BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • Co się stało z poczuciem grzechu?
    Strażnica — 2010 | 1 czerwca
    • Co się stało z poczuciem grzechu?

      JESZCZE nie tak dawno w kościołach księża grzmieli o „siedmiu grzechach głównych”, obejmujących pychę, chciwość, zazdrość, gniew, nieczystość, łakomstwo i lenistwo. Często rozwodzili się nad tragicznymi skutkami grzesznego postępowania i wzywali wiernych do skruchy. Obecnie jednak, jak napisał pewien autor, „gdy porusza się kwestie religijne, na ogół omija się drażliwy temat grzechu, a koncentruje na tym, co poprawia słuchaczom samopoczucie”.

      Tendencję tę zauważają również dziennikarze. Oto kilka komentarzy prasowych:

      ▪ „Stare pojęcia grzechu, skruchy i odkupienia wyszły z mody; ustąpiły miejsca psychologicznej nowomowie ukierunkowanej na rozwijanie szacunku i miłości do własnej osoby” (Star Beacon, Ashtabula, Ohio, USA).

      ▪ „Coś takiego jak świadomość swojego grzesznego stanu właściwie przestało istnieć” (Newsweek).

      ▪ „Nikt już nie pyta: ‚Czego Bóg ode mnie wymaga?’, ale raczej: ‚Co Bóg może dla mnie zrobić?’” (Chicago Sun-Times).

      W dzisiejszym pluralistycznym i tolerancyjnym społeczeństwie ludzie niechętnie dokonują ocen moralnych. Uważają, że jest to politycznie niepoprawne. Największym grzechem wydaje się ocenianie cudzego postępowania. Wielu rozumuje następująco: „To, w co wierzysz, może być dobre dla ciebie, ale nie narzucaj nikomu swojego sposobu myślenia. Dzisiaj każdy układa sobie życie według własnego systemu wartości. Nikt nie ma monopolu na prawdę moralną. Wartości uznawane przez innych są równie słuszne jak twoje”.

      Tego typu rozumowanie znajduje odbicie nawet w codziennym języku. Słowa „grzech” rzadko używa się dziś na poważnie. Częściej jest ono tematem żartów. Nie mówi się już, że ktoś „żyje w grzechu” — pary żyjące bez ślubu po prostu „mieszkają ze sobą”. Zamiast „cudzołóstwa” jest „romans”, zamiast „homoseksualistów” są „osoby o odmiennych preferencjach seksualnych”.

      Nie ulega wątpliwości, że zmieniło się wyobrażenie o tym, co jest „normalne”, a co jest „grzechem”. Ale dlaczego? Co właściwie się stało z grzechem? I co może dać przeanalizowanie własnego poglądu na tę sprawę?

  • Grzech — co się zmieniło?
    Strażnica — 2010 | 1 czerwca
    • Grzech — co się zmieniło?

      „POJĘCIE grzechu pierworodnego — to, że wszyscy jesteśmy obciążeni jakąś pierwotną skazą — nie mieści się w dzisiejszych kategoriach myślowych. Podobnie jest z ogólnie rozumianym grzechem. (...) Grzeszyć mogli ludzie pokroju Hitlera czy Stalina, a my jesteśmy co najwyżej ofiarami okoliczności i nieprzystosowania” (The Wall Street Journal).

      Z powyższego cytatu wynika, że pojęcie grzechu zatraciło swe dawne znaczenie. Ale dlaczego? Co się stało? Czym właściwie jest grzech, który wzbudza takie kontrowersje?

      Ogólnie rzecz biorąc, można wyróżnić dwa aspekty grzechu — odziedziczony grzeszny stan oraz nasze własne grzeszne postępowanie. Na pierwszy nie mamy wpływu, natomiast drugi wiąże się ze świadomym działaniem. Przyjrzyjmy się bliżej każdemu z tych aspektów.

      Obciążeni grzechem pierworodnym?

      Biblia mówi, że nasi prarodzice zawiedli pod względem moralnym i w rezultacie obciążyli się grzechem, który następnie przekazali swym potomkom. Dlatego każdy z nas rodzi się ze skazą niedoskonałości. Z tej przyczyny świadomie bądź nieświadomie dopuszczamy się nieprawych czynów, a jak czytamy w Biblii, „wszelka nieprawość jest grzechem” (1 Jana 5:17).

      Dla wielu wierzących pogląd, że wszyscy od urodzenia są niedoskonali z powodu jakiegoś występku z zamierzchłych czasów — i to takiego, w którym nie mieli udziału i za który nie ponoszą żadnej odpowiedzialności — jest niezrozumiały i trudny do zaakceptowania. Według profesora teologii Edwarda Oakesa doktryna ta „budzi zakłopotanie, otwarty sprzeciw, a w najlepszym razie uzyskuje bierną akceptację — niektórzy nie odrzucają jej całkowicie, ale kompletnie nie widzą dla niej zastosowania w życiu religijnego człowieka”.

      Duży wpływ na to, że ludziom niełatwo jest zaakceptować koncepcję grzechu pierworodnego, mają nauki głoszone przez kościoły. Na przykład Kościół katolicki, stojąc na stanowisku, że chrzest niemowląt jest konieczny do odpuszczenia ich grzechów, na soborze trydenckim (1545-1563) potępił przeciwników tego poglądu. Teolodzy utrzymywali, że jeśli dziecko umrze bez chrztu, nieodpuszczone grzechy na zawsze zagrodzą mu dostęp do nieba. Reformator Jan Kalwin posunął się wręcz do twierdzenia, że niemowlęta „z łona matki wynoszą ze sobą swoje potępienie”. Przypisywał im naturę „nienawistną i wstrętną” dla Boga (Nauka religii chrześcijańskiej, tłum. I. Lichońska).

      Dla większości ludzi nie do przyjęcia jest myśl, że niewinne, nowo narodzone dziecko miałoby cierpieć z powodu jakiegoś odziedziczonego grzechu. Nic zatem dziwnego, że takie nauki zrażają ludzi do koncepcji grzechu pierworodnego. Nawet niektórzy przywódcy kościelni uznali, że nie można skazywać nieochrzczonych niemowląt na męki w ogniu piekielnym. Los takich dzieci pozostawał dla nich dylematem teologicznym. Chociaż nigdy nie stało się to oficjalnym dogmatem Kościoła, przez stulecia tradycja katolicka umieszczała dusze nieochrzczonych niemowląt w limbusiea.

      Do osłabienia wiary w grzech pierworodny przyczyniły się też poglądy XIX-wiecznych filozofów, naukowców i teologów, kwestionujących historyczność sprawozdań zawartych w Biblii. Pod wpływem darwinowskiej teorii ewolucji wielu ludzi zaczęło uważać biblijne doniesienie o Adamie i Ewie za zwykły mit. W rezultacie upowszechniło się przekonanie, że Biblia nie jest objawieniem od Boga, lecz odzwierciedleniem mentalności pisarzy i starożytnych tradycji.

      Jak to wszystko wpłynęło na naukę o grzechu pierworodnym? Gdy wiernym wmawia się, że Adam i Ewa nigdy nie istnieli, wyciągają oni logiczny wniosek, że grzech pierworodny nigdy nie został popełniony. Nawet jeśli ktoś jest skłonny w niego uwierzyć, to koncepcja ta służy co najwyżej do usprawiedliwienia ułomności natury ludzkiej.

      A co można powiedzieć o wspomnianym wcześniej drugim aspekcie grzechu — o naszych własnych występkach?

      Czy to naprawdę grzech?

      Kiedy ludzie są pytani, co uważają za grzech, niejednemu przychodzi na myśl Dziesięć Przykazań, zabraniających zabijania, pożądliwości, cudzołóstwa, kradzieży i tym podobnych rzeczy. Według tradycyjnej nauki kościołów każdy, kto umiera bez okazania skruchy za takie występki, podlega karze wiecznych mąk w ogniu piekielnymb.

      Kościół katolicki wymaga, by grzesznik chcący uniknąć takiego losu wyspowiadał się przed kapłanem, który może udzielić rozgrzeszenia. Jednak znaczna część katolików uważa spowiedź, odpuszczenie grzechów i pokutę za przeżytek. Na przykład z niedawno przeprowadzonej ankiety wynika, że ponad 60 procent włoskich katolików w ogóle nie chodzi do spowiedzi.

      Widać więc wyraźnie, że funkcjonujące w kościołach tradycyjne wyobrażenie grzechu i związanych z nim konsekwencji wcale nie powstrzymuje ludzi od praktykowania go. Wielu nie widzi nic złego we wspomnianych wcześniej postawach. Niektórzy na przykład twierdzą, że jeśli dwoje dorosłych zgadza się na seks i nie cierpi przy tym nikt trzeci, to wszystko jest w porządku.

      U podstaw takiego myślenia może leżeć brak wewnętrznego przekonania co do prawdziwości nauk dotyczących grzechu. Niejednemu trudno uwierzyć, że kochający Bóg mógłby wiecznie dręczyć ludzi w ogniu piekielnym. Taki sceptycyzm przynajmniej częściowo wyjaśnia lekceważące podejście do grzechu. Ale w grę wchodzą również inne czynniki.

      Odrzucenie tradycyjnych wartości

      Wydarzenia ostatnich stuleci spowodowały głębokie zmiany w społeczeństwie i ludzkiej mentalności. Dwie wojny światowe, niezliczone mniejsze konflikty oraz ludobójstwa skłoniły wielu do kwestionowania tradycyjnych wartości. Niektórzy zastanawiają się: „Czy w erze rozwoju techniki trzymanie się norm ustalonych przed wiekami, które nijak nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości, ma jakikolwiek sens?”. Sporo racjonalistów i moralistów udziela odpowiedzi przeczącej. Dochodzą oni do wniosku, że społeczeństwo powinno odrzucić przesądy i represyjne normy moralne, by poprzez edukację dążyć do jak najpełniejszego wykorzystania potencjału ludzkości.

      Tego rodzaju myślenie dało początek wyjątkowo zeświecczałej kulturze. W licznych krajach europejskich drastycznie spadła frekwencja w kościołach. Coraz więcej ludzi zupełnie w nic nie wierzy, a inni traktują nauki kościelne z otwartą wrogością, uznając je za absurdalne. Słychać argumenty, że skoro ludzie są wytworem ewolucji i nie ma Boga, to po co w ogóle zaprzątać sobie głowę normami moralnymi?

      Powszechne rozluźnienie obyczajów widoczne w XX wieku w świecie zachodnim doprowadziło między innymi do wybuchu tak zwanej rewolucji seksualnej. Nie bez znaczenia dla tych zmian społecznych były protesty studenckie, ruchy kontrkulturowe i pojawienie się tabletki antykoncepcyjnej. Następnym krokiem było zanegowanie wartości biblijnych. Młode pokolenie stworzyło na swój użytek „nową moralność” i specyficzne podejście do grzechu. Jak napisał pewien autor, odtąd „jedynym prawem stało się prawo miłości” — co w zasadzie sprowadzało się do powszechnej akceptacji swobody seksualnej.

      Religia poprawiająca samopoczucie

      Na temat sytuacji w Stanach Zjednoczonych w tygodniku Newsweek otwarcie napisano: „Wielu duchownych, którzy konkurują na rynku usług religijnych, czuje, że nie może sobie pozwolić na zrażanie do siebie wiernych”. Obawiają się oni, że jeśli będą stawiać im zbyt wysokie wymagania pod względem moralnym, to ich stracą. Ludzie nie chcą słyszeć o potrzebie pielęgnowania pokory, wstrzemięźliwości i cnoty ani o słuchaniu głosu sumienia i żałowaniu za grzechy. Dlatego sporo kościołów głosi to, co w gazecie Chicago Sun-Times nazwano „przesłaniem terapeutycznym, utylitarystycznym, a nawet narcystycznym — przesłaniem, które odsuwa na bok ewangelię, [a] w centrum stawia ego człowieka”.

      Takie podejście zrodziło kulturę religijną definiującą Boga po swojemu; powstają liczne kościoły koncentrujące się nie na Bogu i Jego wymaganiach, lecz na człowieku i wszystkim, co pozytywnie wpływa na jego poczucie własnej wartości. Za najważniejszy cel uważa się zaspokojenie potrzeb członków danej społeczności religijnej. W rezultacie formuje się religia pozbawiona konkretnej doktryny. „Co zapełnia lukę powstałą po zaniknięciu chrześcijańskiego kodeksu moralnego?” — pyta The Wall Street Journal. „Etyka wszechobecnego współczucia, według której ‚bycie dobrym człowiekiem’ jest idealnym usprawiedliwieniem wszelkich postępków”.

      W tej sytuacji nie dziwi często spotykany pogląd, że to nieważne, jaką religię się wyznaje, jeśli tylko korzystnie wpływa ona na samopoczucie. Jak zauważa The Wall Street Journal, zwolennicy tego poglądu „są gotowi związać się z jakimkolwiek wyznaniem, pod warunkiem że nie będzie ono nakładać żadnych rzeczywistych obowiązków moralnych — że będzie pocieszać, a nie osądzać”. Z kolei kościoły wychodzą takim ludziom naprzeciw, bezkrytycznie akceptując ich „dokładnie takimi, jakimi są”.

      Czytelnikom Biblii zjawisko to może przywodzić na myśl proroctwo zapisane w I wieku n.e. przez apostoła Pawła. Zapowiedział on: „Nastanie bowiem czas, gdy nie zniosą zdrowej nauki, lecz zgodnie z własnymi pragnieniami nagromadzą sobie nauczycieli, by im łechtali uszy; i odwrócą uszy od prawdy” (2 Tymoteusza 4:3, 4).

      Przywódcy religijni, którzy usprawiedliwiają grzeszne postępowanie, a nawet negują istnienie grzechu i ‛łechcą uszy’ swoich parafian, mówiąc im to, co tamci chcą usłyszeć, wyrządzają im ogromną krzywdę. Ich twierdzenia są nie tylko fałszywe, ale i niebezpieczne. Wypaczają jedną z podstawowych nauk chrystianizmu, ponieważ grzech i uzyskanie przebaczenia to kluczowy element dobrej nowiny głoszonej przez Jezusa i apostołów. Kwestię tę szerzej omawia następny artykuł.

      [Przypisy]

      a Być może z powodu kontrowersji wywoływanych przez tę niebiblijną naukę najnowsze katolickie katechizmy na ogół nie wspominają o limbusie (zobacz ramkę „Teologiczny zwrot o 180 stopni” na stronie 10).

      b Wiara w ogniste piekło nie znajduje uzasadnienia w Biblii. Omówienie tej kwestii można znaleźć w książce Czego naprawdę uczy Biblia?, w rozdziale 6: „Gdzie są umarli?” (wydawnictwo Świadków Jehowy).

      [Napis na stronie 7]

      Religia ukierunkowana na poprawianie samopoczucia wydaje złe owoce

      [Ramka na stronie 6]

      Grzech? „Już z tego wyrośliśmy”

      ▪ „Kwestię tę można nazwać jednym z największych wyzwań, przed jakimi stoi współczesny kościół. We własnych oczach nie jesteśmy już ‚grzesznikami’ potrzebującymi przebaczenia. Może kiedyś przejmowaliśmy się grzechem, ale teraz już z tego wyrośliśmy. Kościół ma co prawda receptę na problem grzechu, jednak dla większości Amerykanów grzech nie jest żadnym problemem — a przynajmniej nie aż tak poważnym” (John Studebaker junior, autor książek o tematyce religijnej).

      ▪ „Niektórzy mówią: ‚Stawiam sobie i innym wysokie wymagania, ale wiem, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, więc chciałbym nie odstawać od średniej’. Wpasowujemy się w wygodne ramy moralne — dołączamy do czegoś w rodzaju moralnej klasy średniej, której naszym zdaniem możemy dotrzymać kroku. Strzyżemy trawnik. Nie zastawiamy sąsiadom wjazdu. Niestety, jednocześnie ignorujemy znacznie poważniejsze kwestie grzechu” (Albert Mohler, prezes Seminarium Teologicznego Baptystów Południowych).

      ▪ „Kultura masowa wynosi na piedestał to, co kiedyś piętnowała: Rodzice wpajają dzieciom, że duma buduje poczucie własnej wartości; grupa puszystych francuskich kucharzy apeluje do Watykanu, by nie uznawać obżarstwa za grzech; zazdrość jest motorem napędowym kultury tabloidów, chciwość — dźwignią reklamy, a gniew stosowną reakcją na zniewagę. Ja sama dużo bym dała za chwile słodkiego lenistwa” (Nancy Gibbs, publicystka tygodnika Time).

      [Ilustracja na stronie 5]

      Wielu uważa biblijną relację o Adamie i Ewie za zwykły mit

  • Prawda o grzechu
    Strażnica — 2010 | 1 czerwca
    • Prawda o grzechu

      CZY przez rozbicie termometru można udowodnić, że się nie ma gorączki? Oczywiście, że nie. Tak samo okoliczność, że wiele osób odrzuca Boży pogląd na grzech, wcale nie dowodzi, iż grzech nie istnieje. Słowo Boże, Biblia, zawiera na ten temat sporo informacji. A czego dokładnie uczy o grzechu?

      Wszyscy się potykamy

      Jakieś dwa tysiące lat temu apostoł Paweł ubolewał: „Dobra, którego chcę, nie czynię, ale dopuszczam się zła, którego nie chcę” (Rzymian 7:19). Musimy szczerze przyznać, że znajdujemy się w podobnym położeniu. Być może pragniemy przestrzegać Dziesięciu Przykazań lub innych norm postępowania, lecz chcąc nie chcąc wszyscy popełniamy błędy. Nie wynika to ze świadomej decyzji; po prostu jesteśmy słabi. Dlaczego tak się dzieje? Paweł wyjaśnił: „Jeśli zatem czynię coś, czego nie chcę, to już nie ja to robię, lecz grzech, który we mnie mieszka” (Rzymian 7:20).

      Podobnie jak Paweł, każdy człowiek ma wrodzone słabości, będące następstwem odziedziczonego grzesznego stanu i niedoskonałości. „Wszyscy zgrzeszyli i brakuje im chwały Bożej” — napisał apostoł. Jak do tego doszło? Paweł oświadczył: „Przez jednego człowieka [Adama] grzech wszedł na świat, a przez grzech — śmierć, i w taki sposób śmierć rozprzestrzeniła się na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” (Rzymian 3:23; 5:12).

      Co prawda często odrzuca się pogląd, że grzech naszych prarodziców oddalił nas od Boga i spowodował utratę doskonałości, ale właśnie tego uczy Biblia. Jezus, powołując się na pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju, pokazał, że uważa relację o Adamie i Ewie za autentyczną (Rodzaju 1:27; 2:24; 5:2; Mateusza 19:1-5).

      Jedna z fundamentalnych nauk biblijnych głosi, że Jezus przyszedł na ziemię, aby wykupić z niewoli grzechu tych, którzy w niego wierzą (Jana 3:16). Nasze widoki na przyszłość zależą od tego, czy uznamy Boży sposób wybawienia lojalnych ludzi z opłakanej sytuacji, wobec której są bezsilni. Może to być trudne, jeśli dokładnie nie pojmujemy, czym w oczach Boga jest grzech.

      Dlaczego ofiara Jezusa była potrzebna

      Jehowa dał pierwszemu człowiekowi możliwość życia wiecznego. Te cudowne perspektywy Adam mógł utracić tylko wtedy, gdyby zbuntował się przeciw Bogu. Niestety, właśnie tak postąpił, stając się grzesznikiem (Rodzaju 2:15-17; 3:6). Ponieważ sprzeciwił się woli Boga i złamał Jego prawo, zaprzepaścił doskonałość i zrujnował swoje stosunki z Jehową. W rezultacie zaczął się starzeć i w końcu umarł. Wszyscy jego potomkowie — łącznie z nami — rodzą się w grzechu i wskutek niego umierają. Dlaczego?

      Przyczyna jest całkiem prosta. Niedoskonali rodzice nie mogą wydać na świat doskonałych dzieci. Każdy potomek Adama rodzi się jako grzesznik, a zgodnie ze słowami apostoła Pawła „zapłatą, którą płaci grzech, jest śmierć” (Rzymian 6:23). Druga część tego wersetu tchnie jednak nadzieją. Czytamy tu: „Darem, który daje Bóg, jest życie wieczne przez Chrystusa Jezusa, naszego Pana”. A zatem dzięki ofiarnej śmierci Jezusa ci, którzy okazują Bogu wdzięczność i posłuszeństwo, mogą zostać uwolnieni od skutków grzechu Adama (Mateusza 20:28; 1 Piotra 1:18, 19)a. Do czego powinno to nas pobudzać?

      Miłość Chrystusa „przymusza nas”

      Odpowiedzi na to pytanie udzielił w natchnieniu od Boga apostoł Paweł. Napisał: „Przymusza nas bowiem miłość Chrystusa, ponieważ osądziliśmy, że jeden człowiek umarł za wszystkich; (...) a umarł za wszystkich, aby ci, co żyją, nie żyli już dla samych siebie, lecz dla tego, który za nich umarł i został wskrzeszony” (2 Koryntian 5:14, 15). Jeśli ktoś rozumie, że ofiara Jezusa może go uwolnić od skutków grzechu — i pragnie okazać za nią wdzięczność — powinien usilnie starać się prowadzić życie zgodne z wolą Boga. Powinien zatem pogłębiać zrozumienie Jego wymagań, szkolić swoje sumienie według zasad biblijnych, a następnie wykorzystywać to w praktyce (Jana 17:3, 17).

      Grzeszne postępowanie nadweręża naszą więź z Jehową Bogiem. Gdy król Dawid uświadomił sobie, jak wielką winą obciążył się wskutek cudzołóstwa z Batszebą i doprowadzenia do zabicia jej męża, niewątpliwie poczuł niezmierny wstyd. Ale najbardziej dręczył się — i była to właściwa reakcja — tym, że swymi grzechami znieważył Boga. Skruszony, wyznał Jehowie: „Przeciw tobie, tobie samemu, zgrzeszyłem i zrobiłem to, co złe w twoich oczach” (Psalm 51:4). Z kolei Józef w obliczu pokusy do cudzołóstwa, kierując się sumieniem, zapytał: „Jakże mógłbym dopuścić się tej wielkiej niegodziwości i zgrzeszyć przeciwko Bogu?” (Rodzaju 39:9).

      Grzech nie powinien więc kojarzyć się ze wstydem spowodowanym utratą twarzy ani z koniecznością poniesienia odpowiedzialności przed ludźmi. Złamanie praw biblijnych dotyczących między innymi stosunków płciowych, uczciwości, szacunku lub praktyk religijnych niszczy naszą osobistą więź z Bogiem. Gdybyśmy rozmyślnie trwali w grzechu, czynilibyśmy się wrogami Boga. Świadomość tego powinna skłaniać każdego do poważnych przemyśleń (1 Jana 3:4, 8).

      Czy zatem grzech przestał istnieć? Wcale nie. Ludzie po prostu zaczęli inaczej go nazywać, chcąc osłabić jego znaczenie. Wielu zagłusza lub ignoruje głos sumienia. Kto jednak pragnie cieszyć się uznaniem Boga, ten musi opierać się takiej tendencji. Jak się przekonaliśmy, następstwem grzechu nie jest tylko zranione ego czy psychiczny dyskomfort, lecz śmierć. Mamy więc do czynienia z kwestią życia i śmierci.

      Na szczęście jeśli szczerze żałujemy swego niewłaściwego postępowania i je porzucamy, możemy skorzystać z przebaczenia na mocy ofiary okupu złożonej przez Jezusa. „Szczęśliwi ci, którym odpuszczono bezprawne uczynki i których grzechy zostały zakryte” — oznajmił apostoł Paweł. „Szczęśliwy człowiek, którego grzechu Jehowa wcale nie weźmie pod uwagę” (Rzymian 4:7, 8).

      [Przypis]

      a Szczegółowe wyjaśnienie, dlaczego ofiarna krew Jezusa może wybawić ludzkość, znajduje się w książce Czego naprawdę uczy Biblia?, strony 47-54 (wydawnictwo Świadków Jehowy).

      [Ramka i ilustracja na stronie 10]

      Teologiczny zwrot o 180 stopni

      Dla większości katolików pojęcie limbusu zawsze było niejasne. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zacierało się coraz bardziej, aż w końcu całkowicie zniknęło z katechizmów. W roku 2007 Kościół katolicki oficjalnie przypieczętował „śmierć” tej nauki, wydał bowiem dokument z omówieniem „poważnych racji teologicznych i liturgicznych, by mieć nadzieję, że dzieci, które umierają bez chrztu, zostaną zbawione i będą cieszyć się oglądaniem uszczęśliwiającym” (Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu, tłum. J. Królikowski).

      Co spowodowało ten teologiczny zwrot? Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o to, by uwolnić się od czegoś, co francuski publicysta Henri Tincq nazwał „uciążliwym dziedzictwem, bronionym od średniowiecza po XX wiek przez przebiegły Kościół, skwapliwie wykorzystujący groźbę limbusu, by skłaniać rodziców do jak najszybszego chrzczenia dzieci”. Dlaczego limbus budził tyle kontrowersji?

      Tradycja czy Pismo Święte? Wiara w limbus wywodzi się z XII-wiecznych teologicznych debat na temat czyśćca. Kościół katolicki nauczał, że dusza żyje po śmierci ciała, musiał więc znaleźć miejsce dla dusz dzieci, które nie mogły pójść do nieba z powodu braku chrztu, ale nie zasługiwały też na piekło.

      Jednakże Biblia wcale nie uczy, że dusza żyje po śmierci człowieka. Wyraźnie podaje, że nie jest ona nieśmiertelna, a dusze, które grzeszą, mogą umrzeć albo zostać zgładzone (Dzieje 3:23, Biblia gdańska; Ezechiela 18:4, Biblia Tysiąclecia, przypis). Skoro dusza jest śmiertelna, takie miejsce, jak limbus, nie może istnieć. Poza tym Biblia przedstawia śmierć jako stan nieświadomości podobny do snu (Kaznodziei 9:5, 10; Jana 11:11-14).

      Według Biblii Bóg uważa dzieci chrześcijańskich rodziców za święte (1 Koryntian 7:14). Gdyby chrzest niemowląt był konieczny do zbawienia, takie twierdzenie nie miałoby żadnego sensu.

      Nauka o limbusie w gruncie rzeczy znieważała Boga, bo ukazywała Go jako okrutnego tyrana, a nie jako sprawiedliwego i kochającego Ojca (Powtórzonego Prawa 32:4; Mateusza 5:45; 1 Jana 4:8). Nic zatem dziwnego, że zawsze godziła w poczucie zdrowego rozsądku szczerych chrześcijan.

      [Ilustracje na stronie 9]

      Dzięki trzymaniu się Biblii możemy cieszyć się dobrymi stosunkami z Bogiem i ludźmi

Publikacje w języku polskim (1960-2026)
Wyloguj
Zaloguj
  • polski
  • Udostępnij
  • Ustawienia
  • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
  • Warunki użytkowania
  • Polityka prywatności
  • Ustawienia prywatności
  • JW.ORG
  • Zaloguj
Udostępnij