, natomiast państwo Hindmanowie zajęli się Albertem i zaczęli go zapoznawać z naukami Towarzystwa Strażnica.

Albert przysłał mi wtedy broszurę pt. Gdzie są umarli? Autorem jej był Szkot, dr John Edgar, należący do zboru Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego w Glasgow. Początkowo odłożyłem ją na bok. Ale pewnego wieczora, gdy miałem chwilę czasu przed pójściem na próbę chóru, zabrałem się do czytania. Publikacja okazała się tak interesująca, że nie mogłem się od niej oderwać. Czytałem ją idąc do kościoła, oddalonego prawie o dwa kilometry, a ponieważ drzwi były jeszcze zamknięte, usiadłem na zimnych kamiennych schodach, nie przerywając lektury. Przyszedł organista, który zauważywszy, jak bardzo jestem zaabsorbowany, rzekł: „To chyba coś ciekawego”. „Oczywiście!”, odpowiedziałem.

Nowo poznane prawdy tak mi się spodobały, że postanowiłem zapytać kaznodzieję, którym był doktor Watson, co o nich sądzi. Jeszcze tego samego dnia wręczyłem mu broszurę i zapytałem: „Doktorze Watson, co pan o tym powie?”

Wziął publikację, otworzył ją i szyderczo oświadczył: „Och, to zapewne coś z wydawnictw tego Russella. Cóż on wie o eschatologii?” Jego pogardliwy ton wręcz mnie zaskoczył. Odebrałem broszurę i odszedłem, myśląc sobie: „Nie obchodzi mnie, co on o tym sądzi. To jest PRAWDA!”

Niedługo potem przy okazji odwiedzin w domu Albert przywiózł mi pierwsze trzy tomy Wykładów Pisma Świętego, napisanych przez Charlesa Taze’a Russella. Zapoznał mnie też z miejscowym zborem Badaczy Pisma Świętego, którzy zgromadzali się tuż obok mojego kościoła. Byłem zachwycony tym, czego zacząłem się od nich dowiadywać, i wkrótce doszedłem do wniosku, że nadeszła pora na zerwanie z kościołem prezbiteriańskim.

Podczas następnych odwiedzin Alberta udaliśmy się wieczorem na niedzielny wykład doktora Watsona. Po zakończeniu podeszliśmy do miejsca, gdzie żegnał się z odchodzącymi parafianami. „Doktorze Watson”, oświadczyłem, „rozstaję się z tym kościołem”.

„Wiedziałem! Wiedziałem!”, wykrzyknął. „Wystarczyło zobaczyć, jak czytasz tego Russella. Nigdy bym go nie wpuścił do domu!” Następnie dodał: „Fred, czy nie sądzisz, że lepiej byłoby wejść do sali i razem się pomodlić?” „Nie, doktorze Watson”, odrzekłem. „Już się zdecydowałem”.

Po tym wszystkim wyszliśmy z Albertem z kościoła. Cóż to było za wspaniałe uczucie, zostać uwolnionym z więzów systemu religijnego, który nauczał kłamstw! Jak cudownie było przyłączyć się do zboru Badaczy Pisma Świętego, tak lojalnych wobec Słowa Bożego! Dnia 5 kwietnia 1914 roku w Chicago usymbolizowałem przez chrzest w wodzie swe poświęcenie — jak wówczas nazywano oddanie się Bogu.

Nigdy nie żałowałem tego, że tuż przed ogłoszeniem wyników konkursu na stypendium Rhodesa napisałem do władz oświatowych list z powiadomieniem, iż nie jestem już zainteresowany studiowaniem na uniwersytecie oksfordzkim i nie chcę być umieszczany na liście kandydatów. Uczyniłem tak, chociaż mój wykładowca greki, doktor Joseph Harry, poinformował mnie, że zamierzano przyznać mi tę nagrodę.

Dwa miesiące później, dnia 28 czerwca 1914 roku, zamordowano w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda i jego małżonkę. Dzień ten był zarazem trzecim dniem walnego zjazdu Międzynarodowych Badaczy Pisma Świętego, zorganizowanego w Memorial Hall w Columbus (stan Ohio). Zaledwie miesiąc później, 28 lipca 1914 roku, wybuchła pierwsza w dziejach ludzkości wojna światowa. My, Badacze Pisma Świętego, spodziewaliśmy się, że 1 października tegoż roku dobiegną końca Czasy Pogan.

Zaledwie kilka tygodni dzieliło mnie od ukończenia z wyróżnieniem przedostatniego roku studiów, gdy za zgodą ojca w maju 1914 roku opuściłem Uniwersytet w Cincinnati. Bezzwłocznie nawiązałem kontakt z Towarzystwem Strażnica i zostałem kolporterem, czyli pionierem, jak nazywamy dziś takich sług pełnoczasowych. Gorliwie uczestniczyłem już wtedy w działalności zboru Badaczy Pisma Świętego w Cincinnati.

Później zostałem starszym tego zboru. Kiedy więc Stany Zjednoczone przystąpiły do pierwszej wojny światowej po stronie Ententy i zaczęto powoływać młodych mężczyzn do wojska, zwolniono mnie od tego jako kaznodzieję.

SPOTKANIE Z BRATEM RUSSELLEM

Ze wzruszeniem wspominam te chwile w mym życiu, kiedy mogłem się spotkać z pierwszym prezesem Towarzystwa, Charlesem Taze’em Russellem. Poznałem go osobiście w przeddzień pierwszego pokazu Fotodramy Stworzenia w naszym Teatrze Muzycznym. Projekcję zaplanowano na niedzielę 4 stycznia 1914 roku. W sobotę natknął się na mnie przed teatrem pewien starszy zboru w Cincinnati i powiedział: „Słuchaj, wewnątrz jest brat Russell; jeśli pójdziesz za kulisy, to go zobaczysz”. Z wielkim pośpiechem wszedłem do środka i wkrótce rozmawiałem z nim osobiście. Przybył, aby dopilnować przygotowań do premiery Fotodramy.

Innym razem, w roku 1916, przesiadał się w Cincinnati na drugi pociąg i miał kilkugodzinną przerwę w podróży. Dowiedziałem się o tym wraz z pewną siostrą, więc śpiesznie udaliśmy się na stację, gdzie zastaliśmy go w towarzystwie sekretarza. Brat Russell miał ze sobą drugie śniadanie, którym koło południa nas poczęstował.

Po posiłku zagadnął, czy mamy jakieś pytania dotyczące Biblii. Zapytałem go o prawdopodobieństwo zmartwychwstania Adama, skoro był on rozmyślnym, zatwardziałym grzesznikiem. Brat Russell przymrużył oko i odrzekł: „Bracie, zadajesz pytanie i sam udzielasz na nie odpowiedzi. O co właściwie chciałeś zapytać?”

„DOKONANA TAJEMNICA”

We wtorek 31 października 1916 roku Charles Taze Russell zmarł, nie wydawszy siódmego tomu swych Wykładów Pisma Świętego. Tuż przed jego śmiercią, która nastąpiła w pociągu powracającym z Kalifornii, sekretarz zapytał go o ów brakujący tom. Brat Russell odrzekł: „Będzie go musiał napisać ktoś inny”.

Książka ta ukazała się w roku 1917. Zawierała komentarz do proroczych ksiąg Ezechiela i Objawienia oraz piękne wyjaśnienie biblijnej Pieśni nad Pieśniami. Towarzystwo zamierzało rozprowadzić tę nową publikację w ogromnej liczbie egzemplarzy. W związku z tym rozesłano całe kartony siódmego tomu do wyznaczonych osób we wszystkich zborach na terenie Stanów Zjednoczonych. Sporo takich przesyłek trafiło do mojego domu przy Baymille Street 1810 w Cincinnati, gdzie umieściliśmy je w oczekiwaniu na dalsze wskazówki.

W książce pt. Dokonana Tajemnica osiem stron zajęły wypowiedzi wybitnych osobistości, potępiających wojnę. Rząd Stanów Zjednoczonych, podburzony przez katolickie i protestanckie organizacje religijne, zgłosił co do tego zastrzeżenia, toteż stronice od 247 do 254 zostały usunięte. Później podczas rozpowszechniania tej publikacji wyjaśnialiśmy ludziom, dlaczego brakuje w niej kilku kartek. Jednakże rząd USA nie poprzestał na tym jednym posunięciu i pod naciskiem organizacji religijnych zakazał rozpowszechniania całego siódmego tomu Wykładów Pisma Świętego.

Pamiętam, jak pewnego niedzielnego ranka byłem czymś zajęty przy tylnych drzwiach naszego domu. Prowadzącą do niego alejką nadeszli jacyś mężczyźni; pierwszy z nich odwinął klapę płaszcza, pokazał mi metalowy znaczek i zażądał wpuszczenia do środka. Ponieważ musiałem to zrobić, zobaczyli kartony z egzemplarzami Dokonanej Tajemnicy. Po kilku dniach przyjechała ciężarówka i wszystko wywiozła.

Później dowiedziałem się, że Joseph F. Rutherford, drugi prezes Towarzystwa Strażnica, oraz sześciu jego współpracowników z brooklyńskiego biura głównego zostali niesłusznie oskarżeni o utrudnianie działań państwa na rzecz wojny. Sąd orzekł, że są winni popełnienia 4 przestępstw i wymierzył im karę łączną 20 lat pozbawienia wolności, po 20 lat za każde. Mieli ją odbyć w federalnym zakładzie karnym w Atlancie. Dnia 11 listopada 1918 roku wojna się skończyła, a 25 marca 1919 roku brat Rutherford i jego towarzysze zostali zwolnieni za kaucją. Później całkowicie oczyszczono ich z zarzutów. Cofnięto też zakaz dotyczący książki Dokonana Tajemnica i ponownie zezwolono na swobodne jej rozpowszechnianie.

Jakimż orzeźwieniem pod względem duchowym był dla nas pierwszy powojenny kongres, który Towarzystwo zorganizowało w dniach od 1 do 8 września 1919 roku w Cedar Point, na krańcu tłumnie odwiedzanego półwyspu w pobliżu Sandusky (stan Ohio). Byłem naprawdę szczęśliwy, mogąc uczestniczyć w tym zjeździe.

ZAPROSZENIE DO BETEL

W roku 1920 prezes Rutherford zgodził się wygłosić przemówienie publiczne w Cincinnati. Byłem wtedy kolporterem. Brat Rutherford zachęcił mnie, żebym złożył na jego ręce pisemne zgłoszenie do służby w brooklyńskim domu Betel.

Wysłałem taki list i otrzymawszy pozytywną odpowiedź, udałem się pociągiem do Nowego Jorku. Przybyłem tam wieczorem, we wtorek 1 czerwca 1920 roku. Na spotkanie wyszedł mi Leo Pelle, stary przyjaciel z Louisville (stan Kentucky), który zaprowadził mnie do Betel. Następnego dnia, w środę, oficjalnie polecono mi zamieszkać w pokoju na poddaszu razem z Hugonem Riemerem i Clarencem Beattym. I tak zostałem 102 członkiem brooklyńskiej rodziny Betel.

W budynku przy Myrtle Avenue 35 Towarzystwo uruchomiło pierwszą drukarnię, a w suterenie zainstalowano pierwszą prasę rotacyjną, którą ze względu na rozmiary nazwaliśmy Krążownikiem. Wydawaliśmy nowe czasopismo Towarzystwa, zatytułowane Złoty Wiek, później znane pod nazwą Pociecha, a obecnie Przebudźcie się! W miarę jak przez otwór w podłodze napływały z dołu kolejne egzemplarze, dostarczane przenośnikiem na pochyłą półkę, zbierałem je i układałem w równe stosy, aby były gotowe do obcięcia i posłania dalej.

W sobotę rano, gdy nie drukowano publikacji, kilku z nas owijało czasopisma w brązowe arkusze, z których każdy był opatrzony nazwiskiem i adresem prenumeratora. Następnie lakowaliśmy je, przygotowując do wysyłki pocztą. Zadanie to wykonywałem przez szereg miesięcy, dopóki Donald Haslett pracujący w dziale służby kolporterskiej nie zwolnił się, chcąc poślubić Mabel Catel. Polecono mi wówczas przenieść się z Myrtle Avenue 35 do biura Towarzystwa przy Columbia Heights 124, gdzie miałem zająć jego miejsce.

Prócz tego jako członek zboru nowojorskiego miałem prowadzić studium książki w mieszkaniu rodziny Aftermanów, która mieszkała w części Brooklynu zwanej Ridgewood.

PRZYWILEJE W ROZGŁOŚNI I NA ZGROMADZENIACH

W dziale służby kolporterskiej pracowałem do 1926 roku. Tymczasem Towarzystwo Strażnica założyło na Staten Island swoją pierwszą radiostację o nazwie WBBR. Stało się to w roku 1924. Spotkał mnie radosny przywilej uczestniczenia w audycjach Towarzystwa. Chodziło nie tylko o wygłaszanie przemówień, lecz także śpiew solo tenorem, a nawet grę na mandolinie przy akompaniamencie fortepianu. Później śpiewałem w WBBR jako drugi tenor w kwartecie męskim. Głównymi punktami programu nadawanego przez tę rozgłośnię były oczywiście przemówienia prezesa Towarzystwa, brata Rutherforda, który miał liczną rzeszę radiosłuchaczy.

W roku 1922 ponownie zorganizowano w Cedar Point walny zjazd Towarzystwa Strażnica. Brat Rutherford nadzwyczaj energicznie zachęcił nas słowami: „Ogłaszajcie, ogłaszajcie, ogłaszajcie wieść o Królu i jego Królestwie!”

Do największych zaszczytów, jakich dostąpiłem w latach dwudziestych, należała współpraca z bratem Rutherfordem na międzynarodowym zgromadzeniu w Londynie w roku 1926. Kiedy wygłosił wykład publiczny przed ogromnym audytorium w Royal Albert Hall, zaśpiewałem potem solo tenorowe przy akompaniamencie znajdujących się w tej sali słynnych organów.

Następnego wieczora brat Rutherford miał przemówienie pt. „Palestyna dla Żydów — dlaczego?”, skierowane do słuchaczy pochodzenia żydowskiego. Zaśpiewałem wtedy arię „Pocieszę cię, mój ludu” z oratorium Händla pt. Mesjasz. Kilka tysięcy Żydów przybyło na to specjalne zgromadzenie. W owym czasie błędnie odnosiliśmy proroctwa z Pism Hebrajskich do Izraela cielesnego. Jednakże w roku 1932 Jehowa pozwolił nam zrozumieć, że dotyczą one Izraela duchowego.

A jakże wzruszającym przeżyciem była dla mnie obecność na zjeździe, który odbył się w 1931 roku w Columbus i na którym brat Rutherford zaproponował przyjęcie „nowego imienia” — Świadkowie Jehowy, a zgromadzeni entuzjastycznie to poparli! Wkrótce potem wszystkie zbory ludu Jehowy na całym świecie zaaprobowały to „nowe imię” (por. Izaj. 62:2).

W piątek 31 maja 1935 roku dyrygowałem orkiestrą i znajdowałem się tuż pod podium, z którego brat Rutherford wygłaszał epokowe przemówienie oparte na Księdze Objawienia 7:9-17. Wyjaśnił w nim, kto tworzy opisaną w tych wersetach „wielką rzeszę”. Na zgromadzenie specjalnie zaproszono należących do tak zwanej klasy Jonadaba, a przyczyna tego stała się jasna, gdy brat Rutherford wykazał, iż „lud wielki” (Biblia gdańska), czyli „wielka rzesza”, składa się z „drugich owiec” należących do „pasterza dobrego”, Jezusa Chrystusa (Jana 10:14, 16, Bg). Było to doniosłe wydarzenie. Jakże byłem wzruszony, gdy następnego dnia, w sobotę 1 czerwca, zanurzono w wodzie 840 uczestników zgromadzenia, którzy usymbolizowali w ten sposób swe oddanie się Bogu za pośrednictwem Chrystusa, spodziewając się życia w ziemskim raju. Od tego czasu liczba „drugich owiec” zaczęła rosnąć i znacznie przewyższyła zmniejszające się grono przyrównanych do owiec, namaszczonych duchem uczniów Dobrego Pasterza, Jezusa Chrystusa, nazwane „małą trzódką” (Łuk. 12:32).

Jednakże w roku 1939 wybuchła druga wojna światowa i wydawało się, iż nastał kres zgromadzania „wielkiej rzeszy”. Pamiętam, jak brat Rutherford rzekł do mnie pewnego dnia: „No cóż, Fred, wygląda na to, że ‛wielki lud’ nie będzie w końcu aż tak wielki”. Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, jak ogromny napływ miał jeszcze nastąpić.

W 1934 roku Towarzystwo zaleciło korzystanie z przenośnych gramofonów, zaczęliśmy więc posługiwać się nagraniami przemówień prezesa Rutherforda, torując sobie w ten sposób drogę do rozpowszechniania literatury biblijnej. Kiedy ukazała się hiszpańska wersja tych nagrań, skupiłem się na docieraniu z nimi do ludności hiszpańskojęzycznej, zamieszkującej okolice naszej drukarni przy Adams Street 117. Następnie przez dokonywanie odwiedzin pomagałem osobom zainteresowanym w poznaniu prawd biblijnych i w końcu miałem przywilej założyć w Brooklynie pierwszy zbór braci mówiących po hiszpańsku. Od samego początku byłem jego członkiem.

ZMIANY NA STANOWISKU PREZESA TOWARZYSTWA

8 stycznia 1942 roku umarł brat Rutherford, a prezesem Towarzystwa został na jego miejsce Nathan H. Knorr. Chociaż szalała druga wojna światowa, wygłosił latem 1942 roku przemówienie publiczne pt. „Pokój — czy może być trwały?” Zmieniło ono nasz pogląd na najbliższą przyszłość. Wkrótce potem, w poniedziałek 1 lutego 1943 roku, brat Knorr dokonał otwarcia Biblijnej Szkoły Strażnicy — Gilead, założonej na Farmie Królestwa. Pierwsza klasa tej szkoły liczyła stu słuchaczy. Przypadł mi w udziale zaszczyt wystąpienia w programie inauguracyjnym. Wykładowcami w Szkole Gilead byli bracia: Eduardo Keller, Maxwell G. Friend, Victor Blackwell i Albert D. Schroeder.

W przemówieniu okolicznościowym brat Knorr powiadomił nas, że Towarzystwo dysponuje funduszami, umożliwiającymi utrzymywanie tej szkoły przez pięć lat. I pomyśleć, iż Bóg Wszechmocny Jehowa sprawił, że istnieje ona dziewięć razy dłużej, aż do dziś!

Współpraca z Nathanem H. Knorrem była dla mnie ogromnym przywilejem. Kiedy został zanurzony w wodzie po przemówieniu, które w dniu 4 lipca 1923 roku wygłosiłem do kandydatów do chrztu nad brzegiem rzeki Little Lehigh, w pobliżu jego rodzinnego miasta Allentown, nawet nie przyszło mi na myśl, że zostanie on trzecim prezesem Towarzystwa Strażnica.

W okresie, gdy pełnił tę funkcję, dużo podróżowałem po całym świecie — między innymi po Ameryce Łacińskiej i Australii — przemawiając do ogromnych rzesz braci i zachęcając ich, by trwali w wierności. Przy jednej z takich okazji uczestniczyłem w niejawnym zgromadzeniu w lesie w okolicach Barcelony; było to w roku 1955, gdy w Hiszpanii obowiązywał zakaz działalności Świadków Jehowy. Miejsce, w którym zebraliśmy się z hiszpańskimi braćmi, otoczyli uzbrojeni tajni funkcjonariusze, którzy przewieźli nas wszystkich ciężarówkami do głównej siedziby policji. Zatrzymano nas i poddano przesłuchaniom. Jako obywatel Stanów Zjednoczonych udałem, że nie znam hiszpańskiego. Ponadto dwie siostry zdołały uciec i poinformować o moim aresztowaniu konsulat amerykański, który z kolei skontaktował się z policją. W obawie, aby nie doszło do incydentu na skalę międzynarodową oraz krytyki w prasie, zwolniono cudzoziemców, a później i pozostałych braci. Wielu z nas zebrało się potem w domu braci Serrano, radując się z wyzwolenia, jakiego Jehowa dokonał na rzecz swego ludu. W 1970 roku uznano prawnie Świadków Jehowy w Hiszpanii. Obecnie w pobliżu Madrytu jest biuro oddziału, a w zeszłym roku w zborach na terenie całego kraju działało ponad 65 000 głosicieli Królestwa.

Dnia 8 czerwca 1977 roku Nathan H. Knorr skończył swój ziemski bieg i odszedł, a mnie poruczono po nim urząd prezesa Towarzystwa. Brat Knorr pełnił tę funkcję przeszło 35 lat, dłużej niż obaj jego poprzednicy — Russell i Rutherford. Wchodzę w skład Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy, gdzie powierzono mi służbę w Komitecie Wydawniczym i w Komitecie Redakcyjnym.

Praca w biurach Towarzystwa przy Columbia Height 25 to naprawdę wielki przywilej i sprawia mi ona ogromną radość. W dni powszednie wymaga chodzenia z domu Betel do biura i z powrotem. Stanowi to wyśmienitą gimnastykę dla starzejącego się ciała. Chociaż mam 93 lata i niedowidzę, bardzo się cieszę z tego, że Jehowa pobłogosławił mnie dobrym zdrowiem, tak iż w ciągu 66 lat służby w Betel nie opuściłem ani jednego dnia z powodu choroby i wciąż jeszcze pracuję pełnoczasowo. Tylko dzięki łasce Bożej jestem tu już od 1920 roku, i mogłem obserwować wzrost, który dokonuje się w brooklyńskim biurze głównym oraz na całym świecie.

Ufając w pełni Władcy Wszechświata, Jehowie Bogu, oraz Jego Marszałkowi Polnemu, Jezusowi Chrystusowi, który góruje nad nieprzeliczonymi zastępami serafów, cherubów i świętych aniołów w niebie, razem z milionami innych Świadków Jehowy oczekuję wydarzeń, które według Biblii mają jeszcze nastąpić: zniszczenia Babilonu Wielkiego, światowego imperium religii fałszywej oraz wojny wielkiego dnia Boga Wszechmocnego w Armagedonie — tryumfalnego zwycięstwa Pana Wszechwładnego, Jehowy Boga, który jest „od wieków na wieki”. Alleluja! (Ps. 90:2, Biblia warszawska).

[Ilustracja na stronie 21]

[Ilustracja na stronie 22]

W roku 1920 ze współpracownikami z Betel (pośrodku)

[Ilustracja na stronie 23]

W towarzystwie N.H. Knorra (1961)

[Ilustracja na stronie 24]

W trakcie wygłaszania przemówienia na zgromadzeniu w Japonii (1978)

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij