Sława gwiazdy rocka mi nie wystarczała
DZIEWIĘTNAŚCIE lat temu byłem gwiazdą rocka i cieszyłem się coraz większą popularnością. „Masz szczęście, Bruce!” — mawiali przyjaciele, patrząc zazdrośnie na wszystko, co mam, a o czym oni mogli tylko pomarzyć. „Chciałbym być na twoim miejscu. Jesteś przystojny, masz powodzenie u kobiet, masz pieniądze, jesteś kawalerem i człowiekiem niezależnym! Prawie wszędzie, gdzie idziesz, ludzie cię znają. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakim jesteś szczęściarzem?”
„Jeżeli wszystko, co mam, jest miernikiem szczęścia”, zastanawiałem się, „to dlaczego brak mi wewnętrznego spokoju i zadowolenia?” Później zrozumiałem, że ten, kto szuka prawdziwego szczęścia w takim życiu, jakie ja prowadziłem, jest na niewłaściwej drodze.
Chciałbym wam opowiedzieć, co się stało.
Karierę piosenkarza rozpocząłem w latach sześćdziesiątych. Uczęszczałem do szkoły w kanadyjskiej francuskojęzycznej prowincji Quebec. Często śpiewałem na koncertach szkolnych. Poznałem wtedy pewnego ucznia, który grał na gitarze. Utworzyliśmy małą grupę muzyczną, która zyskała popularność nie tylko na miejscu, ale też w dalszych okolicach.
Pewien organizator szkolnych zabaw tanecznych dowiedział się o moim talencie i zaproponował mi po pięć dolarów od piosenki, którą zaśpiewam na jednej z urządzanych przez niego zabaw tanecznych, na których przygrywała popularna orkiestra. Zgodziłem się. Gdy wszedłem na salę taneczną, zastałem ją wypełnioną namiętnymi tancerzami. Kiedy jednak zagrała orkiestra i ja zacząłem śpiewać, młodzi zapomnieli o tańcach i skupili się przed sceną. Zabawa taneczna zamieniła się w koncert.
Muzycy prosili, żebym się przyłączył do ich grupy jako piosenkarz. Zgodziłem się i przyjęliśmy nazwę „The Sultans”. W roku 1965 nasz meneżer załatwił nam udział w szeroko zapowiadanym konkursie rockowym. Zespół, który zdobędzie pierwszą nagrodę, będzie mógł wystąpić w programie rozrywkowym nadawanym co tydzień przez jedną z największych stacji telewizyjnych Quebecu. Z 28 grup z całej prowincji właśnie my zdobyliśmy pierwszą nagrodę. Tak się zaczęły nasze występy w telewizji.
Nasze single znalazły się na szczycie listy przebojów, a nasze programy były też nadawane przez inne stacje telewizyjne. Wkrótce staliśmy się grupą numer jeden w Quebecu, a nasze płyty sprzedawano w rekordowej liczbie ponad pół miliona. Po pewnym czasie odłączyłem się od grupy The Sultans i zacząłem występować sam. Jednakże przed rozejściem się odbyliśmy tournée pożegnalne. W roku 1968 w Montrealu daliśmy nasz ostatni koncert. Byliśmy bardzo wzruszeni. Przyciągnęliśmy bowiem więcej słuchaczy niż to się w owym czasie udawało takim światowym sławom, jak Rolling Stones, Johnny Hallyday i Adamo.
Występy solo dawały mi więcej swobody i oczywiście pieniędzy. Nowo zdobyta wolność pozwoliła mi na dziesięciotygodniowe wakacje w Europie. W tym czasie mogłem trochę realistyczniej przeanalizować swoje życie gwiazdy rocka. To, co zauważyłem, zaniepokoiło mnie. Miałem 21 lat i z każdym dniem stawałem się coraz bardziej ambitny. Byłem zdecydowany rywalizować, aby się wybić.
Wkrótce po powrocie do Quebecu nagrałem dwie płyty, które wysunęły się na czoło listy przebojów. W roku 1969 na Gala des Artistes zostałem uznany za artystę roku. Pomimo reflektorów i blasku tamtego wieczoru nie byłem wewnętrznie zadowolony. Czułem wstręt do korupcji panującej w tej branży i do sposobu traktowania młodych ludzi w świecie rozrywki. Mimo to sam wpadłem w tę pułapkę. Ciągle nurtowały mnie pytania w rodzaju: Czego oczekuję od życia? Dlaczego obrałem ten zawód?
W roku 1969 zginął idol rocka Brian Jones z zespołu Rolling Stones. Znaleziono go martwego w jego basenie pływackim. Miał 26 lat. Pod koniec 1970 roku zmarło wskutek przedawkowania narkotyków dwoje znanych artystów, oboje w wieku 27 lat: piosenkarz bluesa i rocka Jimi Hendrix oraz czołowa amerykańska piosenkarka rockowa Janis Joplin. Dziesięć miesięcy później umarł z kolei inny wielki gwiazdor rocka Jim Morrison, czołowy śpiewak zespołu The Doors. Miał wtedy 27 lat. Wszyscy oni zmarli u szczytu kariery. Uświadomiłem sobie, że ja też prowadzę niemoralne życie i zażywam narkotyki. Doszedłem do przekonania, że nie chcę iść w ślady tych supergwiazd rocka.
W dalszym ciągu jednak nurtowało mnie pytanie: Co jest rzeczywistym celem życia?
Widziałem, jak się starzeje moja matka, kobieta zmagająca się z licznymi problemami związanymi z samotnym wychowaniem dwóch chłopców. Dzielnie pełniła swe obowiązki, ale po co? Czy po to, aby się stopniowo starzeć, tracić siły, chorować, a w końcu umrzeć? Czyżby to było celem życia? Te pytania, na które nie było odpowiedzi, nie dawały mi spokoju.
Z upływem lat straciłem szacunek dla swego kościoła i wiarę w jego nauki. Mocno też wątpiłem w istnienie Boga. Wypróbowywałem różne nowe narkotyki, przez co popadłem w depresję, a czasami nawet miewałem paranoiczne urojenia.
Pomyślałem sobie, że dobrze by mi zrobiła jakaś zdecydowana zmiana w życiu, toteż zacząłem szukać pracy poza dziedziną rozrywki. W roku 1975 pewne przedsiębiorstwo zajmujące się wznoszeniem konstrukcji stalowych zatrudniło mnie na siedem miesięcy. Podczas tej kilkumiesięcznej pracy w budownictwie stalowym zaciekawił mnie pewien starszy pracownik, który w przeciwieństwie do innych zdawał się być spokojny i zgodny. Powiedział mi, że czyta Biblię. Postanowiłem więc ją kupić, żeby się przekonać, czy by mi nie pomogła znaleźć spokój wewnętrzny.
Gdy po wygaśnięciu kontraktu zostałem zwolniony, doszedłem do wniosku, że mógłbym uczciwie zarabiać na utrzymanie jako autor tekstów i kompozytor. Dzięki temu mogłem zejść ze sceny, a mimo to zajmować się muzyką, ponieważ w dalszym ciągu bardzo ją lubiłem. Ponadto każdego ranka czytałem jeden rozdział Biblii.
Ponieważ odtąd w ciągu dnia często bywałem w domu, więc od czasu do czasu odwiedzali mnie mormoni, kapłan z parafii i Świadkowie Jehowy. Łatwo dawałem się wciągnąć w rozmowę na temat sensu życia. Dość szybko rozpoznałem, że Świadkowie Jehowy są inni. Byli pokorni i szczerze się mną interesowali. Swoje odpowiedzi zawsze opierali na Biblii, czego nie robili inni kaznodzieje.
Mimo swego sceptycyzmu zgodziłem się na studium Biblii z Rogerem, Świadkiem Jehowy w moim wieku. Często próbowałem się wykręcić od cotygodniowego studium biblijnego, ale Roger był wytrwały — za co jestem mu dziś serdecznie wdzięczny. Pomógł mi znaleźć odpowiedzi na od dawna nurtujące mnie pytania.
Pierwsze zebranie w Sali Królestwa, na które poszedłem, poruszyło moje serce. Tam też poznałem innych pokornych ludzi, którzy szczerze interesowali się bliźnimi. Wszystkie informacje przedstawiano w sposób prosty i na podstawie Biblii. Po raz pierwszy zrozumiałem zamierzenie Boże w związku z człowiekiem. Teraz mniej raziła mnie niesprawiedliwość w obecnym świecie, ponieważ wiedziałem, że Bóg wkrótce zainterweniuje i za pośrednictwem królewskiej władzy Chrystusa zaprowadzi na ziemi pokojowe, rajskie warunki, co zostało przepowiedziane w Psalmie 37:29 i Daniela 2:44.
Odtąd praktyczne rady biblijne pomagały mi ‛prostować rzeczy’ w życiu (2 Tym. 3:16, 17). Poślubiłem Daniéle, dziewczynę, którą kochałem i z którą żyłem. Wkrótce potem oddałem się na służbę Jehowie. Żona zgodziła się na studium biblijne, a potem również oddała się Jehowie.
„Nie było mi łatwo się zmienić” — przyznaje Daniéle. „Jednak dzięki pomocy Jehowy jak również wsparciu i przykładowi Bruce’a znalazłam prawdziwą radość w przestrzeganiu sprawiedliwych zasad zawartych w Biblii”. Oboje daliśmy się ochrzcić w roku 1978.
Choć cenię sobie pracę celnika w międzynarodowym porcie lotniczym w Montrealu, to jednak sercem jestem przy swej głównej działalności chrześcijańskiego kaznodziei. Z kolei teraz i ja doznaję wiele radości, pomagając innym ludziom studiować Biblię. Z takiego dawania na pewno ‛wynika więcej szczęścia niż z otrzymywania’ (Dzieje 20:35).
Będąc sługą pomocniczym w miejscowym zborze, znajduję wielką radość i zadowolenie w pomaganiu drugim. Jestem bardzo zajęty, lecz szczerze mogę powiedzieć, że teraz odczuwam wewnętrzny spokój, którego zawsze szukałem, i zaznaję prawdziwej radości życia. Oczywiście zakończyłem karierę w dziedzinie rozrywki, jestem jednak niezwykle wdzięczny Jehowie Bogu za to, że otworzył mi widoki na „rzeczywiste życie” (1 Tym. 6:19).
Ciągle jeszcze lubię muzykę. Podoba mi się szczególnie muzyka klasyczna, folk-rock oraz pewne typy jazzu. Jestem jednak teraz bardziej wybredny w wyborze muzyki, której słucham. Teksty niektórych współczesnych piosenek zachęcają do niemoralności i zażywania narkotyków. Z pewnością nie jest to gatunek muzyki, który by mi pomógł zharmonizować moje czyny i myśli z wolą Bożą. Teraz śpiewam dlatego, że po prostu sprawia mi to radość. Wiele zadowolenia dają mi spotkania towarzyskie, na których razem z żoną i przyjaciółmi możemy sobie pośpiewać.
Gdy spoglądam wstecz na swoją karierę piosenkarza, uświadamiam sobie, że wraz ze wzrostem popularności ulatywało moje szczęście. Z chwilą gdy zerwałem z branżą rozrywkową i stałem się Świadkiem Jehowy, jestem wprawdzie mniej popularny, ale za to coraz bardziej szczęśliwy.
Ludzie nie znający międzynarodowej organizacji Świadków Jehowy sądzą, że popadłem w zniechęcenie i dlatego chwyciłem się Biblii jak tonący pasa ratunkowego. Kiedy pewnego dnia odtworzono w radiu jedną z moich płyt, spiker powiedział o mnie: „Bruce’owi, niestety, nie bardzo powiodło się w życiu. Został Świadkiem Jehowy”. Mogę na to tylko odpowiedzieć: „Przekonaj się sam, co Biblia potrafi zrobić dla ciebie. Jeśli o mnie chodzi, nie mogę sobie wyobrazić nic lepszego”.
„Rzeczywiście, dzięki poznaniu prawdy biblijnej”, powiada Daniéle, „nasze życie nabrało sensu” (Opowiedział Bruce Huard).
[Napis na stronie 9]
Wkrótce nagrałem dwie płyty, które wysunęły się na czoło listy przebojów
[Napis na stronie 10]
Czułem wstręt do korupcji panującej w branży rozrywkowej
[Napis na stronie 11]
Praktyczne rady biblijne pomagały mi ‛prostować rzeczy’ w moim życiu
[Ilustracja na stronie 10]
Głoszenie i studium wypełnia nasze życie i je uszczęśliwia