Mój udział w szerzeniu prawdziwego wielbienia
Opowiada A. H. Secord
KIEDY byłem jeszcze chłopcem, myślałem, że jestem chrześcijaninem. Ochrzczono mnie w jednym z kościelnych systemów chrześcijaństwa i regularnie chodziłem do szkółki niedzielnej. Byłem zdania, że tak najlepiej można wielbić Boga. Zawsze jednak nasuwało mi się sporo pytań na temat Biblii i tego wszystkiego, co uważałem za jej nauki.
Osiągnąwszy wiek, w którym już potrafiłem krytycznie spojrzeć na tak zwanych chrześcijan oraz ludzi uważanych za nauczycieli Biblii i obrońców jej prawd, doszedłem do wniosku, że ani z kościoła, ani ze szkółki niedzielnej nie uzyskam prawdziwie biblijnego pouczenia w kwestii prawdziwego wielbienia Boga. Zamiast tego na przykład z okazji „Bożego Narodzenia” dawano nam w prezencie książki przygodowe, opowieści wojenne, żeglarskie i inne, które właściwie odwracały nasze myśli od Stwórcy i czystego wielbienia. Z czasem stawałem się coraz bardziej obojętny na nauki religijne.
POCZĄTKI ZAINTERESOWANIA BIBLIĄ
Ojciec mój pierwszy w rodzinie zaczął głębiej wnikać w treść Biblii. Mimo ciężkiej pracy na naszym gospodarstwie rolnym, położonym w prowincji Ontario (Kanada), które musiało utrzymać liczną rodzinę (było nas siedmioro dzieci), interesował się prawdziwym wielbieniem.
Zainteresowanie ojca wzmogło się jeszcze, kiedy jego brat okazał posłuch dla nauk biblijnych głoszonych przez C. T. Russella; działo się to na krótko przed końcem ubiegłego stulecia. Stryjek przesyłał nam broszury, traktaty i ulotki objaśniające Biblię, lecz poza ojcem nikt w rodzinie do nich nie zaglądał. Ojciec starał się nam mówić o tym, czego się dowiedział, i zachęcał nas do czytania otrzymanej literatury. Próbowałem się do tego zabrać, lecz system kościelny, w którym mnie wychowywano od chwili urodzenia w roku 1890, zdołał już do tego czasu zupełnie zagasić we mnie zainteresowanie sprawami religii.
Jakiś czas później pojechałem do Toronto, by odwiedzić stryja. Pewnej niedzieli po południu zaprosił mnie, żebym z nim poszedł do hali wystawowej, gdzie „Międzynarodowi badacze Pisma świętego” (jak wówczas nazywano świadków Jehowy) zgromadzali się na wykłady publiczne. Mówca przedstawiał treść książki Boski plan wieków. W toku jego przemówienia zacząłem powracać w pamięci do tego, co próbował nam mówić ojciec, jak również do tych nielicznych wiadomości, o których sam czytałem. Stwierdziłem, że nie tylko rozumiem, o czym jest mowa, ale także zaciekawiłem się do tego stopnia wywodami mówcy, iż postanowiłem po powrocie do domu koniecznie zabrać się ponownie do czytania i studiowania Biblii!
W roku 1911 zaprenumerowałem czasopismo Strażnica. Sprowadziłem sobie również słownik biblijny i broszurę Co Pismo święte mówi o piekle? Mniej więcej w tym czasie zaczęto u nas w lokalnej gazecie drukować kazania C. T. Russella, prezesa Towarzystwa Strażnica. Okazały się one bardzo interesujące i podawały sporo materiału objaśniającego nauki biblijne. Później obejrzałem serię pokazów „Fotodramy stworzenia”, kiedy ją wyświetlano w moim rodzinnym miasteczku Simcoe w prowincji Ontario. Miałem wówczas po raz pierwszy przywilej ujrzenia tych wspaniałych obrazów i wysłuchania towarzyszących im wykładów, co ogromnie spotęgowało we mnie pragnienie głębszego poznania Biblii i jej nauk. Z biegiem czasu, po bardziej wnikliwym studium Biblii, uświadomiłem sobie, że powinienem oddać swe życie Jehowie. Latem roku 1915 pojechałem do Toronto, gdzie zostałem zanurzony w wodzie na dowód mego oddania.
Wskutek wybuchu pierwszej wojny światowej wzmogła się opozycja przeciw działalności kaznodziejskiej świadków Jehowy. Chciałem na przykład pojechać do Hamilton, gdzie C. T. Russell miał wygłosić z góry zapowiedziany odczyt, lecz w wyniku nacisku spowodowanego wydarzeniami wojennymi nie wydano mu zezwolenia na przemawianie i musiał opuścić Kanadę. Ponadto wszelką naszą literaturę obłożono zakazem, a także poważnie ograniczono naszą swobodę działania. Niemniej jednak nie ustawałem w wysiłkach, by dla szerzenia prawdziwego wielbienia nadal czynić wszystko, co było w mojej mocy.
PRAGNIENIE AKTYWNIEJSZEJ SŁUŻBY — ZASPOKOJONE
Po wojnie chciałem wziąć jak najaktywniejszy udział w krzewieniu prawdziwego wielbienia. Wzbudziło się we mnie pragnienie, aby służyć w głównej siedzibie Towarzystwa Strażnica w Brooklynie. Posłałem swoje zgłoszenie, choć nie miałem wielkiej nadziei, że zostanę przyjęty, ponieważ znałem wyłącznie pracę na roli i sądziłem, iż mam zbyt niskie wykształcenie w stosunku do wymagań, jakie moim zdaniem obowiązywały w biurze głównym.
Wkrótce jednak ku memu miłemu zaskoczeniu otrzymałem z Towarzystwa list, w którym mnie zapraszano do niezwłocznego przybycia do biura, zwanego też Domem Betel. Niebawem więc pożegnałem krewnych i znajomych. Pamiętam jeszcze, jak smutno było ojcu w chwili pożegnania, gdyż tracił we mnie współwyznawcę prawdy. Jednocześnie był jednak szczęśliwy, bo wiedział, że wyjazd ten przyczyni mi się do dojrzałości duchowej, a także spełni me pragnienie co do większego udziału w szerzeniu prawdziwego wielbienia.
Służbę pełnoczasową w Domu Betel rozpocząłem od drukani, mieszczącej się wtenczas w małym budynku przy Concord Street 18 w Brooklynie. Jeszcze w tym samym tygodniu usłyszałem, jak niektórzy współpracownicy mówili, że Towarzystwo buduje radiostację na Staten Island i że trzeba tam pomóc w pracy, poświęcając na to wolne godziny soboty i niedzieli. Ucieszyłem się tą wiadomością i zaofiarowałem swoje siły. Kiedy nadszedł mój dwutygodniowy urlop, poświęciłem cały ten czas na pomaganie przy budowie radiostacji.
Wkrótce potem skierowano mnie na stałe do budowy radiostacji. Pracowałem przy łączeniu kabli, wciąganiu stali na wznoszone przez nas 60-metrowe maszty i innych zadaniach. Maszty te ustawiliśmy, a wtedy trzeba je było pomalować, zawiesić anteny, zainstalować nadajnik i wyposażyć studio. Uznano za pożądane, żeby zakupić teren wokół radiostacji, aby w przyszłości żadne wysokie budynki nie zakłócały emisji programu. Teren ten przeznaczono później również pod uprawę warzyw. Ponadto zbudowaliśmy własną elektrownię, aby się zabezpieczyć przed koniecznością zawieszenia audycji, gdyby na skutek wyładowań atmosferycznych nastąpiła przerwa w dopływie prądu z sieci energetycznej. Wreszcie wszelkie prace dobiegły końca. Wieczorem, dnia 24 lutego 1924 roku radiostacja WBBR rozpoczęła nadawanie programu, krzewiąc prawdziwe wielbienie przez rozgłaszanie dobrej nowiny o Królestwie Bożym.
Od czasu do czasu powierzano mi konserwację i malowanie masztów radiowych oraz urządzeń antenowych. Całe dni spędzałem wtedy wysoko w górze, skąd mogłem oglądać prawie cały obszar Staten Island. Drzewa, drogi i domy w okolicy widziałem z lotu ptaka. Zastanawiałem się jednak, co to ma wspólnego z głoszeniem dobrej nowiny o Królestwie. Z kolei uświadamiałem sobie, że w odległości zaledwie kilku metrów ode mnie dobra nowina rusza w świat na falach eteru i że moja praca jest konieczna, aby utrzymać w odpowiednim stanie urządzenia, którymi się posługiwał Jehowa Bóg na równi z wieloma innymi metodami szerzenia prawdziwego wielbienia.
Jak już wspomniałem, zakupione wokół radiostacji tereny zostały oddane pod uprawę warzyw. Pewien brat, Herman Henschel, który sam był ogrodnikiem, chętnie podjął się uczenia tajników swego zawodu tych spośród nas, którym oprócz obowiązków w radiostacji powierzono jeszcze pieczę nad rolą. Przyjeżdżał raz lub dwa razy w tygodniu, najczęściej w sobotę rano, i robił, co tylko zdążył, oraz udzielał rad co do dalszych prac.
Wyhodowane warzywa szły na użytek zespołu radiostacji WBBR oraz bruklińskiej Rodziny Betel. Nadwyżki, których nie spożyto w czasie sezonu, konserwowano na zimę. Wymagało to odpowiednich urządzeń i nadającego się do takich celów budynku. Wszystko, co było potrzebne, wykonali mieszkający w pobliżu bracia, którzy fakt poznania prawdy uważali za dowód okazanej im serdecznej życzliwości Bożej. Z radością więc ofiarowali swe siły i zawsze chętnie przyjeżdżali, kiedy trzeba było pomóc nam przy robieniu zapasów zimowych. Czasami również się zastanawiałem, co wspólnego z głoszeniem dobrej nowiny ma konserwowanie warzyw. Zaraz jednak sobie uświadamiałem, jak dobrze jest, że używamy swych sił, by pomóc w wyżywieniu tych braci, którzy cały swój czas poświęcają na popieranie dzieła Królestwa w Domu Betel i w radiostacji WBBR.
PRAWDZIWE WIELBIENIE ROBI SZYBKIE POSTĘPY
Wybuch drugiej wojny światowej utrudnił głoszenie dobrej nowiny za pośrednictwem radia, jak również przez bezpośrednie chodzenie do ludzi od drzwi do drzwi. Wrogowie prawdziwego wielbienia posługiwali się wszelkimi środkami, by doprowadzić do przerwania tej działalności kaznodziejskiej. Jednakże wytrwale neutralna postawa sług Jehowy wobec toczących się działań wojennych oraz poleganie na kierownictwie Bożym i Jego Słowie sprawiły, że czyste wielbienie się nie załamało. Z początkiem roku 1942 ukończył swój ziemski bieg nasz umiłowany brat Rutherford, wielki szermierz prawdziwego wielbienia i w ciągu dwudziestu pięciu lat prezes Towarzystwa Strażnica. Ale dłoń Jehowy nie została powściągnięta. Nowym prezesem wybrano brata N. H. Knorra, a dzieło Królestwa rozwijało się nadal, nawet nabierało z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc coraz większego rozmachu. Po zakończeniu drugiej wojny światowej w każdej dziedzinie ogłaszania Królestwa osiągnięto wielkie postępy.
W końcu przeminął czas, w którym głoszenie dobrej nowiny o Królestwie za pośrednictwem radiostacji WBBR odgrywało dominującą rolę. Za bardziej celową uznano intensywną pracę misyjną od drzwi do drzwi. W roku 1957 radiostacja WBBR została więc sprzedana. Przemówienie pożegnalne wygłosił osobiście prezes Towarzystwa. Powiedział on radiosłuchaczom, że dobra nowina w dalszym ciągu będzie głoszona, lecz w jeszcze bardziej skuteczny sposób. Nazajutrz po zakończeniu programu o godzinie 8 rano rozgłośnia WBBR zaprzestała nadawania audycji, co zamknęło 33-letni okres jej pracy dla szerzenia prawdziwego wielbienia Jehowy Boga.
Po tym fakcie wyznaczono mnie ponownie do pracy w drukarni bruklińskiego Domu Betel. Ileż zmian zaszło tu w stosunku do dawnej małej drukarni przy Concord Street 18, gdzie pierwotnie byłem zatrudniony! Teraz praca odbywała się w kompleksie dwóch dużych i nowoczesnych budynków, dobrze wyposażonych w najnowsze i jak najlepsze prasy drukarskie, zdolne do wydrukowania w tygodniu na rzecz prawdziwego wielbienia milionów egzemplarzy literatury w dziesiątkach języków! Na naszych oczach spełniają się prorocze słowa Jezusa: „Ta dobra nowina o królestwie będzie głoszoną po całej zamieszkanej ziemi na świadectwo wszystkim narodom.” — Mat. 24:14, NW.
Obecnie przekroczyłem już wiek trzech ćwierci stulecia i gdy spoglądam wstecz na czterdzieści pięć lat pełnoczasowej służby w najbardziej pożytecznym dziele, w jakim może uczestniczyć człowiek, wiem dobrze, że Jehowa okazywał mi łaskę, bo zawsze starałem się wykonać swoją cząstkę w szerzeniu czystego wielbienia. Jestem również przekonany, że obdarzy łaską wszystkich, którzy dojdą do dokładniej wiedzy o Jego woli i zamierzeniach, którzy oddadzą Jemu swe życie i następnie wniosą swój wkład w popieranie prawdziwego wielbienia.