BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w13 15.7 ss. 27-31
  • Gotowi służyć Jehowie, gdziekolwiek trzeba

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Gotowi służyć Jehowie, gdziekolwiek trzeba
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2013
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • ZE WSI DO MIASTA
  • ŚLUB I DALSZA SŁUŻBA
  • WIELKIE WYZWANIE I PRAWDZIWE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
  • WDZIĘCZNI ZA KAŻDY PRZYWILEJ SŁUŻBY
  • JEHOWA ZNA NASZE POTRZEBY
  • Ocaleli z powodzi!
    Przebudźcie się! — 2004
  • „Twoja lojalna życzliwość jest lepsza niż życie”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1998
  • Właściwe decyzje źródłem błogosławieństw w całym życiu
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
  • Jehowa uczył mnie spełniać Jego wolę
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2012
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2013
w13 15.7 ss. 27-31

ŻYCIORYS

Gotowi służyć Jehowie, gdziekolwiek trzeba

Opowiadają Markus i Janny Hartliefowie

Nigdy wcześniej nie głosiłem samodzielnie. Byłem tak przejęty, że za każdym razem, gdy wyruszałem do służby, trzęsły mi się nogi. Na dodatek ludzie byli wyjątkowo nieprzychylni. Niektórzy zachowywali się wręcz agresywnie i grozili, że mnie pobiją. W pierwszym miesiącu służby pionierskiej wręczyłem na terenie tylko jedną broszurę! (Markus).

DZIAŁO SIĘ to przeszło 60 lat temu, w roku 1949. Ale pozwólcie, że cofnę się do jeszcze wcześniejszego okresu. Mój ojciec, Hendrik, pracował jako szewc i ogrodnik w Donderen, niewielkiej wiosce w północnej części holenderskiej prowincji Drenthe. Urodziłem się tam w roku 1927 jako czwarte z siedmiorga dzieci. Nasz dom stał przy wiejskiej, polnej drodze. Większość sąsiadów zajmowała się rolnictwem i podobało mi się takie życie. W roku 1947, kiedy miałem 19 lat, zetknąłem się z prawdą dzięki jednemu z naszych sąsiadów — Theunisowi Beenowi. Pamiętam, że początkowo niezbyt go lubiłem. Ale kiedy po II wojnie światowej został Świadkiem Jehowy, zauważyłem, że jest znacznie życzliwszy. Zaintrygowała mnie ta przemiana, więc słuchałem go, gdy opowiadał mi o Bożej obietnicy zaprowadzenia na ziemi raju. Szybko przyjąłem prawdę i zostaliśmy przyjaciółmi na całe życiea.

Zacząłem głosić w maju 1948 roku, a już 20 czerwca przyjąłem chrzest na zgromadzeniu w Utrechcie. Dnia 1 stycznia 1949 roku podjąłem służbę pionierską i zostałem skierowany do małego zboru w Borculo, we wschodniej części Holandii. Miasteczko to było oddalone od mojego domu o jakieś 130 kilometrów, toteż postanowiłem pojechać tam rowerem. Zamierzałem pokonać trasę w 6 godzin, tymczasem z powodu ulewnego deszczu i silnego przeciwnego wiatru zajęło mi to 12 godzin, i to mimo że ostatnie 90 kilometrów przejechałem pociągiem! Późnym wieczorem dotarłem na miejsce — do domu braci, u których mieszkałem podczas pełnienia służby na tym terenie.

W latach powojennych ludzie byli bardzo biedni. Miałem jeden garnitur i jedną parę spodni — garnitur był za duży, a spodnie za krótkie! Jak wspomniałem na wstępie, pierwszy miesiąc w Borculo był trudny, ale dzięki błogosławieństwu Jehowy zapoczątkowałem kilka studiów biblijnych. Po dziewięciu miesiącach dostałem przydział do Amsterdamu.

ZE WSI DO MIASTA

I tak ja, chłopak ze wsi, znalazłem się w największym mieście Holandii. Służba była bardzo owocna. Podczas pierwszego miesiąca rozpowszechniłem więcej literatury niż w ciągu poprzednich dziewięciu. Wkrótce prowadziłem co najmniej osiem studiów. Kiedy zostałem wyznaczony na sługę zboru (obecnie koordynator grona starszych), miałem po raz pierwszy w życiu wygłosić wykład publiczny. Byłem przerażony, więc gdy tuż przed zaplanowanym terminem przeniesiono mnie do innego zboru, odetchnąłem z ulgą. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w przyszłości wygłoszę ponad 5000 przemówień!

Markus (po prawej) podczas głoszenia na ulicy w pobliżu Amsterdamu, rok 1950

W maju 1950 roku skierowano mnie do Haarlemu. Tam dostałem zaproszenie do pracy w obwodzie. Przez trzy dni nie mogłem spać. Powiedziałem Robertowi Winklerowi, który usługiwał w Biurze Oddziału, że się nie nadaję, ale on odparł: „Po prostu wypełnij papiery. Wszystkiego się nauczysz”. Zaraz potem przeszedłem miesięczne szkolenie i zacząłem działać jako sługa (nadzorca) obwodu. Podczas wizyty w jednym ze zborów poznałem Janny Taatgen, radosną młodą pionierkę odznaczającą się głęboką miłością do Jehowy i ofiarnością. Pobraliśmy się w roku 1955. Oddam teraz głos Janny, żeby opowiedziała, jak została pionierką i jak się poznaliśmy.

ŚLUB I DALSZA SŁUŻBA

Janny: Gdy miałam 11 lat, w roku 1945, moja mama została Świadkiem Jehowy. Od początku przykładała się do studiowania Biblii z trojgiem swoich dzieci. Ponieważ ojciec bardzo się sprzeciwiał, uczyła nas wtedy, gdy nie było go w domu.

Pierwszym chrześcijańskim spotkaniem, w którym uczestniczyłam, było zgromadzenie w Hadze w roku 1950. Tydzień później po raz pierwszy poszłam na zebranie do pobliskiej Sali Królestwa w Assen (w prowincji Drenthe). Ojciec był wściekły i wyrzucił mnie z domu. Mama powiedziała: „Wiesz, gdzie możesz pójść”. Rozumiałam, że ma na myśli duchowych braci i siostry. Najpierw zamieszkałam w pobliżu, u pewnej rodziny Świadków, ale ojciec nie dawał mi spokoju, dlatego przeniosłam się do zboru w Deventer (w prowincji Overijssel), oddalonego o jakieś 100 kilometrów. Jednak ojciec zaczął mieć kłopoty z urzędnikami, którzy zainteresowali się, dlaczego kazał opuścić dom nieletniej córce. Powiedział więc, że mogę wrócić. Chociaż nigdy nie przyjął prawdy, w końcu zaakceptował to, że chodzę na wszystkie zebrania i do służby.

Janny (po prawej) podczas wakacyjnej służby pionierskiej, rok 1952

Krótko po tym, jak wróciłam do domu, poważnie zachorowała mama i musiałam się zająć wszystkimi obowiązkami domowymi. Nie przeszkodziło mi to w robieniu postępów duchowych — zostałam ochrzczona w roku 1951, w wieku 17 lat. Z czasem mama wróciła do zdrowia i w roku 1952 mogłam w towarzystwie trzech pionierek przez dwa miesiące pełnić wakacyjną (pomocniczą) służbę pionierską. Mieszkałyśmy na łodzi i głosiłyśmy w dwóch miastach prowincji Drenthe. W roku 1953 zostałam pionierką stałą. Rok później nasz zbór odwiedził młody nadzorca obwodu. To był Markus. Pobraliśmy się w maju 1955 roku. Byliśmy przekonani, że jako małżeństwo będziemy mogli lepiej służyć Jehowie (Kazn. 4:9-12).

W dniu ślubu, rok 1955

Markus: Po ślubie zostaliśmy skierowani jako pionierzy do Veendam w prowincji Groningen. Mieszkaliśmy w pokoiku o wymiarach 2 na 3 metry. Ale Janny postarała się, żeby był miły i przytulny. Każdego wieczoru musieliśmy przesuwać stół i dwa małe krzesła, by dało się rozłożyć łóżko ścienne.

Po sześciu miesiącach zostaliśmy zaproszeni do służby w obwodzie w Belgii. W roku 1955 było tam zaledwie 4000 głosicieli. Teraz jest ich sześciokrotnie więcej! Na północy tego kraju, we Flandrii, ludzie mówią tym samym językiem co w Holandii, lecz z zupełnie innym akcentem, więc początkowo musieliśmy przełamać barierę językową.

Janny: Praca w obwodzie wymaga prawdziwej ofiarności. Docieraliśmy do zborów na rowerach i mieszkaliśmy w domach naszych współwyznawców. Ponieważ nie mieliśmy kwatery, na którą moglibyśmy wrócić między wizytami, zostawaliśmy też na poniedziałek i do kolejnego zboru jechaliśmy we wtorek rano. Zawsze jednak uważaliśmy tę służbę za błogosławieństwo od Jehowy.

Markus: Z początku nie znaliśmy nikogo z tamtejszych braci i sióstr, ale byliśmy przez nich przyjmowani życzliwie i gościnnie (Hebr. 13:2). Przez lata kilkakrotnie odwiedziliśmy każdy niderlandzkojęzyczny zbór w Belgii. Zaznaliśmy wówczas wielu błogosławieństw. Na przykład poznaliśmy prawie wszystkich braci i siostry w okręgu niderlandzkim i bardzo się z nimi zżyliśmy. Obserwowaliśmy, jak setki młodych dorasta fizycznie oraz duchowo, oddaje się Jehowie i na pierwszym miejscu w życiu stawia sprawy Królestwa. Ogromnie się cieszymy, że wielu z nich wiernie służy Jehowie pełnoczasowo (3 Jana 4). Taka „wymiana zachęt” pomagała nam gorliwie wywiązywać się ze zleconego zadania (Rzym. 1:12).

WIELKIE WYZWANIE I PRAWDZIWE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO

Markus: Od ślubu marzyliśmy o Szkole Gilead. Codziennie przynajmniej przez godzinę uczyliśmy się angielskiego. Ponieważ nauka z książek nie szła nam łatwo, postanowiliśmy pojechać na urlop do Anglii, żeby głosząc tam, szkolić język. W końcu w 1963 roku dostaliśmy kopertę z Biura Głównego w Brooklynie. Zawierała dwa listy: jeden adresowany do mnie, drugi do Janny. Mój był zaproszeniem do specjalnej klasy Gilead. Zajęcia miały trwać dziesięć miesięcy oraz koncentrować się na szkoleniu braci i udzielaniu im wskazówek organizacyjnych. Dlatego wśród 100 zaproszonych było 82 mężczyzn.

Janny: List, który ja dostałam, zawierał prośbę, żebym z modlitwą rozważyła, czy zgodzę się zostać w Belgii na czas szkolenia Markusa w Gilead. Przyznaję, że w pierwszej chwili byłam rozczarowana. Wyglądało to tak, jakby moje starania o poszerzenie zakresu służby nie spotkały się z błogosławieństwem Jehowy. Jednak pamiętałam o celu Szkoły Gilead — że ma ona pomóc zaproszonym w prowadzeniu dzieła głoszenia dobrej nowiny na całym świecie. Przystałam więc na prośbę braci i zgodziłam się pełnić specjalną służbę pionierską w belgijskim mieście Gandawa razem z Anną i Marią Colpaert, dwiema doświadczonymi pionierkami specjalnymi.

Markus: Ponieważ musiałem podszkolić język, zostałem zaproszony do Brooklynu pięć miesięcy przed rozpoczęciem nauki. Pracowałem w Ekspedycji i w Dziale Służby. Gdy będąc w Biurze Głównym, pomagałem przy wysyłce literatury do Azji, Europy i Ameryki Południowej, jeszcze bardziej do mnie dotarło, że tworzymy społeczność międzynarodową. Szczególnie zapamiętałem brata Alexandra Macmillana, który usługiwał jako pielgrzym (nadzorca podróżujący) w czasach brata Russella. Był już staruszkiem i prawie nic nie słyszał, a mimo to wiernie uczęszczał na wszystkie zebrania. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie i nauczyło, że zawsze powinniśmy wysoko cenić spotkania z naszymi duchowymi braćmi (Hebr. 10:24, 25).

Janny: Pisaliśmy do siebie z Markusem kilka razy w tygodniu. Ogromnie za sobą tęskniliśmy! Nie zmienia to faktu, że Markusowi bardzo podobała się nauka w Gilead, a ja znajdowałam radość w służbie. Kiedy Markus wrócił ze Stanów Zjednoczonych, prowadziłam 17 studiów biblijnych! Nasza 15-miesięczna rozłąka była wyzwaniem, ale widzieliśmy, że Jehowa błogosławi naszej ofiarności. Samolot, którym wracał Markus, opóźnił się o kilka godzin. Gdy w końcu wylądował, ze łzami padliśmy sobie w objęcia. Nigdy więcej się nie rozstawaliśmy.

WDZIĘCZNI ZA KAŻDY PRZYWILEJ SŁUŻBY

Markus: Kiedy w grudniu 1964 roku wróciłem z Gilead, zostaliśmy skierowani do Betel. Chociaż jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, nie miał to być nasz stały przydział. Już po trzech miesiącach zostałem nadzorcą okręgu we Flandrii. Gdy do Belgii przyjechali misjonarze Aalzen i Els Wiegersmowie, przejęli nasze zadania, a my wróciliśmy do Betel, gdzie pracowałem w Dziale Służby. W latach 1968-1980 kilkakrotnie kierowano nas z Betel do służby w obwodzie. W końcu od roku 1980 do 2005 znowu usługiwałem jako nadzorca okręgu.

Chociaż doświadczyliśmy wielu zmian, nigdy nie straciliśmy z oczu faktu, że oddaliśmy życie Jehowie, żeby służyć Mu z całej duszy. Znajdowaliśmy radość w każdym przydzielonym zadaniu — byliśmy przekonani, że wszystkie te zmiany mają na celu popieranie spraw Królestwa.

Janny: Dla mnie szczególnie ekscytującym przeżyciem był pobyt w Brooklynie w roku 1977 i w Patterson w 1997, gdzie Markus przechodził dodatkowe szkolenie jako członek Komitetu Oddziału.

JEHOWA ZNA NASZE POTRZEBY

Markus: W roku 1982 Janny musiała poddać się operacji, ale wróciła do zdrowia. Trzy lata później zbór w Leuven życzliwie zaproponował nam mieszkanie nad Salą Królestwa. Po raz pierwszy od 30 lat mieliśmy własny kąt. We wtorki, gdy się pakowaliśmy przed wizytą w kolejnym zborze, musiałem kilkakrotnie pokonywać 54 stopnie, żeby znieść bagaże! Jesteśmy wdzięczni, że w roku 2002 mogliśmy się przenieść na parter. Kiedy skończyłem 78 lat, zostaliśmy skierowani jako pionierzy specjalni do Lokeren. Bardzo cieszymy się, że możemy usługiwać w ten sposób i wciąż codziennie wyruszać do służby.

„Głęboko wierzymy, że ważne jest nie to, gdzie służymy albo w jakim charakterze, lecz to, komu służymy”

Janny: Łącznie spędziliśmy w służbie pełnoczasowej przeszło 120 lat! Na samych sobie przekonaliśmy się o prawdziwości obietnicy Jehowy, że On ‛nie pozostawi’ swoich wiernych sług i że ‛nie zabraknie im niczego’ (Hebr. 13:5; Powt. Pr. 2:7).

Markus: Oddaliśmy się Jehowie w młodości. Nigdy nie szukaliśmy dla siebie wielkich rzeczy. Byliśmy gotowi przyjąć każde zaproponowane zadanie, ponieważ głęboko wierzymy, że ważne jest nie to, gdzie służymy albo w jakim charakterze, lecz to, komu służymy.

a Z biegiem czasu Świadkami Jehowy zostali też mój tata, mama, starsza siostra i dwóch braci.

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij