BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g93 8.5 ss. 9-11
  • Podpalenie domu wielbienia

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Podpalenie domu wielbienia
  • Przebudźcie się! — 1993
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Zniosła brutalne traktowanie
  • Pomoc z daleka i z bliska
  • Dowiedzieli się prawdy o Świadkach Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1969
  • Jehowa dodaje sił w obliczu tragedii
    Przebudźcie się! — 1996
  • „Bóg nie ma względu na osobę”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1994
  • Ciekawe szczegóły ze sprawozdania z różnych krajów
    Ciekawe szczegóły ze sprawozdania z różnych krajów opublikowane w Roczniku Świadków Jehowy na rok 1990
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1993
g93 8.5 ss. 9-11

Podpalenie domu wielbienia

W NIEDZIELĘ 4 października 1992 roku pewien szaleniec wtargnął na pierwsze piętro budynku w południowokoreańskim mieście Wondzu, gdzie znajdowała się niewielka Sala Królestwa, wypełniona 90 czcicielami Boga. Kilka razy krzyknął: „Wyprowadźcie moją żonę!” Słysząc to, żona szybko opuściła Salę tylnym wyjściem awaryjnym.

Mężczyzna wylał pojemnik benzyny na dywan przed głównym wejściem i pomimo błagań obecnych wzniecił ogień. Benzyna dosłownie wybuchła, wyrzucając fontannę płomieni i czarnego dymu w kierunku sufitu, podium oraz do tyłu na całą salę. W ciągu paru sekund pożar objął większą część audytorium. Z każdego okna buchały płomienie i kłęby dymu.

Wielu zdołało uciec tylnym wyjściem. Inni przedostali się oknami na wąski występ w murze, stamtąd na dach przyległego budynku, a potem na ziemię. Jeszcze inni po prostu skakali z pierwszego piętra. Podpalacz także wydostał się na zewnątrz, po czym ze wzgardą kopał rannych, którzy zeskoczyli na ziemię.

Nadzorca podróżujący, który wygłaszał specjalny wykład publiczny, zawołał: „Szybciej, ratujcie dzieci!” Następnie razem z żoną starali się pomóc drugim. Gdyby tego nie czynili, to zdaniem ocalonych zdołaliby uciec. Łącznie z nimi śmierć poniosło 15 osób, a 26 dalszych doznało obrażeń ciała. Inny mężczyzna, który później zmarł w szpitalu, z narażeniem życia pomagał wydostać się ludziom w podeszłym wieku.

Osoby, które zginęły, przebywały z przodu sali. Nadzorca podróżujący z żoną dostali się w gęsty dym i się udusili. Zmarli pochodzili w sumie z dziewięciu rodzin. Było wśród nich troje dzieci w wieku 3, 4 i 14 lat. Jeśli wziąć pod uwagę niewielkie rozmiary pomieszczenia oraz fakt, iż płomienie odcięły drogę ucieczki głównym wejściem, wydaje się niemal cudem, że nie było więcej zabitych ani rannych.

Na miejsce wypadku szybko przybyło 7 samochodów pożarniczych i 30 strażaków, ale żywioł zdążył już pochłonąć swe ofiary. Ogień ugaszono w ciągu godziny. Szalał on jednak z tak wielką siłą, iż niezwykle trudno było potem zidentyfikować zmarłych — zajęło to ponad dwie godziny.

Mężczyzna, który wzniecił pożar, został później aresztowany przez policję z Wondzu pod zarzutem morderstwa i podpalenia. W areszcie policyjnym usiłował popełnić samobójstwo.

Zniosła brutalne traktowanie

Kiedy u żony podpalacza wzrosło zainteresowanie naukami biblijnymi, ten zaczął się jej odgrażać. W połowie września, czyli około dwóch tygodni przed wizytą nadzorcy podróżującego w zborze Świadków Jehowy w Wondzu, pobił ją aż do utraty przytomności. Później, gdy doszła do siebie, oblał ją rozcieńczalnikiem do lakierów i podpalił. Na szczęście już po chwili się opamiętał i pośpiesznie ugasił ogień.

Tragicznej niedzieli ów mężczyzna zabronił żonie pójść na Salę Królestwa. Wpadł nawet we wściekłość, ale ona nie dała się zastraszyć. Uważała, że w kwestii oddawania czci musi słuchać Boga bardziej niż kogokolwiek z ludzi, nawet własnego męża (Dzieje 5:29; Hebrajczyków 10:24, 25). Dlatego przyszła na zebranie.

Adwokat podpalacza Sali Królestwa usiłował później nakłonić tę kobietę do podpisania oświadczenia, iż mąż był zmuszony popełnić ten ohydny czyn, gdyż nie chciała porzucić fanatycznej religii i nie była dla niego dobrą żoną. Ona jednak odmówiła złożenia podpisu. Nie chciała ściągnąć niesławy na prawdę wywołaniem wrażenia, że przyczyną tej strasznej tragedii było studiowanie przez nią Biblii.

W tydzień po tym tragicznym zdarzeniu odbyło się zgromadzenie Świadków Jehowy, na którym wspomniana kobieta urzeczywistniła swój zamiar i chrztem usymbolizowała swe oddanie się na służbę Jehowie Bogu, Władcy całego wszechświata (Psalm 83:19).

Pomoc z daleka i z bliska

Kiedy tylko wiadomość o tragedii dotarła do tamtejszego Biura Oddziału Świadków Jehowy, znajdującego się w mieście Ansong, odległym o 100 kilometrów od Wondzu, natychmiast wysłano pomoc dla rannych, ich rodzin oraz dla krewnych osób zmarłych. Nie ograniczała się ona tylko do pieniędzy — na miejsce udali się chrześcijańscy starsi z Biura, aby ustalić, co jeszcze byłoby potrzebne.

Poczyniono kroki, by zbór mógł się spotykać w innej Sali Królestwa w Wondzu, a także zatroszczono się o dalsze potrzeby poszkodowanych. Szybko zaczęły nadchodzić dary od współwyznawców z całej Korei Południowej. Ponadto wkrótce po katastrofie wiele osób z innych miast pośpieszyło z osobistą pomocą. Pewien zbór złożony z 75 Świadków ofiarował 1200 dolarów, co było dość typowym darem. Inny zbór, liczący 87 osób, przekazał 2200 dolarów.

Chrześcijańscy starsi ze zboru, w którym rozegrała się tragedia, starali się ze wszystkich sił pomagać braciom, mimo iż sami należeli do najbardziej poszkodowanych. Nadzorca przewodniczący stracił dwoje dzieci, inny starszy — syna, a jeszcze inny miał bardzo silnie poparzoną twarz. Pomimo tych nieszczęść zarówno oni, jak i cały zbór nie upadli na duchu, lecz pozostali silni w wierze.

W kilka dni po tragicznym wydarzeniu zorganizowano zbiorowy pogrzeb. Przebiegiem uroczystości pokierował przedstawiciel Biura Oddziału. Przybyło mnóstwo Świadków z całego kraju, okazując swym przyjaciołom miłość i głęboką troskę. Wyrazy współczucia dotarły także z wielu biur oddziałów Świadków Jehowy z różnych stron świata.

Na pogrzeb przyszedł też szef sekcji wywiadu w lokalnej policji. Duże wrażenie wywarło na nim zachowanie Świadków Jehowy. Zwrócił uwagę na ich spokój i opanowanie, a także na życzliwość, z jaką odnosili się do osób, które w pożarze utraciły swych bliskich. Wśród obecnych był także dyrektor pewnego urzędu. Kiedy później się dowiedział, że z całego kraju napływają podyktowane miłością dary, doszedł do wniosku, iż stało się to możliwe tylko dzięki głębokiej wierze. Szczere zainteresowanie okazał również zastępca burmistrza miasta Wondzu. Powiedział, że jest pod wielkim wrażeniem spokoju Świadków, panującej wśród nich miłości oraz ich zdolności organizacyjnych.

Opisana tragedia jest kolejnym dowodem, że żyjemy w „dniach ostatecznych”, w których miały nastać „trudne czasy” (2 Tymoteusza 3:1). Trzeba się więc liczyć z tym, że takie tragedie będą się zdarzać. Ale Świadkowie Jehowy z Wondzu nie tracą ducha. Są zdecydowani w dalszym ciągu oddawać cześć jedynemu prawdziwemu Bogu, Jehowie, i wytrwale spełniać Jego wolę. (Nadesłane przez naszego korespondenta z Korei Południowej).

[Ilustracje na stronie 10]

Po prawej: Sala Królestwa i (poniżej) spalone otoczenie podium, gdzie zginęło wiele osób

U dołu: Su Sunok, która straciła dwoje dzieci, i pocieszający ją współchrześcijanin oraz Sim Hyosin, chrześcijański starszy, którego dwoje dzieci doznało obrażeń ciała

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij