Rozwód i jego następstwa
ZANIM zdążysz przeczytać jedną stronę tego czasopisma, w samych tylko Stanach Zjednoczonych cztery małżeństwa skończą się rozwodem. Przeciętnie co minutę rozwiązuje się tam co najmniej dwa małżeństwa.
Na terenie USA liczba rozwodów dogania albo nawet przewyższa liczbę zawartych małżeństw. Już choćby tylko w okręgu Los Angeles udziela się rocznie blisko 50 000 rozwodów. W wydawanej w stanie Teksas gazecie DallaSite zamieszczono następującą wiadomość: „Z danych liczbowych dotyczących okręgu Dallas wynika, że w pierwszej połowie 1975 roku przyjęto tam więcej wniosków o udzielenie rozwodu, niż wydano metryk ślubu”. Ogółem orzeczono 8275 rozwodów, a dano 6801 ślubów.
Pęd do rozwodzenia się jest zatrważający i stale się wzmaga. W ciągu dziesięciu lat liczba rozwodów w Stanach Zjednoczonych wzrosła więcej niż dwukrotnie: od roku 1965 do 1975 podskoczyła z 479 000 do 1 026 000. W innych krajach to tempo jest jeszcze szybsze.
W 1960 roku w Kanadzie udzielono tylko 6980 rozwodów. W roku 1973 liczba ta była już ponad pięciokrotnie wyższa, mianowicie wynosiła 36 704. Później, w roku 1974, orzeczono 45 019 rozwodów, co oznacza wzrost ponad dwudziestoprocentowy. W gazecie Toronto Star czytamy: „Rozwody są zjawiskiem tak rozpowszechnionym, że pary małżeńskie, które od 15 lub więcej lat zgodnie z sobą żyją, nieraz odnoszą wrażenie, iż są w mniejszości”.
Również w Związku Radzieckim tempo wzrostu liczby zrywanych małżeństw jest niepokojące. Jak czytamy w radzieckim czasopiśmie Sputnik, „w ZSRR co roku zawiera się około 2,5 miliona małżeństw. (...) Jednocześnie każdego dnia przeciętna liczba udzielanych rozwodów sięga 2000, z czego wynika, że na trzy śluby przypada jeden rozwód”.
Podobnie przedstawia się sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie w ciągu dziesięciu lat liczba rozwodów się potroiła. W Szwecji na 5 ślubów przypadają 3 rozwody, a zatem wskaźnik rozwodów jest tam jeszcze wyższy niż w USA. W innych krajach europejskich, włącznie z Danią i RFN, liczba rozwodów wzrasta w zawrotnym tempie.
Również w niektórych krajach afrykańskich notuje się wysokie liczby rozwodów. W Zambii, kraju liczącym niewiele ponad 5 milionów ludności, rozwodzi się rocznie około 19 000 małżeństw, co stanowi liczbę niewiele mniejszą od przeciętnej rozwodów w USA.
W czasopiśmie Atlas World Press Review z sierpnia 1977 roku powiedziano: „Wśród młodych japońskich żon rozwody są w modzie. (...) Gdy słyszą, że co 4 minuty i 14 sekund dochodzi do rozwodu, uważają, że powinny wziąć udział w tym wyścigu, aby nie pozostać w tyle”. Natomiast w wydawanej w Hongkongu gazecie South China Morning Post wyrażono ubolewanie z powodu „szybkiego wzrostu liczby rozwodów w ostatnich kilku latach”.
A zatem niemal wszędzie liczba rozwodów gwałtownie wzrasta. Jakie są tego skutki?
ZMIENIAJĄCE SIĘ SPOŁECZEŃSTWO
Przede wszystkim rozwody wywołują w życiu dziesiątków milionów ludzi ogromne zmiany, a następstwa tego nierzadko są tragiczne. W lekarskim czasopiśmie MD z marca 1977 roku czytamy: „Jeśli wziąć pod uwagę współmałżonków, jak również ich nieletnie dzieci, to rozwody co roku pociągają za sobą dramatyczne zmiany w życiu ponad 4 milionów Amerykanów; według niektórych ocen drugie tyle Amerykanów doświadcza na sobie skutków porzucenia, zwanego ‛rozwodem biednych’”.
Niezwykle wysokie liczby rozwodów to tylko jedna z licznych oznak niezadowolenia z małżeństwa. Wiele par wypróbowuje nowe style życia: oboje zgadzają się na stosunki pozamałżeńskie albo po prostu żyją ze sobą bez ślubu.
DROGA DO SZCZĘŚCIA?
Epidemia rozwodów i nowych stylów życia nie zapewnia jednak w rodzinach atmosfery spokoju i szczęścia, tylko prowadzi do szerzenia się podejrzliwości i obaw. Jak powiedział kierownik pewnego nowojorskiego ośrodka szkolenia rodziców, „niektóre pary małżeńskie są tak zastraszone liczbą rozwodów w swoim sąsiedztwie, że po prostu przychodzą do nas porozmawiać, jak czegoś takiego uniknąć”.
Kobiety z reguły nie mogą już liczyć na to, że mężowie będą je utrzymywać przez całe życie, i dlatego niejedna z nich zadręcza się myślą, jak sama da sobie radę w życiu, gdyby mąż ją opuścił. Ale zdarza się też, że żony opuszczają mężów, przy czym niektóre porzucają nawet małe dzieci.
A co się dzieje po rozwodzie, gdy mężczyzna i kobieta znowu są wolni i mogą robić, co im się podoba? Czy rozwiedzeni są naprawdę szczęśliwi? Oto, co pisze na ten temat w czasopiśmie Psychology Today z kwietnia 1977 roku trzech amerykańskich profesorów, którzy przeprowadzili badania w gronie takich osób: „W rodzinach, którymi się zajmowaliśmy, nie natrafiliśmy ani na jeden wypadek rozwodu, który by nie pociągnął za sobą ujemnych następstw. Co najmniej jedna osoba w każdej takiej rodzinie była tym przybita albo wykazywała jakąś niekorzystną zmianę w zachowaniu się”.
We wspomnianym artykule zwrócono też uwagę na to, że rozwiedzeni mężczyźni, którzy sobie pozwalają na rozwiązły tryb życia, wcale nie są z siebie zadowoleni, po czym dodano: „Stereotypowy model beztroskiego, niezależnego życia nie pociąga też kobiet. Przygodne miłostki wywołują u nich uczucie beznadziejności i przygnębienia oraz prowadzą do zaniku poczucia godności osobistej”. Nic więc dziwnego, że samobójstwa zdarzają się wśród rozwiedzionych co najmniej trzy razy częściej niż wśród osób związanych węzłem małżeńskim; podobnie przedstawia się sprawa z alkoholizmem.
Na ogół najbardziej cierpią na tym dzieci. W samych tylko Stanach Zjednoczonych jakieś 11 milionów dzieci żyje w domu z rozwiedzionym ojcem lub matką. Często toczy się spory przed sądami o sprawowanie opieki nad tymi dziećmi, a bywa i tak, że porywa je to jedno, to drugie z rodziców. Doradca w sprawach rodzinnych Meyer Elkin pisze z ubolewaniem: „Wychowujemy pokolenie dzieci z rozbitych małżeństw i tym samym konstruujemy społeczną bombę zegarową”.
Ponadto rozwód wiąże się z wielkimi wydatkami. „Inflacja sprawiła, że koszty rozwodu ogromnie podskoczyły” — czytamy w Business Week. „Wynoszą one co najmniej po 1500 dolarów od każdego z małżonków, jeśli wziąć pod uwagę tylko wynagrodzenia adwokatów i opłaty sądowe. Koszty te bywają jeszcze wyższe, gdy strony coś kwestionują lub walczą o opiekę nad dziećmi”. Ale o wiele gorsze jest rozgoryczenie, które zazwyczaj ogarnia każde z małżonków. Pewien adwokat z Chicago powiedział: „Uważam, że proces rozwodowy na ogół bardziej przypomina wojnę niż sama wojna”.
Kobieta, która się rozwiodła w 1974 roku, pisze: „Pierwszego szoku doznałam, gdy poszłam do adwokata. Zażądał 400 dolarów zaliczki, zanim w ogóle zabrał się do przygotowywania jakiegokolwiek pisma. Adwokat pomaga wyrobić w sobie jakąś zawziętość, która wpędza człowieka w stan narastającego rozgoryczenia.
„Dobrze wiem, co to znaczy, ponieważ postanowiłam zastosować się do rady swego adwokata, w związku z czym musiałam aż sześć razy zgłaszać się w sądzie w samych tylko sprawach podziału majątku oraz kosztów tymczasowej opieki nad dzieckiem. Za każdym razem trzeba się było starać o jakiś podpis i oczywiście uiszczać dodatkowe honorarium adwokackie”.
Skoro rozwód często pociąga za sobą rozgoryczenie i zgryzotę, to dlaczego ludzie się rozwodzą? Dlaczego zapanowała taka epidemia rozwodów? Tymi pytaniami zajmujemy się w następnym artykule.