List do lekarza
Szanowny Panie Doktorze!
Kilka miesięcy temu miejscowa prasa szczegółowo roztrząsała pewien dramatyczny przypadek choroby. „Przekonania religijne mogą spowodować śmierć żony”, „Osobliwe zdarzenie: trzeba czekać na utratę przytomności, by móc ratować życie” — tak brzmiały krzykliwe nagłówki. Jeden z bardziej charakterystycznych artykułów zaczynał się, jak następuje: „HAVERHILL. Wczoraj doniesiono ze szpitala Hale, że życie 43-letniej śmiertelnie chorej matki dziwnym zbiegiem okoliczności zależy od utracenia przez nią przytomności, aby wtedy na życzenie męża można jej było dać krew, której przyjęcia uporczywie odmawia z przyczyn religijnych.”
Trzeba jednak z uznaniem powiedzieć o personelu lekarskim, że zajął w tym wypadku inne stanowisko. Chociaż się obawiano, że tej niewiasty z powodu odmowy transfuzji krwi nie da się już uratować, czyniono wszystko, cokolwiek jeszcze leżało w granicach możliwości. Moim zdaniom ten wypadek będzie dla Szanownego Pana Doktora ogromnie interesujący i dlatego właśnie donoszę o nim Panu.
Pani Elżbieta Denno z Haverhill w stanie Massachusetts (USA) cierpiała na owrzodzenie jelita i miała przy tym tak silne krwotoki, że już przestano liczyć na jej powrót do zdrowia. Gdy ją dnia 26 września przywieziono do szpitala, analiza wykazała zaledwie 30% barwnika krwi. Mimo to nie była jeszcze w stanie beznadziejnym. Lekarze orzekli jednomyślnie, że sprawę uratuje operacja, którą musi poprzedzić polepszenie stanu krwi. Jednak pacjentka będąca świadkiem Jehowy odmówiła z przyczyn biblijnych przyjęcia przepisanej jej transfuzji krwi i od tego postanowienia nie odwiodły jej żadne tłumaczenia lekarzy przedstawiających jej niebezpieczeństwo, w jakim się znalazła.
Ponieważ miała sześcioro dzieci, z tego dwoje jeszcze maleńkich, wypadek ten wzbudzał wielkie zainteresowanie (był tzw. „humaninterest story”) i dlatego gazety rzuciły się na niego tak łapczywie. Jednak podawane w nich wiadomości nie pochodziły od lekarzy. Zajęły się tym wypadkiem, gdy mąż Elżbiety — Gardner Denno, który nie jest świadkiem Jehowy — przyznał, nie ma jasnego poglądu na tę sprawę i próbował przekonać żonę. Zainteresowanie publiczności wzrosło, gdy zabrało głos kilku duchownych, w tym też jeden rabin; twierdzili oni, że Elżbieta błędnie sobie tłumaczy Biblię i że ma wobec rodziny religijny obowiązek uczynienia wszystkiego, co tylko może, aby pozostać przy życiu. Gardner oświadczył, że prosił tych ludzi, by mu podali chociaż jeden tekst biblijny, który mógłby pokazać żonie, lecz nie zdobyli się na to. Wprawdzie dwóch duchownych udało się z nim do szpitala, by porozmawiać z panią Denno, ale była ona tak osłabiona, że mogła tylko powtórzyć swoje mocne postanowienie.
Gardner nie był z tego zadowolony. Chciał poznać fakty, lecz pragną też, żeby mu żona pozostała przy życiu. Próbował więc drogą prawną uzyskać pełnomocnictwo do zarządzenia transfuzji wbrew jej woli, ale wszystkie sądy wyjaśniły mu, że nie można niczego takiego podejmować, dopóki pani Denno jest przytomna. Starał się o uznanie go za opiekuna żony, aby mógł sam dać zezwolenie na transfuzję, jednak psychiatra orzekł, że ona w pełni odpowiada za siebie i wobec twego odrzucono wniosek o opiekuństwo. Niemniej sądy pouczyły Gardnera, że z chwilą gdy żona straci przytomność (czego zdaniem lekarzy należało się spodziewać w każdej chwili), będzie uważany za opiekuna i będzie mógł nakazać transfuzję. Przygotował więc wszystko, lecz Elżbieta pozostawała przytomna.
Teraz zaczęto zwracać uwagę na samych świadków Jehowy, a zwłaszcza na kaznodzieję przewodniczącego zborowi w Haverhill. Niektórzy przeciwnicy publicznie oskarżali zbór, że jest odpowiedzialny za niebezpieczny stan pani Denno. Wiele osób telefonicznie atakowało i wyzywało przewodniczącego kaznodzieję; niektórzy grozili mu nawet, że wysadzą jego dom w powietrze.
Troskliwość lekarzy daje wyniki
Wobec takiej rozbieżności przekonań dr Robert T. Lambert, dyrektor szpitala Hale, czuł się zmuszony do złożenia oświadczenia, w którym między innymi stwierdzał, że zadaniem szpitala jest przede wszystkim łagodzić cierpienia i ratować życie. Wzbraniał się przed zajęciem stanowiska w stosunku do religijnej strony tego wypadku. Jednak zarówno on sam jak i personel szpitala uczynili dla chorej wszystko, co tylko w danych okolicznościach było możliwe.
Stan Elżbiety stał się beznadziejny. Analiza wykazała niesłychanie skąpą zawartość barwnika krwi, mianowicie 5%. Jednak nadal była przytomna. Pomoc lekarska została wzmożona. Aby przyspieszyć wytwarzanie w szpiku kostnym tak koniecznych czerwonych krwinek, co godzinę wprowadzano zastrzykami domięśniowymi kobalt i żelazo. Krwawienie powoli ustawało, aż w końcu zatrzymano je zupełnie. Spokój, ofiarna opieka ze strony personelu szpitalnego oraz zabiegi lecznicze sprawiły to, co wydawało się niemożliwe. Operacja nie była już potrzebna; pani Denno została dnia 20 listopada zwolniona ze szpitala.
Dr Lambert wypowiedział się o jej wyzdrowieniu i zastosowanej pomocy lekarskiej, jak następuje: „Podczas badania stwierdzono, że jej szpik kostny odpowiadał znowu szpikowi dziesięcioletniego dziecka. Analiza na retikulocyty (młode krwinki) jej szpiku wykazała ich nie 2-4%, lecz 30,4%”. Pacjentka nie odniosła też żadnego obrażania mózgu ani narządów wewnętrznych.
Na uwagę zasługuje tu jednak nie tyle polemika w gazetach, ile mocne postanowienie tej niewiasty, która wolała wyrzec się wszystkiego, co jej było drogie, niż stracić łaskę swego Boga. Warto też zwrócić uwagę na ofiarność lekarzy, którzy uszanowali przekonania swojej pacjentki, chociaż mogły im się wydawać dziwne. Czynili wszystko, co leżało w ich mocy, by ją ratować, mimo że wzbraniała się od powszechnie stosowanej metody zabiegowej. Wymowny jest też problem pana Denno. Miotając się między sprzecznymi argumentami, jak również wiedziony miłością do żony i obawą przed utraceniem jej, działał w rzeczywistości przeciw lekarzom. Gdy znowu wszystko się uspokoiło, świadkowie Jehowy wykazali mu, co na ten temat mówi Biblia i dlaczego jego żona tak postąpiła. Teraz rozumie jej stanowisko.
Jako lekarz wie Pan, jak ważne jest uwzględnianie sumienia pacjenta, zwłaszcza w wypadku, gdy jego sprzeciwy wynikają z przekonań religijnych. Zwykle jest Pan gotów uczynić dla swoich pacjentów wszystko, co leży w Pańskiej mocy. Wiadomo jednak, że lekarz także podlega uczuciom i że okoliczności takie jak wyżej opisane wywierają na człowieka silny nacisk. Może się zdarzyć, że zaczyna myśleć raczej o rodzinie pacjenta niż o nim samym, stawia siebie w roli jego bliskich krewnych, ulega wpływowi opinii publicznej, obawia się o własną opinię lekarza bądź chciałby uniknąć krytyki ze strony kolegów. Uważam to za bardzo piękny objaw, że w tym wypadku lekarze zajęli stanowisko neutralne i z całym spokojem wykonali, co do nich należało, przyczyniając się do tak zdumiewającego wyzdrowienia pacjentki, chociaż odmówiła przyjęcia transfuzji krwi.
Uważam, że ten wypadek w sposób znamienny podkreśla zainteresowanie dobrem pacjenta, jakie na ogół żywi każdy lekarz. Czasem jednak nie może on postąpić całkiem tak, jak by tego chętnie pragnął. We wspomnianym wypadku personel szpitala nie robił żadnych trudności, lecz wiem, że niekiedy się to zdarza. Znam Pański obowiązek lekarski pod tym względem i widzę w tym ochronę przed niebezpiecznymi i niedozwolonymi metodami leczenia. Trzeba stosować odpowiednio dobrane i wypróbowane metody, chociaż nie zawsze panuje co do nich jednolity pogląd. Transfuzja krwi, szczególnie w niektórych wypadkach, należy dziś do zabiegów ogólnie uznanych.
Poważne operacje udane bez transfuzji
Jednak jeżeli chodzi o transfuzję krwi, to wypadek pani Denno nie jest odosobniony. Coraz bardziej wydłuża się lista tego rodzaju wypadków, a są między nimi też takie, przy których wyleczenie było niemal równie sensacyjne jak u pani Denno. Chciałbym donieść Panu o kilku, których prawdziwość poręczają chirurdzy lub lekarze im asystujący.
Charles Hull, lat 53, chciał sobie w jednym z największych szpitali nowojorskich usunąć z pęcherza guz (tumor) wielkości mandarynki. Ponieważ jednak nie życzył sobie transfuzji krwi, nie przyjęto go tam, mimo iż lekarze przyznali, że operacja jest dla niego niezbędnym warunkiem wyleczenia. Inny szpital uszanował jego postawę. Dnia 15 lipca przed trzema laty przebył szczęśliwie operację bez transfuzji krwi. Upływ krwi byt nieznaczny, bo operację przeprowadzono przy zastosowaniu hipotermii (sztucznego obniżenia temperatury organizmu). Chory szybko powrócił do zdrowia i 12 września mógł już na nowo przystąpić do pracy.
Kilka lat temu 39-letni dzisiaj Jan Nezankowicz dostał pierwszy z szeregu ciężkich ataków serca; rozpoznano u niego zwężenie zastawki dwudzielnej (stenosis mitralis). W ciągu dwóch lat był trzy razy na progu śmierci. Ponieważ wzbraniał się od transfuzji krwi, lekarze w Pittsburgu nie chcieli go operować, w końcu pewien szpital w Filadelfii okazał gotowość zajęcia się nim. Zanim zdążył pojechać do tego szpitala, dostał ciężkiego krwotoku; płuca zostały zalane i uważano, że pożyje jeszcze tylko kilka godzin. Było to dnia 9 lutego. Przeżył jednak, a 18 marca przewieziono go do Filadelfii, gdzie 5 kwietnia po wstępnych zabiegach poddano go operacji. Utracił tyko trochę krwi i szybko powrócił do sił. Teraz zajmuje się lekką pracą, a ma nadzieję, że po upływie roku będzie znowu zupełnie sprawny co pracy.
Maria Heiss, obecnie 51-letnia, zachorowała przed pięciu laty na tzw. rozstrzenie oskrzeli (bronchiectasis). Cierpienie to pogarszało się coraz bardziej do tego stopnia, iż lekarze orzekli, że bezwarunkowo konieczna stała się operacja. Dwóch nowojorskich lekarzy odmówiło operowania bez transfuzji krwi; w końcu inny lekarz podjął się tego, pod warunkiem, że natychmiast przerwie operację, gdyby upłynęło za dużo krwi. Wywołano u niej hipotermię przez zastosowanie okładów z lodu i dnia 9 listopada usunięto jej prawe płuco; upływ krwi wynosił mniej niż ćwierć litra. Po dwóch dniach mogła już siadać na krześle, a 15 listopada została uwolniona ze szpitala.
Vernon Towler miał się poddać operacji z powodu narośli na płucu, lecz w Baltimore nie znalazł żadnego lekarza, który by się tego podjął. Dnia 22 października przed trzema laty usunięto mu w Waszyngtonie dolny płat lewego płuca bez transfuzji krwi. Ze szpitala został zwolniony 1 listopada.
Nawet przy erytroblastozie u noworodków osiągnięto nadzwyczajne wyniki. Eliza, drugie dziecko małżeństwa Wincentego i Marii Cestaro z Jersey City, przyszła na świat cztery lata temu dnia 9 stycznia i przez dziewięć dni wykazywała objawy erytroblastozy. Lekarze oświadczyli, że dziecko może uratować tylko przetoczenie krwi. Rodzice nie zgodzili się na taki zabieg, wobec czego dostali opowiedź, że szpital nie może przyjąć dalszej odpowiedzialności za to niemowlę i że z tego powodu nie może ono dłużej pozostawać w szpitalu. Rodzice zwrócili się kolejno do kilku lekarzy, aż wreszcie znaleźli jednego, który się podjął wyleczyć Elizę. Dziecko otrzymało witaminę B i C oraz tzw. „Fer-in-sol” i dużo wody. Stan jego wkrótce się polepszył, a dziś jest zdrowe jak rydz. Dnia 6 marca następnego roku pani Cestaro znowu powiła dziecko dotknięte erytroblastozą. Żółtaczka hemolityczna była w tym wypadku daleko posunięta i stwierdzono tylko 32% hemoglobiny. Lekarz powiedział rodzicom, iż wątpi, czy to dziecko pozostanie przy życiu; jednakże poddano małego Dawidka takim samym zabiegom jak Elizę i teraz jest on silnym, zdrowym dzieckiem.
Ponieważ liczba świadków Jehowy stale wzrasta, mnożą się też takie wypadki. Piszę o tym wszystkim szanownemu Panu Doktorowi w przekonaniu, że byłoby znacznie więcej lekarzy chętnych udzielić pomocy, gdyby znali te szczegóły. Może Pan sam należy do nich albo może zna Pan innego takiego lekarza. Coś trzeba uczynić. Świadkowie Jehowy są gotowi dokładało spełniać polecenia lekarzy i ściśle przestrzegać przepisów leczenia, lecz na przetoczenie krwi w jakiejkolwiek postaci nie możemy się zgodzić. Opieramy się przy tym na Biblii i wolelibyśmy raczej umrzeć, niż byśmy mieli pod tym względem pogwałcić swe sumienie.
Wzgląd na zastrzeżenia katolickie
Nie chciałbym w tym miejscu roztrząsać zalet i wad transfuzji krwi. Mam swój osobisty, ustalony pogląd na tę sprawę, podobnie jak Pan ma swój, lecz większość lekarzy przyznaje bez wahania, że dziś zbyt często stosuje się transfuzję krwi, że ten zabieg bywa niekiedy po prostu nadużywany. To zagadnienie obchodzi jednak przede wszystkim medycynę. Ja jestem kaznodzieją, a nie lekarzem. Chciałbym tylko przypomnieć Panu — chociaż może Pan w niektórych przypadkach uważać przetoczenie krwi za absolutnie nieodzowne — że lekarze bywają bardzo przychylnie ustosunkowani w wypadku, gdy ktoś na podstawie swoich przekonań religijnych odmawia zgody na inne uznane zabiegi. Na przykład Kościół rzymskokatolicki zabrania wszelkiej sterylizacji, nawet w wypadku, gdyby ciąża zagrażała życiu kobiety. Co czyni lekarz w takim wypadku? Ma wzgląd na sumienie pacjentki i czyni dla niej wszystko, co jeszcze jest w jego mocy. Taki wypadek nie staje się też wcale publiczną kwestią sporną. Istnieje nawet tak duża wyrozumiałość dla tego katolickiego punktu widzenia, że na przykład Amerykańskie Stowarzyszenie Szpitali stosuje sterylizację tylko po wyrażeniu zgody przez pacjentkę. Jest to zasada rozsądna, bo dzięki niej unika się narażania pacjentki na wyrzuty sumienia.
Jeżeli Pan uwzględni mój pogląd i będzie gotowy leczyć mnie, mimo że się nie zgadzam na transfuzje krwi, to jest możliwe, że będzie Pan musiał wyjaśnić personelowi szpitala, dlaczego Pan jej nie stosuje. Najczęściej jednak personel szpitala jest tolerancyjny i wie, że nie może Pan przeprowadzać operacji bez zgody pacjenta. Ponieważ sądy orzekły, że transfuzja krwi jest zabiegiem operacyjnym związanym ze znacznym ryzykiem, a pacjent wyraźnie zabronił zastosowania jej, więc nie pozostaje Panu nic innego, jak skorzystać z innych odpowiednich metod leczenia i innych zabiegów. Nikt nie ma prawa pociągać Pana za to do odpowiedzialności.
Szybkie działanie ratuje życie
Do tej pory przypuszczalnie jeszcze się Pan nie spotkał z tym zagadnieniem. Może się Panu wydaje, że stanął Pan przed mostem, którym jeszcze nikt nie szedł. Usilnie jednak radzę Panu teraz gruntownie przemyśleć ten problem. Niech Pan także omówi go z kolegami i personelem szpitala, w którym Pan pracuje. Nadto świadkowie Jehowy chętnie spotkaliby się kiedyś z Panem lub z personelem Pańskiego szpitala, aby dokonać wymiany myśli na ten doniosły temat. W pewnych wypadkach ważnym czynnikiem jest czas. Teraz, gdy Pan już wie, co w takich okolicznościach przedsięwziąć, może uda się Panu uratować niejedno życie.
Za przykład niech tu posłuży Tommy Brown z Waszyngtonu. Podczas wypadku samochodowego doznał rozerwania śledziony, co pociągnęło za sobą silny krwotok wewnętrzny. Miał być natychmiast operowany, lecz odmówił przyjęcia transfuzji krwi. Chociaż był ojcem dwojga dzieci, żona nie próbowała go namówić do postąpienia wbrew nakazowi sumienia. Natomiast jego rodzice byli innego zdania i nalegali, żeby lekarze przeprowadzili transfuzję. Co by Pan uczynił w takim przypadku? Operacja była wprawdzie połączona ze znacznym ryzykiem i już zaczynały występować objawy zapaści, jednak lekarze zdecydowali się usunąć temu młodemu człowiekowi śledzionę bez transfuzji. Stracił ponad litr krwi, ale po zaledwie dwóch miesiącach był już zdolny do pracy.
Jego lekarze mogli ewentualnie skorzystać z różnych innych możliwości. Mogli mu nawet dać krew, gdy nieprzytomny leżał na stole. Jednak przyczyny zarówno prawne, jak i moralne nie pozwalały im postąpić wbrew jego wyraźnej woli. Obaj lekarze byli katolikami i przyznali, że nie życzyliby sobie, aby ich żony poddano wbrew woli sterylizacji, nawet gdyby lekarz uznał to za wskazane ze względu na ratowanie im życia. Ponadto lekarza, który by zrobił coś takiego można sądownie ukarać. Wspomniani lekarze mieli tylko jedną możliwość, której nie da się nic zarzucić pod względem moralnym i prawnym, i tę wybrali. Życie Tommy’ego uratowano niewątpliwie dlatego, że szybko ustalono rozpoznanie i nie zwlekano z przeprowadzeniem operacji.
Być może uważa Pan, że żadne takie metody leczenia i zabiegi nie są środkiem dostatecznie zastępującym transfuzję krwi. Tego zdania jest większość lekarzy, z którymi rozmawiałem. Nie twierdzę stanowczo, że i Pan do nich należy. Jestem natomiast przekonany, że jeśli lekarz świadomie dąży do wyleczenia pacjenta i wkłada w to wszystkie stojące mu do dyspozycji środki i całą swą wiedzę, to może osiągnąć wspaniałe wyniki nawet bez zastosowania transfuzji krwi. Potwierdza się to niemal codziennie, jak tego dowodzą przytoczone wypadki. Proszę nie zapominać, że może Pan liczyć na jeden z najważniejszych czynników sprzyjających lekarzowi, mianowicie na silne pragnienie życia, połączone z duchowym zrównoważeniem i ufnością, gdyż nie ma tu strachu przed śmiercią. U świadków Jehowy wynika to z wiary w Boga.
Nie wyjaśniłem jeszcze, co skłania świadków Jehowy do zajmowania takiego stanowiska. Może łatwiej będzie Panu uszanować nasze zapatrywanie, gdy Pan będzie wiedział, dlaczego w tej sprawie tak się decydujemy. Poniżej następują więc pytania, na które zmuszeni jesteśmy często odpowiadać.
Dlaczego nie chcecie transfuzji krwi?
Bóg zakazał człowiekowi przyjmowania do swego organizmu krwi drugiego człowieka w jakiejkolwiek postaci. Polecił Noemu: „Mięsa z duszą jego, którą jest krew jego, jeść nie będziecie.” (1 Mojż. 9:3, 4) To ograniczenie zostało też przeniesione do Zakonu żydowskiego, a ponieważ krew ma właściwości utrzymywania życia, więc musiała być uważana za świętą. „Albowiem dusza wszelkiego ciała we krwi jego jest; a Ja dałem ją wam na ołtarz ku oczyszczeniu dusz waszych; bo krew jest, która duszę oczyszcza.” (3 Mojż. 17:11) Dlatego apostoł Paweł powiedział o ofierze Jezusa: „Albowiem jeśli krew wołów i kozłów (...) poświęca ku oczyszczeniu ciała: jakoż daleko więcej krew Chrystusowa?” (Hebr. 9:13, 14) Chrześcijanie również uznawali krew za świętą i nie chcieli lekceważyć zbawczej mocy ofiary Jezusa; wydano nakaz, że chrześcijanie mają się wstrzymywać „od krwi i od rzeczy dławionych”. (Dzieje 15:28, 29) Świadkowie Jehowy oddali się Bogu, aby czynić Jego wolę. Gdy się przyjmuje krew w jakiejkolwiek postaci do swego organizmu, przestępuje się prawo Boże, a to wiedzie do wiecznej śmierci.
Czyż Biblia nie zabrania tylko spożywania krwi zwierzęcej, a o krwi ludzkiej wcale nie wspomina?
Kwestię spożywania krwi zwierzęcej Biblia porusza wyraźnie, bo pisze o jedzeniu mięsa zwierząt. Krwi jednakże nie wolno było człowiekowi jeść. A skoro zakazano mu spożywania krwi zwierzęcej, to o ileż więcej krwi ludzkiej! Biblia zakazuje spożywania ,jakiejkolwiek krwi’. — 3 Mojż. 17:10.
Okoliczność, że te zakazy obejmowały też krew ludzką, wynika choćby z wierzeń i zwyczajów starożytnych ludów. Dawniej uważano powszechnie, że siła tego, który uległ w walce lub padł podczas bitwy, przechodzi na zwycięzcę. Często unaoczniano wówczas to przekonanie piciem krwi zwyciężonego przez zwycięzcę. Czytamy także, iż Bóg przyrzekł mordercom za karę „szukać” u nich krwi zabitego, z czego by wynikało, że morderca niejako posiadał krew zamordowanego. (1 Mojż. 9:5; 42:22) Okoliczność tę podkreślało również prawo wyznaczające najbliższego krewnego zamordowanego na urzędowego kata mordercy. Nazwano go „mścicielem krwi” lub bardziej dosłownie „tym, który zadość czyni za krew”. To wyraźnie okazuje, że miał za zadanie odebrać mordercy to, co odpowiadało krwi zamordowanego krewnego.a
Dr Zimmerman i dr Howel napisali w artykule pt. „Historia transfuzji krwi”, opublikowanym we wrześniu 1932 r. w tomie IV wydawnictwa Annals of Medical History, co następuje: „Dawniej wierzono — a to przekonanie jest jeszcze i dzisiaj rozpowszechnione — że krew jest nie tylko nosicielem żywotności organizmu, ale także siedzibą duszy. (...) Nic więc dziwnego, że często próbowano leczyć choroby przez przytaczanie krwi (...) Stosowanie krwi jako środka leczniczego jest tak odwieczne, jak sama medycyna. Wiadomo, że w starożytnym Egipcie kąpano książąt we krwi, by ich uzdrowić i przywrócić im siły. Pliniusz donosi, że wypijano — ,niby z żywych kielichów’ — krew gladiatorów poległych na arenie, stosując to jako środek leczniczy przeciw epilepsji.”
Wobec tego jest rzeczą jasną, iż ludzie żyjący w czasach, kiedy spisywano Biblię, rozumieli określenie „jakakolwiek krew” jako zakaz przyjmowania w siebie wszelkiej krwi.
Dlaczego mówicie, że transfuzje są zabronione, skoro Biblia wcale o nich nie wspomina?
Biblia nic nie wspomina o transfuzjach, bo w czasie spisywania Biblii jeszcze ich nie znano. Jednak transfuzja w istocie swej ściele odpowiada dożylnemu odżywianiu. Okoliczność, że transfuzja polega tylko na wymianie krwi, nie zmienia postaci rzeczy. Ten sam cel można inną droga osiągnąć też przez takie odżywianie, które przyspieszy tworzenie się krwi. Przetoczenie krwi jest jedynie bardziej bezpośrednią drogą do tego celu.
Czy wolelibyście raczej umrzeć, niż przyjąć krew?
Tak jest. Wprawdzie chciałbym żyć, ale moje życie nie ma znaczenia większego niż prawo Boże. Naruszenie tego prawa jest zgubne. Jezus powiedział: „Bo kto chce życie swe ocalić, utraci je; lecz kto swe życie utraci dla mnie, ocali je.” (Mat. 16:25, Kow) Odmawiając przyjęcia transfuzji krwi świadkowie Jehowy nie oczekują, że zostaną uleczeni cudownym sposobem. Skoro nie może być inaczej, wolą umrzeć niż naruszyć prawo Boże. Jehowa uznaje za godnych życia tych, którzy „życie swe cenili tak mało, że woleli raczej śmierć.” (Obj. 12:11, Kow) Wiedzą, że Bóg może wzbudzić z martwych i też faktycznie wzbudzi wszystkich, wiernych aż do śmierci — niezależnie od tego, czy by ją ponieśli z ręki okrutnego dyktatora, który by ich chciał zmusić do wyrzeczenia się wiary w Jehowę, czy też spotka ich ona w związku z przestrzeganiem przykazania, które Bóg dał odnośnie do transfuzji krwi. Jeżeli natomiast okażą się niewierni i umrą, to pozostaną martwi już na zawsze.
Dlaczego Bóg miałby zabraniać transfuzji, skoro przecież ratują życie, a więc służą ku dobremu?
Bóg zabronił spożywania i przetaczania krwi, gdyż nie są to przewidziane przez niego środki do uzyskania życia. Umieramy na skutek grzechu, który odziedziczyliśmy po Adamie, a nie dlatego, że Bóg tak postanowił od początku. (Rzym. 5:12) Długość naszego życia jest więc ograniczona. Dążenie do podtrzymania życia nie jest sprzeczne z Biblią, dopóki się przez to nie narusza zasad Bożych. Bóg jednak oznajmił, że krew jest święta, ponieważ tkwi w niej pierwiastek życia, i dlatego przetoczenie komuś krwi jest pogwałceniem zasady Bożej odnośnie do wiecznego zbawienia przez krew Jezusa — nawet w wypadku, gdy ofiarodawca przy tym nie umiera. Wdawanie się w kompromisy jest formą odstępstwa od wiary. Biblia powiada: „Posłuszeństwo lepsze jest niżeli ofiara.” (1 Sam. 15:22) Widzimy więc, że Bóg nie uważa transfuzji za właściwe rozwiązanie, choćby nawet w niektórych wypadkach trochę przedłużyła życie, i dlatego zakazał jej stosowania.
Czy obowiązek wobec rodziny nie zmusza was do uczynienia wszystkiego, co możliwe, by pozostać przy życiu?
Wszyscy mamy pewne obowiązki wobec swoich rodzin, lecz oddany Bogu chrześcijanin musi przede wszystkim spełnić obowiązek, który ma wobec Boga. (Mat. 22:37, 38) Kto twierdzi, że ze względu na rodzinę pierwszym obowiązkiem człowieka jest uczynić wszystko, aby pozostać przy życiu, ten logicznie rzecz biorąc musiałby też obstawać przy tym, że żaden mąż ani ojciec nie może być powołany do służby wojskowej. Nie jest rzeczą łatwą zdecydować się na śmierć w imię swojej wiary. Jednak krocząc śladami Jezusa nie chodzi się drogą szeroką i wygodną. Czyżby ktoś uważał, że pierwszym chrześcijanom łatwo było dać się oderwać od dzieci, aby być rzuceni lwom na pożarcie? Mogli tego uniknąć przez małe ustępstwo, niektórych próbowano właśnie zmusić do jedzenia lub picia krwi. Tertulian — jeden z wczesnych ojców Kościoła — podaje jednak, że to było „u nich zakazane”.b Nie można pozostawić dzieciom bardziej wartościowego dziedzictwa niż wiarę, która nawet w obliczu śmierci nie wdaje się w kompromisy.
Czy pozwolilibyście swemu dziecku raczej umrzeć, zamiast dać mu krew, która mogłaby je uratować?
Żądałbym od lekarzy, żeby z wyjątkiem przetoczenia krwi uczynili wszystko, co tylko jest możliwe, by uratować mojemu dziecku życie. Jestem przed Bogiem odpowiedzialny za życie swego dziecka, bo sprowadziłem je na świat. To jednak nie oznacza, jakoby mi wolno było zmuszać dziecko do naruszenia prawa Bożego dlatego tylko, że ono jest pod moją opieką i nie może mi się przeciwstawić.
Na wszystkie te pytania mógłbym odpowiedzieć jeszcze znacznie obszerniej. Ale chociaż próbowałem napisać krótko i zwięźle, list mój wypadł dłuższy niż się spodziewałem. Cieszyłbym się, gdybym mógł z Panem osobiście porozmawiać na ten temat, jeśli byłby Pan zdania, żebyśmy obaj na takiej rozmowie skorzystali. Rozumiem Pańską sytuację, lecz pragnę także żyć. Z tego też powodu zależy mi nie tylko na tym, aby przedłużyć moje obecne życie, ale co dla mnie jest jeszcze ważniejsze — to uczynienie wszystkiego, co w mojej mocy, by uzyskać życie w Bożym nowym świecie. Jestem gotów przyjąć na siebie całą odpowiedzialność za uchylenie się od transfuzji krwi. Skoro tylko Szanowny Pan Doktor uważa, iż może się podjąć uszanowania moich przekonań i uczyni, co Mu będzie możliwe za pomocą innych metod leczenia, to jestem pewny, że wszystko, co się Jemu teraz jeszcze wydaje problemem, będzie mogło być pokonane. Niech zresztą sprawa wygląda, jak chce, lecz takie jest moje życzenie i moje przekonanie, od którego nie dam się odwieść.
Na zakończenie chciałbym jeszcze krótko wykazać, co Biblia mówi na ten temat i na czym się opieram. Noemu, ojcu całej żyjącej ludzkości, zabronił Bóg jedzenia krwi. (1 Mojż. 9:4) Mojżesz, największy prawodawca poza Chrystusem, nałożył za spożywanie krwi karę śmierci. (3 Mojż. 17:14) Dawid, ,mąż według serca Bożego’, nie chciał pić wody, którą mu przyniesiono z narażeniem życia w czasie bitwy, mówiąc: ,Czy mam pić krew tych mężów?’ (2 Sam. 23:17) Jezus Chrystus, Syn Boży, wyjaśnił dobitnie, że tylko jego krew oznacza życie dla ludzkości. (Jana 6:53) Apostołowie Jezusa położyli nacisk na świętość krwi, zobowiązując wszystkich chrześcijan do ,wstrzymywania się od krwi’. (Dzieje 15:29) Dla mnie jako dla oddanego Bogu chrześcijańskiego kaznodziei te przykazania są wiążące.
Z należnym szacunkiem
Świadek Jehowy
[Przypisy]
a 1 David Daube: „Studies In Biblical Law”; Cambridge University Press, 1947, str. 122-124.
b 2 „Pisma apologetyczne Tertuliana” w przekładzie T. R. Glovera, wydane w r. 1931 w Nowym Jorku nakładem G. P. Putnam’s Son, str. 53.