BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w99 1.2 ss. 25-29
  • Radowanie się w Jehowie pomimo prób

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Radowanie się w Jehowie pomimo prób
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Skromne początki
  • Dalsze próby i powody do radości
  • Rozwój działalności teokratycznej na wyspie
  • Chrzest i stały wzrost
  • Wspaniałe zgromadzenie pod hasłem „Wola Boża”
  • Podejmuję służbę pełnoczasową
  • Obfite błogosławieństwa minione i przyszłe
  • ‛Szukanie najpierw Królestwa’
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Ciekawe szczegóły ze sprawozdania z różnych krajów
    Ciekawe szczegóły ze sprawozdania z różnych krajów opublikowane w Roczniku Świadków Jehowy na rok 1990
  • Wdzięczny za wspaniałe życie wypełnione służbą
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
  • Zmierzając do celu mego życia
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1961
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
w99 1.2 ss. 25-29

Radowanie się w Jehowie pomimo prób

OPOWIADA GEORGE SCIPIO

W grudniu 1945 roku leżałem w szpitalu, a całe moje ciało, oprócz dłoni i stóp, było sparaliżowane. Uważałem swój stan za przejściowy, ale inni wątpili, czy kiedykolwiek będę chodził. Cóż za próba dla energicznego siedemnastolatka! W ogóle nie przyjmowałem do wiadomości takich prognoz. Miałem tyle planów — choćby przyszłoroczny wyjazd z pracodawcą do Anglii.

DOTKNĘŁA mnie choroba Heinego i Medina (wywoływana wirusem polio), której epidemia wybuchła na mojej rodzinnej Wyspie Świętej Heleny. Uśmierciła ona 11 osób, a dziesiątki innych uczyniła kalekami. Leżąc w łóżku, mogłem dużo rozmyślać o swym krótkim życiu i o przyszłości. Zacząłem wówczas dochodzić do wniosku, iż mimo choroby mam jednak powody do radości.

Skromne początki

W 1933 roku, gdy miałem pięć lat, mój ojciec, Tom, będący policjantem i diakonem w Kościele baptystów, kupił kilka książek od dwóch Świadków Jehowy. Byli oni pełnoczasowymi kaznodziejami, czyli pionierami, i na krótko odwiedzili naszą wyspę.

Jedna z książek nosiła tytuł Harfa Boża. Na jej podstawie ojciec studiował Biblię z naszą rodziną i paroma osobami zainteresowanymi. Publikacja ta zawierała trudny materiał, z którego niewiele rozumiałem. Ale pamiętam, że zaznaczałem w swej Biblii każdy omawiany werset. Ojciec szybko się zorientował, iż to, co poznajemy, jest prawdą i różni się od nauk głoszonych przez niego w Kościele baptystów. Zaczął dzielić się tymi informacjami z drugimi i nauczać z ambony, że nie ma Trójcy, piekła ani duszy nieśmiertelnej. Wywołało to niemałe poruszenie.

W końcu dla wyjaśnienia sprawy zwołano zgromadzenie członków kościoła. Padło pytanie: „Kto jest po stronie baptystów?” Zgłosiła się większość obecnych. Następne pytanie brzmiało: „Kto jest po stronie Jehowy?” Zgłosiło się 10 czy 12 osób. Poproszono je, by opuściły kościół.

Takie były skromne początki nowej religii na Wyspie Świętej Heleny. Ojciec skontaktował się z Biurem Głównym Towarzystwa Strażnica w USA i poprosił o aparat do publicznego odtwarzania nagrań z wykładami biblijnymi. Odpowiedziano, że nie ma możliwości wysłania na naszą wyspę tak dużego urządzenia. Otrzymaliśmy jednak mniejszy gramofon, a bracia zamówili potem jeszcze dwa. Przemierzali wyspę pieszo lub jadąc na ośle i zanosili orędzie jej mieszkańcom.

Dobra nowina się rozprzestrzeniała, ale narastał też sprzeciw. W mojej szkole dzieci śpiewały: „Chodźcie posłuchać, i to szybko, gramofoniarzy Tomcia Scipio!” Zależało mi na aprobacie kolegów, więc była to dla mnie nie lada próba. Co pomogło mi ją przetrwać?

Nasza duża rodzina — w tym sześcioro dzieci — regularnie studiowała Biblię. Poza tym każdego ranka przed śniadaniem wspólnie czytaliśmy tę Księgę. Niewątpliwie wydatnie nam to pomogło przez lata wiernie trwać w prawdzie. Osobiście bardzo wcześnie pokochałem Biblię i od dawna mam zwyczaj systematycznie ją czytać (Psalm 1:1-3). Gdy w wieku 14 lat kończyłem szkołę, byłem już mocno ugruntowany w prawdzie i rozwinąłem w sercu bojaźń Jehowy. Miałem zatem podstawy, by radować się Jehową pomimo wspomnianych prób.

Dalsze próby i powody do radości

Kiedy tak leżałem chory, rozmyślając o dzieciństwie i widokach na przyszłość, rozumiałem dzięki dotychczasowemu studium Biblii, że moja choroba wcale nie oznacza, iż Bóg mnie doświadcza lub karze (Jakuba 1:12, 13). Mimo to zarażenie się polio było bolesną próbą, a z jego skutkami miałem się zmagać przez resztę życia.

Po wyzdrowieniu musiałem na nowo nauczyć się chodzić. Poza tym utraciłem sprawność niektórych mięśni rąk. Nie potrafię zliczyć, ile razy dziennie się przewracałem. Jednakże dzięki gorliwym modlitwom i niestrudzonym wysiłkom w 1947 roku mogłem już chodzić o lasce.

W tym czasie zakochałem się w dziewczynie imieniem Doris, która podzielała moje przekonania religijne. Wprawdzie byliśmy zbyt młodzi, żeby myśleć o małżeństwie, lecz miałem motywację do robienia dalszych postępów w nauce chodzenia. Zrezygnowałem też z dotychczasowej pracy, gdyż nie byłbym w stanie utrzymać żony, i otworzyłem własny gabinet dentystyczny, w którym przyjmowałem przez następne dwa lata. Pobraliśmy się w roku 1950. Do tego czasu zarobiłem na mały samochód. Teraz mogłem zabierać braci na zebrania i do służby polowej.

Rozwój działalności teokratycznej na wyspie

W roku 1951 przyjechał do nas pierwszy przedstawiciel Towarzystwa. Był nim Jacobus van Staden, młody brat z Afryki Południowej. Ponieważ wcześniej przeprowadziliśmy się do przestronnego domu, mogliśmy go przyjąć do siebie na cały rok. Pracowałem na własny rachunek, toteż spędzaliśmy razem dużo czasu w służbie kaznodziejskiej i wiele się od niego nauczyłem.

Jacobus — albo Koos, jak go nazywaliśmy — zorganizował regularne zebrania zborowe, na które wszyscy z przyjemnością zaczęliśmy uczęszczać. Mieliśmy kłopoty z transportem, ponieważ w całej naszej grupie były tylko dwa samochody. Teren jest tu skalisty i pagórkowaty, a w tamtych czasach istniało niewiele dobrych dróg. Dlatego zgromadzenie wszystkich na zebraniu było nie lada zadaniem. Niektórzy pieszo wyruszali w drogę wczesnym rankiem. Zabierałem trzy osoby do mojego małego samochodu i kawałek je podwoziłem. One szły dalej same, a ja jechałem z powrotem, zabierałem następnych trzech pasażerów, podwoziłem ich jakiś odcinek i znowu wracałem. I tak kolejno docierali na zebranie. Po jego zakończeniu w ten sam sposób pomagaliśmy każdemu dotrzeć do domu.

Koos nauczył nas również skutecznie rozpoczynać rozmowy przy drzwiach. Mieliśmy wiele miłych przeżyć, choć zdarzały się też mniej przyjemne. Ale radość ze służby polowej usuwała w cień wszelkie próby, na które wystawiały nas osoby sprzeciwiające się naszej działalności. Pewnego ranka głosiłem z Koosem. Podchodząc do drzwi, usłyszeliśmy ze środka głos. Jakiś człowiek głośno czytał Biblię. Wyraźnie rozpoznaliśmy znajome słowa z drugiego rozdziału Księgi Izajasza. Kiedy doszedł do wersetu czwartego, zapukaliśmy. Otworzył nam przyjazny starszy mężczyzna i zaprosił do środka, a my na podstawie Księgi Izajasza 2:4 przedstawiliśmy mu dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Rozpoczęliśmy z nim studium biblijne, chociaż mieszkał w bardzo trudno dostępnym miejscu. Aby do niego dotrzeć, trzeba było zejść ze wzgórza, przedostać się po kamieniach przez strumień i pokonać jeszcze jedno wzgórze. Ale warto było się zdobywać na taki wysiłek. Ten potulny starszy człowiek przyjął prawdę i dał się ochrzcić. Żeby być na zebraniach, chodził o dwóch laskach na miejsce, z którego mogłem go zabrać samochodem. Pozostał wiernym Świadkiem aż do śmierci.

Naszej działalności sprzeciwiał się komisarz policji — wielokrotnie groził, że każe deportować Koosa. Co miesiąc wzywał go na przesłuchanie. Koos zawsze udzielał mu jasnych odpowiedzi z Biblii, co jeszcze bardziej go złościło. Za każdym razem ostrzegał Koosa, iż ma przestać głosić, ale ten niezmiennie dawał mu świadectwo. Nawet po wyjeździe Koosa z Wyspy Świętej Heleny komisarz utrudniał nam działalność. Później ów dobrze zbudowany, silny mężczyzna nagle zachorował i bardzo schudł. Lekarze nie potrafili wskazać przyczyny. W końcu opuścił wyspę.

Chrzest i stały wzrost

Po trzech miesiącach pobytu na wyspie brat Koos doszedł do wniosku, że należy zorganizować chrzest. Niełatwo było znaleźć odpowiedni zbiornik wodny. Postanowiliśmy wykopać dół, wybetonować go i nanosić do niego wody. W noc poprzedzającą chrzest spadł deszcz i rano ucieszył nas widok dołu wypełnionego po brzegi.

Tego niedzielnego przedpołudnia Koos wygłosił przemówienie do chrztu. Kiedy poprosił kandydatów do zanurzenia o powstanie, podniosło się 26 osób, gotowych odpowiedzieć na pytania zadawane przy tej okazji. Mieliśmy przywilej zostać pierwszymi Świadkami ochrzczonymi na wyspie. Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu, ponieważ zawsze się martwiłem, że nie zdążę się ochrzcić przed Armagedonem.

Z czasem utworzono dwa zbory, jeden w Levelwood, a drugi w Jamestown. Co tydzień w trójkę lub w czwórkę jechaliśmy 13 kilometrów do jednego zboru, by w sobotni wieczór przeprowadzić tam teokratyczną szkołę służby kaznodziejskiej oraz zebranie służby. W niedzielę rano wyruszaliśmy do służby polowej, a następnie wracaliśmy do swojego zboru, żeby po południu i wieczorem wziąć udział w tych samych zebraniach oraz w studium Strażnicy. Tak więc weekendy wypełniały nam radosne zajęcia teokratyczne. Bardzo pragnąłem głosić pełnoczasowo, ale miałem na utrzymaniu rodzinę. W 1952 roku ponownie objąłem stałą posadę państwową jako dentysta.

Od roku 1955 naszą wyspę zaczęli rokrocznie odwiedzać nadzorcy obwodu — podróżujący przedstawiciele Towarzystwa — i przez część swego pobytu mieszkali w moim domu. Ich wizyty były dla naszej rodziny naprawdę budujące. Mniej więcej w tym samym okresie miałem przywilej wyświetlać w różnych miejscach naszej wyspy trzy filmy Towarzystwa.

Wspaniałe zgromadzenie pod hasłem „Wola Boża”

W 1958 roku znowu zrezygnowałem z posady państwowej, żeby pojechać do Nowego Jorku na zgromadzenie międzynarodowe pod hasłem „Wola Boża”. Było ono przełomowym wydarzeniem w moim życiu — dało mi wiele powodów do radowania się w Jehowie. Ze względu na brak regularnego połączenia z wyspą przebywaliśmy poza domem pięć i pół miesiąca. Zgromadzenie trwało osiem dni, a program zaczynał się o dziewiątej rano i kończył o dziewiątej wieczorem. Jednakże nigdy nie czułem się zmęczony i z niecierpliwością oczekiwałem każdego kolejnego dnia. Miałem też zaszczyt reprezentować Wyspę Świętej Heleny w dwuminutowym wystąpieniu. Zwrócenie się do wielkich tłumów zebranych na stadionach Yankee i Polo Grounds kosztowało mnie sporo nerwów.

Zgromadzenie umocniło moje postanowienie podjęcia służby pionierskiej. Szczególnie zachęcający był wykład publiczny „Królestwo Boże panuje — czy koniec świata jest bliski?” Po kongresie odwiedziliśmy Biuro Główne w Brooklynie i obejrzeliśmy drukarnię. Rozmawiałem z bratem Knorrem, ówczesnym prezesem Towarzystwa Strażnica, o postępach dzieła na Wyspie Świętej Heleny. Powiedział, że bardzo chciałby kiedyś do nas przyjechać. Wzięliśmy ze sobą nagrania wszystkich przemówień, a także wiele taśm filmowych ze zgromadzenia, by udostępnić je rodzinie i przyjaciołom.

Podejmuję służbę pełnoczasową

Na wyspie nie było innego dentysty, więc po powrocie zaproponowano mi moją dawną posadę. Wyjaśniłem jednak, że zamierzam podjąć służbę pełnoczasową. Po długich negocjacjach uzgodniliśmy, iż będę przyjmował pacjentów trzy dni w tygodniu, ale za wyższą pensję niż wtedy, gdy pracowałem sześć dni. Potwierdziły się słowa Jezusa: „Stale więc szukajcie najpierw królestwa oraz Jego prawości, a wszystkie te inne rzeczy będą wam dodane” (Mateusza 6:33). Poruszanie się po pagórkowatym terenie wyspy na moich słabych nogach nie zawsze było łatwe. Mimo to przez 14 lat pełniłem służbę pionierską i pomogłem wielu tutejszym mieszkańcom poznać prawdę, co stanowi dla mnie ogromny powód do radości.

W 1961 roku władze chciały skierować mnie na wyspy Fidżi na dwuletnie bezpłatne szkolenie, żebym mógł zostać w pełni wykwalifikowanym dentystą. W dodatku obiecano wysłać tam także moją rodzinę. Propozycja była kusząca, ale po głębszym zastanowieniu się postanowiłem ją odrzucić. Nie chciałem na tak długo opuszczać braci i rezygnować z przywileju służenia razem z nimi. Starszy lekarz urzędowy, który organizował wyjazd, bardzo się zdenerwował. Powiedział: „Nawet jeśli uważasz, że koniec jest bardzo bliski, to i tak zanim przyjdzie, mógłbyś wykorzystać zarobione pieniądze”. Pozostałem jednak niewzruszony.

Rok później zaproszono mnie do RPA na Kurs Służby Królestwa — miesięczne szkolenie dla nadzorców. Otrzymaliśmy cenne wskazówki, które pomogły nam skuteczniej wywiązywać się z zadań w zborze. Po zakończeniu kursu przeszedłem dalsze szkolenie, u boku nadzorcy podróżującego. Następnie ponad dziesięć lat usługiwałem dwom zborom na Wyspie Świętej Heleny w charakterze zastępcy nadzorcy obwodu. Z czasem pojawili się inni wykwalifikowani bracia, toteż wykonywaliśmy tę pracę na zmianę.

W tym okresie przenieśliśmy się z Jamestown do Levelwood, gdzie były większe potrzeby, i pozostaliśmy tam dziesięć lat. Miałem pełne ręce roboty — byłem pionierem, trzy dni w tygodniu pracowałem na posadzie państwowej i prowadziłem sklepik spożywczy. Dodatkowo zajmowałem się sprawami zborowymi i wspólnie z żoną wychowywałem czwórkę dorastających dzieci. Żeby trochę odetchnąć, zwolniłem się z pracy, sprzedałem sklep i zabrałem całą rodzinę na trzymiesięczne wakacje do Kapsztadu w RPA. Potem przeprowadziliśmy się na Wyspę Wniebowstąpienia, gdzie mieszkaliśmy przez rok. Pomogliśmy wtedy wielu osobom dokładnie poznać prawdę biblijną.

Po powrocie na Wyspę Świętej Heleny znowu zamieszkaliśmy w Jamestown. Wyremontowaliśmy dom przyległy do Sali Królestwa. Aby zdobyć środki na utrzymanie, razem z synem Johnem przerobiliśmy ciężarowego forda na chłodnię i przez następne pięć lat sprzedawaliśmy lody. Wkrótce po rozpoczęciu tego przedsięwzięcia miałem wypadek. Ciężarówka się przewróciła i przygniotła mi nogi. Doznałem porażenia nerwów poniżej kolan, a leczenie trwało trzy miesiące.

Obfite błogosławieństwa minione i przyszłe

Przez lata zaznaliśmy mnóstwa błogosławieństw, nie brakowało nam więc powodów do radości. Można do nich zaliczyć wyjazd do RPA w roku 1985 na ogólnokrajowe zgromadzenie oraz wizytę w nowo budowanym Domu Betel. Innym był skromny udział, jaki mieliśmy z synem Johnem we wznoszeniu pięknej Sali Zgromadzeń w pobliżu Jamestown. Jesteśmy też szczęśliwi, że trzej nasi synowie są starszymi, a jeden wnuk usługuje w południowoafrykańskim Betel. Poza tym dużo radości i zadowolenia sprawiało nam pomaganie wielu osobom w dokładnym poznawaniu Biblii.

Pole naszej działalności jest ograniczone — mieszka tu zaledwie około 5000 ludzi. Mimo to częste głoszenie na tym samym terenie daje dobre rezultaty. Tylko nieliczni odnoszą się do nas nieprzychylnie. Zresztą powszechnie wiadomo, że mieszkańcy Wyspy Świętej Heleny są przyjaźnie usposobieni — zawsze wszystkich pozdrawiają, idących i jadących samochodem. Zauważyłem, iż im lepiej się pozna ludzi, tym łatwiej jest im potem dawać świadectwo. Obecnie mamy 150 głosicieli, chociaż niektórzy wyprowadzili się z wyspy.

Nasze dzieci dorosły i opuściły dom, toteż po 48 latach małżeństwa znowu jesteśmy z żoną we dwoje. Jej lojalna miłość i wsparcie przez lata pomagały mi z radością służyć Jehowie pomimo prób. Wprawdzie pod względem fizycznym słabniemy, ale nasze siły duchowe każdego dnia się odnawiają (2 Koryntian 4:16). Razem z rodziną i przyjaciółmi z utęsknieniem wyczekuję cudownego czasu, gdy będę się cieszył jeszcze lepszym zdrowiem niż w wieku 17 lat. Gorąco pragnę osiągnąć doskonałość pod każdym względem i przede wszystkim po wieczne czasy służyć naszemu kochanemu, troskliwemu Bogu, Jehowie, oraz Jego panującemu Królowi, Jezusowi Chrystusowi (Nehemiasza 8:10).

[Ilustracja na stronie 26]

George Scipio z trzema synami, którzy usługują jako starsi

[Ilustracja na stronie 29]

George Scipio z żoną, Doris

    Publikacje w języku polskim (1960-2025)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij