BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g97 8.12 ss. 24-27
  • Jehowa wygładzał nasze ścieżki

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Jehowa wygładzał nasze ścieżki
  • Przebudźcie się! — 1997
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Nurtujące pytania
  • Zakładam rodzinę
  • Szukanie prawdy biblijnej
  • Odnalezienie prawdy biblijnej
  • Stawianie spraw Królestwa na pierwszym miejscu
  • Jedenaścioro sierot — jak mieliśmy sobie poradzić?
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
  • Trudy i radości wychowywania ośmiorga dzieci na chwalców Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2006
  • Ksiądz katolicki dokonuje zmian w swoim życiu
    Przebudźcie się! — 1981
  • Moje gorące pragnienie zostało zaspokojone
    Przebudźcie się! — 2003
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1997
g97 8.12 ss. 24-27

Jehowa wygładzał nasze ścieżki

URODZIŁEM się w roku 1924 niedaleko miasteczka Cham w szwajcarskim kantonie Zug. Moi rodzice mieli 13 dzieci — 10 synów i 3 córki. Jestem najstarszy z rodzeństwa. Dwóch braci zmarło we wczesnym dzieciństwie. Pozostała gromadka dorastała na wsi w czasach wielkiego kryzysu, wychowywana na wiernych katolików.

Ojciec był uczciwym, życzliwie usposobionym człowiekiem, ale zdarzały mu się napady gniewu. Kiedyś nawet pobił mamę, gdy z zazdrości robiła mu nieuzasadnione wymówki. Nie mogła znieść jego pogawędek z sąsiadkami, choć nie miała podstaw, by zarzucać mu niewierność. Bardzo mnie to gnębiło.

Mama była niezwykle przesądna. Najdrobniejsze zdarzenia uważała za znak od „biednych dusz czyśćcowych”. Drażniła mnie taka łatwowierność. Tymczasem księża utwierdzali ją w zabobonności, podsuwając jej publikacje popierające fałszywe poglądy religijne.

Nurtujące pytania

Od lat chłopięcych nie dawały mi spokoju pytania dotyczące Boga i ostatecznego losu człowieka. Próbowałem dochodzić do logicznych wniosków, lecz napotykałem mnóstwo sprzeczności. Sięgałem do katolickich żywotów świętych, opisów cudów i innych tego typu źródeł. Ale trudno mi to było pogodzić ze zdrowym rozsądkiem. Czułem się jak ktoś, kto po omacku szuka drogi.

Miejscowy ksiądz odradził mi roztrząsanie dręczących mnie kwestii. Powiedział, że chęć zrozumienia wszystkiego jest przejawem pychy, a Bóg przeciwstawia się pysznym. Szczególnie odstręczała mnie nauka głosząca, że Bóg skazuje na wieczne cierpienia w ognistym piekle tych, którzy przed śmiercią się nie wyspowiadali. Oznaczało to nieskończone męki dla większości ludzi, więc nieraz się zastanawiałem, jak pogodzić taki pogląd z miłością Bożą.

Miałem też zastrzeżenia do praktykowanej w katolicyzmie spowiedzi. Mocno się przejąłem, gdy na lekcjach religii usłyszałem, że nieczyste myśli są ciężkim grzechem, z którego trzeba się spowiadać księdzu. Dręczyły mnie obawy, czy rzeczywiście wyznałem wszystko, czy też o czymś zapomniałem, bo wtedy spowiedź byłaby nieważna, a moje grzechy nie zostałyby wybaczone. Zacząłem więc powątpiewać w miłosierdzie Boga i Jego gotowość przebaczania.

Przez jakieś trzy lub cztery lata gnębiły mnie posępne myśli. Byłem bliski zupełnej utraty wiary w Boga. Powtarzałem sobie jednak: jeśli wytrwam, z pewnością odnajdę słuszną drogę. Z biegiem czasu utwierdzałem się w przekonaniu, że Bóg istnieje, zacząłem natomiast żywić poważne wątpliwości co do moich wierzeń.

Jak mnie uczono od dziecka, ufałem, iż Jezus Chrystus miał na myśli Kościół katolicki, gdy mówił do Piotra: „Na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mateusza 16:18, katolicki przekład Wujka). Doszedłem do wniosku, że z czasem w Kościele dobro weźmie górę, toteż postanowiłem brać udział w jego działalności.

Zakładam rodzinę

Jako najstarszy syn, wraz z ojcem zajmowałem się gospodarstwem, aż młodszy brat dorósł i mógł mnie zastąpić. Wówczas rozpocząłem studia w katolickiej szkole rolniczej, którą ukończyłem z tytułem magistra. Później zacząłem się rozglądać za kandydatką na żonę.

Przez jedną z moich sióstr poznałem Marię. Dowiedziałem się, że modli się o męża, który by ją wspierał w ubieganiu się o życie wieczne. Na zawiadomieniu o ślubie napisaliśmy: „Miłością zespoleni, w Boga zapatrzeni — ku szczęściu zdążamy; wędrując ścieżką życia, wieczności wyglądamy”. Pobraliśmy się 26 czerwca 1958 roku w klasztorze Fahr niedaleko Zurychu.

Życie Marii przypominało moje. Była najstarsza z siedmiorga dzieci i pochodziła z bardzo religijnej rodziny. Wraz z rodzeństwem miała czas wypełniony pracą w gospodarstwie, nauką i uczęszczaniem do kościoła, więc na zabawę pozostawało go niewiele. Pierwsze lata naszego małżeństwa nie były najłatwiejsze. Ze względu na moje liczne wątpliwości natury religijnej Maria zaczęła się zastanawiać, czy poślubiła właściwego człowieka. Nie dawała się wciągnąć w dyskusje na temat stanowiska Kościoła — wyrażonego słowem lub czynem — wobec wojen, krucjat czy inkwizycji. Niemniej obydwoje ufaliśmy Bogu i byliśmy przekonani, że nigdy nas nie opuści, jeśli tylko będziemy dokładać starań, by spełniać Jego wolę najlepiej, jak potrafimy.

W roku 1959 wydzierżawiliśmy gospodarstwo w pobliżu Homburga we wschodniej Szwajcarii. Mieszkaliśmy tam przez 31 lat. W następnym roku, 6 marca, urodził się nasz pierworodny — Josef. Później przyszło na świat jego sześciu braci, a na końcu siostra — Rachel. Maria była sprawiedliwą i bezstronną matką, wierną głęboko zakorzenionym zasadom. Okazała się dla rodziny prawdziwym błogosławieństwem.

Szukanie prawdy biblijnej

Nasza niewiedza religijna niepokoiła nas coraz bardziej. Pod koniec lat sześćdziesiątych zaczęliśmy uczęszczać na wykłady Katolickiej Akademii Ludowej, ale wracaliśmy z nich z jeszcze większym zamętem w głowach. Wykładowcy przedstawiali swoje osobiste poglądy, nie poparte dowodami z Pisma Świętego. Na początku lat siedemdziesiątych zastanawiałem się nad słowami Jezusa: „Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam. (...) proście, a otrzymacie” (Jana 16:23, 24, Wujek).

Powyższe zapewnienie ze Słowa Bożego sprawiło, że często się modliłem: „Ojcze, jeśli religia katolicka jest prawdziwa, proszę, abym mógł się o tym niezbicie przekonać. Ale jeśli jest fałszywa, pokaż mi to tak samo wyraźnie, a ja będę o tym głosić wszem wobec”. Błagałem o to wielokrotnie — zgodnie z zachętą Jezusa, żeby prosić wytrwale (Mateusza 7:7, 8).

Moje rozmowy z Marią — zwłaszcza dotyczące zmian w doktrynie katolickiej co do czczenia „świętych”, jedzenia mięsa w piątek i tym podobnych spraw — w końcu zasiały w jej umyśle wątpliwości. Kiedy pewnego razu na wiosnę 1970 roku uczestniczyła we mszy, pomodliła się: „Boże, wskaż nam drogę do życia wiecznego. Już nie wiemy, która jest prawdziwa. Zgodzę się na wszystko, tylko wskaż prawdziwą drogę naszej rodzinie”. Nic nie wiedziałem o tej modlitwie Marii, podobnie ona nic nie wiedziała o mojej — aż do chwili, gdy zrozumieliśmy, że oboje zostaliśmy wysłuchani.

Odnalezienie prawdy biblijnej

Kiedy pewnego niedzielnego przedpołudnia wiosną 1970 roku wróciliśmy z kościoła, ktoś zapukał do naszych drzwi. Był to ojciec z dziesięcioletnim synem; przedstawił się jako Świadek Jehowy. Zgodziłem się na dyskusję biblijną. Na podstawie tego, co mi powiedziano o wyznawcach tej religii, myślałem, że niewiele wie i bez trudu mu wykażę, iż jest w błędzie.

Rozmawialiśmy dwie godziny, ale nie doszliśmy do porozumienia; powtórzyło się to w następną niedzielę. Wyczekiwałem trzeciej wizyty, lecz tym razem Świadek nie przyszedł. Maria była zdania, że uznał dyskusje ze mną za bezcelowe. Ucieszyłem się więc, gdy za dwa tygodnie znów się pojawił. Od razu przystąpiłem do rzeczy: „Od 35 lat zastanawiam się nad piekłem. Po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że Bóg będący miłością zadaje swym stworzeniom tak okrutne katusze”.

„Ma pan rację” — odpowiedział Świadek. „Pismo Święte wcale nie naucza, iż piekło jest miejscem męki”. Wykazał mi, że hebrajskie słowo „Szeol” oraz greckie „Hades”, w katolickich przekładach Biblii często oddawane przez „piekło”, odnoszą się po prostu do wspólnego grobu ludzkości (Rodzaju 37:35; Hioba 14:13; Dzieje 2:31). Przytoczył również wersety biblijne, z których wynika, że dusza ludzka jest śmiertelna i że karą za grzech jest śmierć, a nie męczarnie (Ezechiela 18:4; Rzymian 6:23). Wówczas jasno zdałem sobie sprawę, iż przez całe życie zwodzono mnie kłamstwami religijnymi. Teraz zacząłem się zastanawiać, czy i inne dogmaty kościelne nie są fałszywe.

Nie mogłem pozwolić, by dalej mnie oszukiwano, więc kupiłem sobie katolicki słownik biblijny i pięciotomową historię papieży. Dzieła te były zaopatrzone w imprimatur, czyli zezwolenie władzy kościelnej na druk. Czytając dzieje papieży, pojąłem, że niektórych z nich można zaliczyć do największych zbrodniarzy w historii. A słownik biblijny pomógł mi zrozumieć, że uznawane przez Kościół nauki, o Trójcy, ognistym piekle, czyśćcu i wiele innych, wcale nie są oparte na Piśmie Świętym.

Teraz byłem już gotów studiować Biblię ze Świadkami Jehowy. Z początku Maria przysiadała się do nas tylko z grzeczności, ale wkrótce nabywana wiedza odmieniła jej światopogląd. Po czterech miesiącach wystąpiłem z Kościoła katolickiego i powiadomiłem księdza, że nasze dzieci nie będą już uczęszczać na lekcje religii. W najbliższą niedzielę ksiądz ostrzegł parafian przed Świadkami Jehowy. Zaproponowałem, że przedstawię biblijne uzasadnienie mych wierzeń, ale nie zgodził się na taką dyskusję.

Odtąd robiliśmy szybkie postępy. Dnia 13 grudnia 1970 roku razem z żoną usymbolizowaliśmy oddanie się Jehowie przez chrzest w wodzie. Rok później za zachowywanie chrześcijańskiej neutralności trafiłem nawet na dwa miesiące do więzienia (Izajasza 2:4). Co prawda nie był to długi okres, ale z ciężkim sercem pozostawiałem żonę z ośmiorgiem dzieci w wieku od 4 miesięcy do 12 lat. Poza tym trzeba było doglądać gospodarstwa i zwierząt. Z pomocą Jehowy rodzina jakoś sobie jednak beze mnie poradziła.

Stawianie spraw Królestwa na pierwszym miejscu

Żaden członek naszej rodziny nie opuszczał zebrań, chyba że się rozchorował. Ponadto tak organizowaliśmy swe zajęcia, że uczestniczyliśmy we wszystkich większych zgromadzeniach. Wkrótce zabawy dzieci na poddaszu polegały głównie na odgrywaniu scenek podpatrzonych na chrześcijańskich spotkaniach. Na przykład przydzielały sobie nawzajem i wygłaszały przemówienia ćwiczebne. Bardzo się cieszę, że wszystkie przyswoiły sobie pouczenia religijne, których im udzielaliśmy. Ze wzruszeniem wspominam wywiad przeprowadzony z nami na pewnym zgromadzeniu obwodowym: dzieci siedziały przy nas rządkiem — od najstarszego do najmłodszego — i uważnie słuchały.

Skupiliśmy się przede wszystkim na tym, by wychować naszych synów i córki, „karcąc je i ukierunkowując ich umysły zgodnie z myślami Jehowy” (Efezjan 6:4). Pozbyliśmy się telewizora, za to często zapraszaliśmy gorliwych chrześcijan, żeby swym doświadczeniem i zapałem korzystnie oddziaływali na dzieci. Zważaliśmy na to, by nie odnosić się do siebie nieuprzejmie i nie krytykować drugich. Jeżeli ktoś popełnił błąd, omawialiśmy tę sprawę i braliśmy pod uwagę okoliczności łagodzące. Staraliśmy się pomóc dzieciom ocenić sytuację obiektywnie i sprawiedliwie. Wystrzegaliśmy się porównywania ich z rówieśnikami. Pamiętaliśmy też o tym, że rodzice nie powinni rozpieszczać dzieci ani osłaniać ich przed konsekwencjami popełnianych czynów (Przysłów 29:21).

Ale rola rodziców nie zawsze była łatwa. Pewnego razu nasze dzieci, namówione przez kolegów szkolnych, wzięły ze sklepu cukierki i nie zapłaciły za nie. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, kazaliśmy im iść do sklepu, uregulować należność i przeprosić. Najadły się wstydu, ale otrzymały lekcję uczciwości.

Nie zmuszaliśmy dzieci do towarzyszenia nam w głoszeniu dobrej nowiny, raczej zachęcaliśmy je własnym przykładem, przyznając tej służbie pierwszeństwo. Widziały, że dzielenie się z ludźmi dobrą nowiną i zebrania są dla nas ważniejsze niż praca w gospodarstwie. Nasze starania, by nauczyć ośmioro dzieci kroczenia drogą Jehowy, naprawdę zostały pobłogosławione.

Najstarszy syn, Josef, usługuje dziś jako chrześcijański starszy, a przez kilka lat pracował z żoną w szwajcarskim Biurze Oddziału Towarzystwa Strażnica. Thomas też jest starszym, a ponadto on i jego żona są pionierami, czyli pełnoczasowymi głosicielami dobrej nowiny. Daniel zrezygnował z dobrze zapowiadającej się kariery kolarza, jest teraz starszym i razem z żoną pełni służbę pionierską w innym zborze. Benno i jego żona gorliwie głoszą dobrą nowinę w środkowej Szwajcarii. Piąty syn, Christian, usługuje jako starszy w zborze, do którego i my należymy. Ma żonę i dwoje dzieci. Franz jest pionierem i starszym zboru w Bernie, a Urs, który pewien czas pracował w szwajcarskim Biurze Oddziału, ożenił się i też jest pionierem. Nasza jedyna córka, Rachel, również wraz z mężem przez szereg lat pełniła służbę pionierską.

Kiedy w czerwcu 1990 roku przeszedłem na emeryturę, za przykładem dzieci też zostałem pionierem. Rozmyślając teraz nad życiem moim i moich najbliższych, wyraźnie dostrzegam, jak Jehowa wygładzał nasze ścieżki i błogosławił nam, ‛aż nie było już braku’ (Malachiasza 3:10).

Moja kochana żona szczególnie upodobała sobie następujący werset biblijny: „Zrzuć swe brzemię na Jehowę, a on cię wesprze. Nigdy nie pozwoli, by prawy się zachwiał” (Psalm 55:22). A ja najbardziej lubię ten: „Wielce się rozkoszuj Jehową, a da ci wszystko, o co prosi twe serce” (Psalm 37:4). Oboje przekonaliśmy się o prawdziwości tych pięknych słów. Chcielibyśmy po wieki wieczne wychwalać Boga Jehowę wraz z naszymi dziećmi i ich rodzinami. (Opowiedział Josef Heggli).

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij