-
Czy przy wielbieniu Boga posługujesz się Jego imieniemStrażnica — 1973 | nr 12
-
-
świętym tekście na swoje miejsce, do którego ma bezsporne prawo.”a
Jakże mielibyśmy z powodu jakiegoś przesądu powstrzymywać się od używania imienia Bożego w wielbieniu, skoro czytamy, że sam Bóg zamierzył ‚rozsławić imię swoje po całej ziemi’ i uczynić je ‚wielkim między narodami’? (Wyjścia 9:16; Malach. 1:11). Proroctwo Malachiasza (3:16) nadmienia o pewnej „księdze wspomnień”, która ma być napisana przed Bogiem „dla bojących się Pana [Jehowy] i myślących o imieniu jego” (Wk). Czy i ty zostałeś objęty tą „księgą wspomnień”? Czy nie tylko ‚myślisz o tym imieniu’, ale także wypowiadasz je przy wielbieniu Boga? Tylko pod tym warunkiem można być zaliczonym do ‚ludu dla imienia Bożego’, o jakim mówił uczeń Jakub według Dziejów Apostolskich 15:14-18 (NP). Poznanie Boga z imienia, darzenie tego imienia szacunkiem i życie zgodnie z tym, co Bóg kazał zanotować w swoim Słowie z powołaniem na to Najświętsze Imię — oznacza dla ciebie życie wiecznotrwałe.
-
-
Czy twoje modlitwy są wysłuchiwane?Strażnica — 1973 | nr 12
-
-
Czy twoje modlitwy są wysłuchiwane?
CZY zdarzyło ci się już kiedyś, że się modliłeś do Boga, ale twoje prośby nie zostały wysłuchane? Doświadczyło tego wiele osób. Czy to znaczy, że modlitwy nie mają żadnego znaczenia?
Nie. Bóg potrafi zarówno wysłuchać modlitwy, jak i zdziałać coś w odpowiedzi na zawarte w nich prośby. Pewien starożytny sługa Boży miał nawet pod tym względem tyle ufności, że napisał: „Jehowa niechybnie wysłucha mego dopraszania się o łaski; sam Jehowa przyjmie moją modlitwę”. — Ps. 6:9, NW (w BT wiersz 10).
Dlaczego ten sługa Boży i inni jemu podobni tak ufali w moc modlitwy? Dlaczego jednak wiele modlitw pozostaje niewysłuchanych?
SPROSTANIE WYMAGANIOM BOŻYM
Dzieje się tak dlatego, że Bóg stawia określone wymagania, którym musi sprostać każdy, kto chce zbliżyć się do Niego z pożądanym skutkiem. Jedno z nich dotyczy wiary. Biblia powiada: „Przystępujący (...) do Boga musi wierzyć, że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają” (Hebr. 11:6). Czy jesteś głęboko przekonany, że Bóg naprawdę istnieje i że jest w stanie wysłuchiwać modlitwy? Taka wiara jest niezbędna.
Na inne wymaganie wskazał chrześcijański uczeń Jakub, gdy pisał: „Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was. Oczyśćcie ręce (...). Uniżcie się przed Panem” (Jak. 4:8-10). Zrozumiałe więc, że jeśli chcemy być wysłuchani przez Boga, nie możemy rozmyślnie naruszać Jego praw. Przeciwnie, trzeba szczerze pragnąć tego, co jest właściwe, pokornie dążąc do spełniania woli Bożej, a nie swojej własnej. Czy tak postępujesz?
Jeżeli tak czynisz, to Bóg wysłucha twe modlitwy. Chrześcijański apostoł Jan napisał przecież: „Wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą.” — 1 Jana 5:14.
Ale co jest wolą Bożą? Kojarzy się ona z czymś, co ma przynieść ludzkości największe dobrodziejstwa. Biblia podaje, iż ta „wola przewiduje, żeby ludzie wszelkiego rodzaju byli zbawieni i osiągnęli dokładną wiedzę o prawdzie” (1 Tym. 2:4, NW). Czy już się kiedyś modliłeś o to, by osiągnąć „dokładną wiedzę o prawdzie”, to znaczy dokładnie poznać prawdę o Bogu i Jego zamierzeniach co do ludzkości? Bóg wysłuchuje takie szczere modlitwy.
MODLITWY, KTÓRE BÓG WYSŁUCHAŁ
Jeżeli chodzi o przykłady wysłuchania modlitwy, pomyślmy o osobie italskiego oficera imieniem Korneliusz. Biblia podaje, że był to człowiek „pobożny i bogobojny” i że „zawsze modlił się do Boga”. Jehowa Bóg wysłuchał jego modlitwy i sprawił, iż udał się do niego chrześcijański apostoł Piotr w celu pouczenia go, jak można posiąść dokładną wiedzę o prawdzie. — Dzieje 10:1-5, 22-43.
-
-
„Imię Jehowy jest mocną wieżą”Strażnica — 1973 | nr 12
-
-
„Imię Jehowy jest mocną wieżą”
Opowiada Heinrich Dickmann
GESTAPO aresztowało mnie w roku 1937, zastawszy mnie w moim mieszkaniu w Dinslaken. Domagano się, żebym zdradził swoich chrześcijańskich braci, podając co do nich szczegółowe informacje. Powiedziano mi, że jeżeli będę „gadał”, będzie mi lżej, a jeśli nie, to Gestapo (Tajna Policja Państwowa) ma sposoby, żeby mnie zmusić do mówienia. Wolałem nic nie mówić, bez względu na to, jak Gestapo będzie się ze mną obchodziło, gdyż pokładałem ufność w imieniu Jehowy.
Z doświadczeń, jakie zebrałem w ciągu ostatnich czterdziestu spośród sześćdziesięciu dziewięciu lat mego życia, rzeczywiście się przekonałem, że „imię Jehowy jest mocną wieżą”. — Prz. 18:10, NW.
W młodości nie znalazłem w Kościele ewangelickim ani poczucia bezpieczeństwa, ani nadziei. Chociaż w śpiewniku luterańskim znajdowała się pieśń: „Tobie, Jehowo, będę śpiewał”, to jednak nigdy nie uwypuklano ani nie wyjaśniano tego imienia. Mieliśmy dopiero razem z żoną poznać i docenić znaczenie imienia Jehowa.
W roku 1931 wdaliśmy się w kilkugodzinną rozmowę z dwoma świadkami Jehowy. Posługując się Biblią, wysuwali oni stale na czoło imię Jehowy. Rozmowa ta spowodowała, iż odtąd poważnie zainteresowaliśmy się Pismem świętym. Studiowaliśmy je zwykle do późnej nocy. Zrozumieliśmy, że to, czego uczą świadkowie Jehowy, jest rzeczywiście prawdą Bożą. Wkrótce zaczęliśmy też chodzić na ich zebrania. W Dinslaken, naszej rodzinnej miejscowości, odbywały się one w domu prywatnym. Po kilku tygodniach pogłębiania wiedzy biblijnej wystąpiliśmy z Kościoła, a kilka miesięcy później usymbolizowaliśmy przez chrzest swe oddanie dla Jehowy.
Nie wszyscy w rodzinie cieszyli się z tego, że wystąpiliśmy z Kościoła. Ojciec mój, który nie uronił ani jednej łzy, nawet gdy go powołano na front podczas pierwszej wojny światowej, teraz się rozpłakał. Nadal jednak rozmawialiśmy w rodzinie na tematy Pisma świętego i dwaj z moich czterech braci, Fritz i August, przyjęli prawdę biblijną. W miejscu pracy zarobkowej, w Hucie Augusta Thyssena w Dinslaken, systematycznie przynosiłem niektórym kolegom czasopismo Złoty Wiek (obecnie: Przebudźcie się!). Trwało to do stycznia roku 1933, gdy się zaczęła dyktatura Hitlera. Jakże stosowny był tekst roczny na rok 1933, wyjęty z księgi Przysłów 18:10: „Imię Jehowy jest mocną wieżą. To do niej wbiega sprawiedliwy i znajduje ochronę”! — NW.
UFNOŚĆ W IMIENIU JEHOWY
Podczas ery hitlerowskiej, która się wtedy rozpoczęła, wielokrotnie przekonałem się, że istotnie w trudnych warunkach „imię Jehowy jest mocną wieżą”. Pomimo utrudnień ze strony nazistów udało się nam szeroko rozpowszechnić broszurę o tematyce biblijnej, zatytułowaną: „Kryzys”. Następnie w czerwcu roku 1933 rząd Hitlera wydał zakaz wszelkiej działalności świadków Jehowy, w tym zebrań i posługiwania się literaturą.
Na 12 listopada roku 1933 wyznaczono pierwsze wybory w „Trzeciej Rzeszy”. Wszystkie partie polityczne zostały połączone w jednym bloku i ludność niemiecka masowo udała się do urn wyborczych, z wyjątkiem chrześcijańskich świadków Jehowy. Pomocą w zachowaniu neutralności wobec polityki światowej i w lojalnym wytrwaniu po stronie Królestwa Jehowy był dla nas tekst na ten dzień — tak, wówczas przypadał akurat tekst z księgi Przysłów 18:10: „Imię Jehowy jest mocną wieżą”. Chociaż SS-mani (członkowie organizacji Schutzstaffel, stanowiącej doborową gwardię nazizmu) przyszli bezpośrednio do mojego mieszkania i zażądali, abym głosował, ja jednak ufałem w imię Jehowy i nie uległem ich naciskowi.
W miarę upływu czasu potęgowały się represje. Dnia 19 sierpnia roku 1934 nadeszły następne wybory. Znowu odwiedzili mnie SS-mani i kazali mi głosować. Przychodzili do mnie trzykrotnie i za każdym razem dawałem im świadectwo o Królestwie Bożym. W końcu 7 października świadkowie Jehowy wysłali do rządu listy zawierające odpowiednią rezolucję. Jednocześnie nasi chrześcijańscy bracia z innych krajów wysłali 20 000 telegramów z protestem przeciw zakazowi, którym Hitler obłożył świadków Jehowy.
W moim miejscu pracy sytuacja również coraz bardziej się zaostrzała. Byłem jedynym spośród dwutysięcznej załogi, który nie należał do partii ani do Niemieckiego Frontu Pracy, nie mówiąc już o tym, że nie chciałem odpowiadać na „niemieckie pozdrowienie” (którym oddawano cześć Hitlerowi).
W kwietniu roku 1935 otrzymałem od Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (NSDAP) i od Niemieckiego Frontu Pracy list z żądaniem, abym podał powody, dla których nie odpowiadam na „niemieckie pozdrowienie”, nie głosuję i nie należę przynajmniej do Niemieckiego Frontu Pracy. Odpowiedziałem na ten list, podając niektóre zasady biblijne i wyjaśniając, że nie jestem wrogiem państwa, ale po prostu chrześcijaninem. Dnia 30 kwietnia zostałem aresztowany.
Na Gestapo przesłuchiwano mnie całymi godzinami. Potem postawiono mnie przed sądem. Pewien urzędnik śledczy powiedział mi, że też jest chrześcijaninem. Na to odpowiedziałem, iż żaden naśladowca Jezusa nie więziłby chyba współchrześcijanina. Po dziesięciu dniach nagle mnie zwolniono.
Kiedy wróciłem do pracy w stalowni, dyrektor rzekł do mnie: „Dickmann, jestem już uważany za sabotażystę utrudniającego rozwój ojczyzny, ponieważ pana jeszcze nie zwolniłem. Niechże pan podnosi rękę do ‚niemieckiego pozdrowienia’. Zapłacę za pana składki członkowskie we Froncie Pracy. Chodzi przecież o pański byt!” Wydałem mu obszerne świadectwo i wyjaśniłem, że nie zależy mi tylko na zdobywaniu środków utrzymania, ale również na życiu według zasad biblijnych. Na żądanie Niemieckiego Frontu Pracy zwolniono mnie stamtąd.
GŁOSZENIE PRAWDY BOŻEJ MIMO SPRZECIWÓW
W dalszym ciągu głosiłem z Biblią w ręku od domu do domu aż do dnia 7 lipca roku 1935, kiedy to mnie znowu aresztowano. W następnym miesiącu przewieziono mnie z więzienia do obozu koncentracyjnego w Esterwegen pośród mokradeł nad rzeką Ems. Wkrótce po mnie przywieziono tu czterech dalszych świadków Jehowy z mojego macierzystego zboru. Jednym z nich był mój brat Fritz, który po kilku latach zmarł na skutek obrażeń odniesionych w obozie. Zachował jednak aż do śmierci niezłomną prawość wobec Jehowy.
Kiedy kogoś przywieziono do tego sławetnego obozu, przesłuchania trwały od rana do późnego popołudnia. Próbowano tu wszelkich sposobów maltretowania ludzi. Nazywano to „sportem”.
W październiku ze względu na rozprawę przeniesiono mnie z obozu koncentracyjnego do więzienia śledczego w Duisburgu. Miałem tu okazję mniej więcej przez godzinę wydawać publicznie świadectwo o prawdzie Bożej. Pewna gazeta pisała potem na ten temat: „Chciał nawet nawrócić sędziego”.
Nagle 1 stycznia roku 1936 zostałem z niewiadomych powodów zwolniony. Ponieważ byłem bez środków do życia, otrzymałem zasiłek dla bezrobotnych dla siebie, żony i naszej ośmioletniej córeczki. Potem 29 marca roku 1936 nadeszły kolejne wybory. Agitatorzy partii nazistowskiej oświadczyli publicznie, że świadkowie Jehowy są już wyleczeni i że teraz pójdą do urn. Jakież spotkało ich rozczarowanie! Wszyscy spośród nas, którzy poprzednio byli w obozie koncentracyjnym w Esterwegen, zebrali się wczesnym rankiem z rodzinami w lesie. Urządziliśmy piękne jednodniowe zgromadzenie, które wzmocniło nas duchowo do dalszego trwania.
Nadal niejawnie głosiliśmy prawdy Boże, a w grudniu roku 1936 rozpowszechniliśmy pewną znamienną rezolucję. Miałem przywilej wypytać moich chrześcijańskich braci w kilku zborach, czy zechcą wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Potem poprzydzielałem im odpowiednie tereny.
GESTAPO USIŁUJE ZMUSIĆ MNIE DO „GADANIA”
Na dzień 20 czerwca roku 1937 wyznaczone zostało rozrzucenie „listu otwartego”, zawierającego udokumentowane sprawozdanie z prześladowania świadków Jehowy. Żaden świadek będący jeszcze na wolności nie wiedział, kto oprócz niego bierze udział w tej kampanii. Miało to zapobiec narażeniu kogokolwiek na niebezpieczeństwo mimowolnego wyjawienia cudzych nazwisk. Rozpowszechnianie zaczęło się w samo południe. Zaaresztowano dwóch świadków Jehowy, którzy otrzymali ode mnie przydział terenu. Pod naciskiem śledztwa wyjawili moje nazwisko i wspomnieli o mojej żonie. Stąd też dnia 30 czerwca zostałem aresztowany po raz trzeci.
Gestapo zabrało mnie z domu i odstawiło na komendę policji w Duisburgu. Następnego dnia rano zaczęło się przesłuchanie; gestapowcy chcieli się dowiedzieć nazwisk innych świadków Jehowy, biorących udział w pracy rozpowszechniania. Ponieważ odmówiłem zeznań, bito mnie. Potem wsadzono mnie do celi izolatki z rękami związanymi na plecach. Kilka razy dziennie funkcjonariusze Gestapo przychodzili i pytali, czy będę mówił. Po ośmiu dniach przyprowadzono mnie do specjalnej celi przesłuchań.
Funkcjonariusze przede wszystkim pozdejmowali marynarki i zegarki. Potem zaczęło się „przesłuchanie”. Na zapytanie odpowiedziałem tylko, że w imieniu Jehowy Boga i Jezusa Chrystusa odmawiam złożenia jakichkolwiek zeznań. Wtedy zaczęto mnie bić tak, że leciałem z jednego kąta w drugi. Zarzucono mi potem na głowę wełniany koc i zdjęto buty oraz skarpety. Następnie bito mnie skórzanymi rzemieniami po stopach. (Jeszcze czternaście dni później pod paznokciami palców u nóg miałem skrzepy krwi). Ale nie wydałem ani jednego jęku. Doprawdy, imię Jehowy jest mocną wieżą.
Skoro gestapowcy się przekonali, że ta metoda nie daje pożądanych rezultatów, zagrozili mi gorszymi metodami. Z ich pytań i różnych wypowiedzi zorientowałem się, że nie wiedzą, kto brał udział w rozpowszechnianiu rezolucji. Straszyli mnie, że zaaresztują mi żonę, jeśli nie wyjawię żadnych nazwisk.
Codziennie brano mnie na przesłuchanie, któremu towarzyszyło bicie. Pewnego dnia nastąpiło „przypadkowe spotkanie” z oboma osobami, które wyjawiły moje nazwisko. Ludzie ci namawiali i przekonywali mnie, żebym się przyznał, iż dałem im owe „listy otwarte”, jak również przydzieliłem teren, na którym mieli je rozpowszechniać.
W środku nocy gestapowcy niejednokrotnie przychodzili sprawdzać, czy nie rozluźniły mi się na rękach kajdanki. Po dziesięciu dniach trzymania rąk w tych zardzewiałych okowach zaczęły mi ropieć nadgarstki. Nawet jedenastego dnia pomimo mej prośby nie zdjęto ich ani na chwilę. Miałem je jeszcze przez okrągłe dwadzieścia cztery godziny, również wtedy, gdy szedłem do toalety.
W końcu zdjęto mi kajdany do śniadania, lecz ręce zdawały się być sparaliżowane. Przyniesiono mi blok listowy i ołówek, żebym napisał to, czego nie chcę powiedzieć. Blok pozostał czysty; z powrotem założono mi więc kajdany.
W południe, gdy szliśmy po posiłek, kilku urzędników stało na korytarzu, by obserwować zainscenizowany przez nich dramat. Otóż w chwili, gdy szedłem od windy w kierunku swojej celi, w górę schodami prowadzono moją żonę. Żona mnie nie zobaczyła, szła więc sobie spokojnie dalej. Gestapowcy poczuli się rozczarowani, gdy przyznałem, że widziałem żonę, a mimo to nic do niej nie powiedziałem. Teraz jednak wiedziałem, że ją też aresztowano.
W OBOZIE KONCENTRACYJNYM
Na początku września postawiono mnie wraz z kilkoma innymi świadkami Jehowy przed sądem doraźnym w Düsseldorfie, gdzie skazano mnie na półtora roku więzienia. Żonę zatrzymano w „areszcie tymczasowym”, a później przewieziono ją do Ravensbrück i następnie do Sachsenhausen, gdzie pozostała do roku 1945.
W marcu roku 1939 przetransportowano mnie do Sachsenhausen, gdzie jako „niepoprawnego recydywistę” przyjęto mnie z zastosowaniem wszelkich utartych szykan. Mój brat August, którego aresztowano w październiku roku 1936, przebywał w Sachsenhausen już od października roku 1937. Mieliśmy teraz sposobność umacniać się wzajemnie w gronie naszych chrześcijańskich braci. Przez pewien czas wszystkim świadkom Jehowy odmawiano zezwolenia na otrzymywanie i wysyłanie listów, toteż rodziny wiedziały o nich niewiele albo w ogóle nic. Kiedy zniesiono to ograniczenie, pozwolono nam pisać miesięcznie po pięć linijek korespondencji.
We wrześniu roku 1939 wezwano mego brata Augusta do „oddziału politycznego”. Był zdecydowany pozostać wiernym Jehowie we wszelkich okolicznościach. Dwóch innych świadków Jehowy, których również tam wezwano, opowiedziało mi tego wieczora, że mego brata pobito i skopano za odmowę służby wojskowej.
W dniu 15 września roku 1939 wcześniej odwołano nas z pracy. Starszy obozowy, więzień polityczny, powiedział mi, że tego dnia ma być rozstrzelany mój brat.
Wszyscy więźniowie musieli stać na baczność; między innymi było nas tam około 350 do 400 świadków Jehowy. Potem zaprowadzono nas na teren głównego obozu i ujrzeliśmy naprzeciw bramy wejściowej kopiec z ziemi, w którym miały grzęznąć kule, a przed nim parę kupek piasku. Obok stała jakaś czarna skrzynia. SS-mani w hełmach bojowych byli uzbrojeni w karabiny maszynowe. Następnie przyprowadzono mojego brata z rękami zakutymi w kajdany i postawiono go przed kopcem ziemi.
Wtedy komendant obozu oznajmił przez głośnik: „Więzień August Dickmann z Dinslaken, urodzony 7 stycznia roku 1910, odmawia służby wojskowej, podając się za obywatela Królestwa Bożego. Oświadczył: ‚Kto by wylał krew człowieczą, przez człowieka krew jego wylana będzie’. W ten sposób sam się wykluczył ze społeczeństwa i na rozkaz Reichsführera SS, Himmlera, ma być rozstrzelany.”
Zwracając się do mego brata, krzyknął: „Odwróć się, ty świnio!” Następnie kazał dać ognia. Trzej podoficerowie SS rozstrzelali mego brata, zwróconego do nich plecami. Kiedy upadł, podszedł do niego Lagerführer, wyższy oficer SS, i strzelił mu jeszcze w głowę. Teraz zdjęto mu kajdany i czterech jego chrześcijańskich braci włożyło go do czarnej skrzyni.
Dwa dni później wezwano mnie na „oddział polityczny”. Był zimny, dżdżysty dzień, lecz musiałem przez wiele godzin stać na dworze. Komendant obozu i dowódca straży obserwowali mnie przez okno. Potem zaczęło się przesłuchanie. Szef Gestapo zadawał wiele pytań, lecz nagle zagadnął: „Widziałeś, jak rozstrzelano twego brata? Jaką lekcję z tego wyciągnąłeś?”
Moja odpowiedź brzmiała: „Jestem i pozostanę świadkiem Jehowy”.
„To zostaniesz rozstrzelany jako następny” — zagroził.
Wkrótce potem po całym obozie rozeszła się wiadomość, że komendant obozu cierpi na straszną chorobę. Zmarł w lutym roku 1940. SS-mani mówili: „Badacze Pisma świętego [świadkowie Jehowy] wymodlili jego śmierć”.
Po rozstrzelaniu mego brata zaczęto obchodzić się z nami jeszcze gorzej. Na przykład dawano nam mało jedzenia, a zimą odmawiano ciepłej odzieży. Później to się jednak zmieniło.
ZAOPATRZENIE W POKARM DUCHOWY
W lutym roku 1940 przetransportowano nas, to znaczy grupę świadków Jehowy, do obozu koncentracyjnego Wewelsburg. Przybyłem tam całkowicie wyczerpany. Moje nazwisko było tam już dobrze znane z powodu stracenia mego brata. Po jakimś czasie rozwiązano ten obóz, a mnie wysłano w kwietniu roku 1943 do Buchenwaldu. Trzy miesiące później przeniesiono mnie do Ravensbrück. Tu zostałem przydzielony do grupy pracującej poza obozem. Mieliśmy budować w lesie willę dla pewnego generała dywizji pancernej.
Z tego miejsca pracy udało się nam nawiązać łączność z naszymi chrześcijańskimi braćmi, którzy pracowali w majątku doktora Feliksa Kerstena, osobistego lekarza naczelnego dowódcy SS, Himmlera. Doktor Kersten wystarał się poprzednio u Himmlera o zezwolenie na zabranie z obozu koncentracyjnego kilku świadków Jehowy, zarówno mężczyzn, jak i niewiast, i zatrudnienie ich w swoim majątku w Harzwalde.
Później za zezwoleniem Himmlera dr Kersten zabrał ze sobą do Szwecji pewną naszą siostrę, która tam potem pracowała u jego rodziny jako służąca. Pan Kersten często latał samolotem tam i z powrotem, a nasza siostra dbała o to, żeby w jego walizce, rozpakowywanej później w Harzwalde przez inną siostrę, zawsze znajdował się egzemplarz Strażnicy. Dostarczano go potem świadkom Jehowy, którzy pracowali w majątku; stamtąd zaś Strażnica dostawała się w końcu do naszej brygady roboczej. Pomimo drutów kolczastych i silnej straży Jehowa zaopatrywał nas w niezbędny pokarm duchowy.
UWOLNIENIE OD PRZEŚLADOWCÓW
Kiedy w roku 1945 zbliżały się wojska alianckie, postanowiono przenieść nas do innego obozu. Około 1 maja byliśmy właśnie w drodze. Z jednej strony nadchodziły wojska amerykańskie, a z drugiej radzieckie. Straż złożona z SS-manów znalazła się w niepewnej sytuacji i dzięki temu odzyskaliśmy wolność.
Do domu rodziców w Dinslaken przybyłem z obozu koncentracyjnego w towarzystwie dwóch innych świadków Jehowy w połowie maja. Po dwóch tygodniach wróciła też do domu nasza córka, którą nam odebrano. Miała już prawie osiemnaście lat i była przez osiem lat bez rodziców. Teraz codziennie od wczesnego ranka aż do późnej nocy była przy mnie. Odwiedzaliśmy krewnych i przyjaciół, by opowiedzieć im o cudownym wyzwoleniu, jakie sprawił Jehowa. Żona wróciła z obozu koncentracyjnego w sierpniu.
Z ośmiu innymi świadkami Jehowy zaczęliśmy na nowo organizować zbór chrześcijański w Dinslaken. Po krótkim czasie tak się rozrósł, że musieliśmy wynajmować salę w budynku szkolnym.
SPECJALNE PRZYWILEJE
W roku 1945 zostałem mianowany kaznodzieją przewodniczącym naszego zboru. Pomimo kuszących ofert nie podjąłem już żadnej pracy zarobkowej. Mnie i żonę obchodziło teraz tylko jedno: głoszenie dobrej nowiny o Królestwie Bożym! Następnie przypadły mi w udziale specjalne przywileje. Między innymi miałem możność pomagać w urządzaniu biura oddziału Towarzystwa Strażnica w Wiesbaden przy Röderstrasse. Natomiast w roku 1946 powołano mnie do służby pionierów specjalnych.
Potem zostałem wyróżniony dalszymi przywilejami: Otrzymałem zaproszenie do Magdeburga na dodatkowe przeszkolenie w służbie kaznodziejskiej. A w marcu roku 1947 zacząłem odwiedzać zbory w charakterze nadzorcy obwodu, aby im służyć zachętą i zbudowaniem. Dzięki niezasłużonej życzliwości Jehowy raduję się tym cudownym przywilejem aż do tej pory.
Radość nasza wzrastała z roku na rok, gdyż w dalszym ciągu poznawaliśmy oraz przeżywaliśmy nowe rzeczy, które pogłębiały w nas więź z Jehową — naszą mocną wieżą. Wszystkie problemy, czy to natury finansowej, czy zdrowotnej, za sprawą niezasłużonej życzliwości Jehowy udało się rozwiązać. Przekonałem się, że najlepszym zabezpieczeniem jest pokładanie w każdej sytuacji całkowitej ufności w imieniu Jehowy.
-