BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w80/1 ss. 25-28
  • Jak wychowałam synów bez pomocy męża

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Jak wychowałam synów bez pomocy męża
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1980
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • TRUDNE I BURZLIWE LATA DZIECIŃSTWA
  • ŹRÓDŁO PRAWDZIWEJ MĄDROŚCI
  • CEL ŻYCIOWY DLA MOICH SYNÓW
  • TRUDNOŚCI ZWIĄZANE ZE SZKOŁĄ
  • GŁOSZENIE SWEJ WIARY W SZKOLE
  • PRZEPROWADZENIE PRZEZ OKRES DORASTANIA
  • Dlaczego warto mówić prawdę?
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
  • Cenimy młodzież, która chodzi drogą Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1976
  • Przedstawianie dobrej nowiny — w szkole
    Nasza Służba Królestwa — 1990
  • Przedstawianie dobrej nowiny — przez młodzież szkolną
    Nasza Służba Królestwa — 1983
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1980
w80/1 ss. 25-28

Jak wychowałam synów bez pomocy męża

CZY należysz do matek, które się borykają z problemem wychowywania dzieci bez pomocy ojca? Czy obawiasz się, że nie podołasz tak odpowiedzialnemu zadaniu? W takiej właśnie sytuacji i ja się znalazłam.

Wiedziałam z osobistych doświadczeń, jakie kłopoty i rozczarowania spotykają niektóre dzieci w okresie dorastania; dlatego byłam zdecydowana przygotować je do nich.

TRUDNE I BURZLIWE LATA DZIECIŃSTWA

Urodziłam się w Austrii kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Mam jeszcze żywo w pamięci wydarzenia z roku 1945, gdy dobiegał końca bezsensowny przelew krwi, jaki miał miejsce w naszym kraju.

Zmęczeni wojną, niemal umierający z głodu i pragnienia żołnierze niemieccy szli nie kończącymi się kolumnami do niewoli. Drogi usłane były rannymi i trupami.

Na moich oczach rozpadał się świat, który do ostatniego momentu sławili rodzice. Podobnie w rozmaitych narodowosocjalistycznych organizacjach młodzieżowych, w których się wychowywałam, wychwalano ten świat jako jedyny, dla którego warto żyć i za który warto walczyć. Teraz jednak świat ten leżał w gruzach. Zdezorientowana pytałam siebie i innych: Jaki jest rzeczywisty sens życia?

W tamtych burzliwych dniach nikt nie miał czasu interesować się moimi pytaniami. Wobec tego zaczęłam szukać odpowiedzi w swojej religii, w Kościele rzymskokatolickim, który dotąd nie odgrywał zbyt wielkiej roli w moim życiu. Umiano tutaj zręcznie poruszyć niezrównoważone jeszcze uczucia dorastającej dziewczyny. Umożliwiono mi obecność na koncertach muzyki religijnej i udział w szumnych nabożeństwach odprawianych w starych, słynnych katedrach; otrzymywałam też literaturę propagującą ascetyczne życie samotnika. Pod takim wpływem postanowiłam wstąpić do klasztoru.

Zaplanowano wycieczkę do Rzymu. Mnie niestety ogarnęła rozpacz, gdyż wiedziałam, że moja sytuacja finansowa nie pozwoli mi wziąć w niej udziału. Jakże się więc ucieszyłam, kiedy pewien starszy już ksiądz zaofiarował się pokryć za mnie koszta podróży! Dalsze szczegóły mieliśmy omówić w jego kancelarii. Pospieszyłam tam rozradowana, przepełniona wdzięcznością i wiarą w istnienie dobra. Jakiegoż jednak doznałam wstrząsu, gdy wystąpił wobec mnie z niemoralnymi żądaniami! Z trudem udało mi się wydostać z tego pokoju, aby się uwolnić od napastowania! Poruszona do głębi i rozczarowana zaczęłam teraz krytyczniej patrzeć na swoją religię.

Nadal wierzyłam, że miłość do Boga i służba dla Niego to najsensowniejszy cel w życiu. Jak go jednak zrealizować? Jakiś czas później, gdy pracowałam w sądzie na posadzie protokolantki, wydarzyło się coś, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że w łonie Kościoła katolickiego nigdy nie urzeczywistnię swego celu. Dla pewnego księdza, który uwiódł kilka nieletnich dziewcząt, Kościół postarał się o jednego z najlepszych adwokatów w kraju, mimo że przesłuchania w śledztwie potwierdzały jego winę.

ŹRÓDŁO PRAWDZIWEJ MĄDROŚCI

Czas płynął, aż w początkach lat pięćdziesiątych wyszłam za mąż i doczekałam się dwóch synów. Wtedy to znowu zaczęły mi się nasuwać pytania dotyczące celu i sensu życia, które w mniejszym lub większym stopniu były przez pewien czas zepchnięte na dalszy plan. Zastanawiałam się poważnie nad przyszłością moich chłopców. Postanowiłam zadbać o to, żeby nigdy nie czuli się bezradni wobec problemów życiowych, nie mogąc znaleźć zadowalającej odpowiedzi, jak to za młodu było u mnie.

Lepiej niż dotychczas uświadomiłam sobie niedoskonałość ludzkiej mądrości. Zwracałam się z modlitwą do Boga. Nie potrwało długo, a wstąpił do mnie Świadek Jehowy i opowiedział mi o wspaniałym zamierzeniu dotyczącym Jego Królestwa, realnego rządu, który zapewni ludzkości trwały pokój (Mat. 6:9, 10; Apok. 21:3, 4). Z czasem utwierdziłam się w przeświadczeniu, że to, czego się dowiaduję w trakcie owych dyskusji na tematy biblijne, jest prawdą, której tak długo szukałam.

Mąż z początku pochwalał moje zainteresowania, a nawet brał udział w studium biblijnym. Sytuacja raptownie się zmieniła, gdy się dowiedział o obowiązku ścisłego przestrzegania mierników moralnych wyłuszczonych w Słowie Bożym. Skłonność do rozwiązłego trybu życia spowodowała, że w końcu zrezygnował ze studiowania Biblii i zaczął mi się wręcz ostro sprzeciwiać. Odeszłam więc od tego cudzołożnika. Straciłam wprawdzie piękny dom oraz zabezpieczenie finansowe, ale za to mogłam bez przeszkód nauczać dzieci ze Słowa Bożego.

CEL ŻYCIOWY DLA MOICH SYNÓW

Z modlitwą rozważyłam biblijną radę udzieloną rodzicom: „Wdrażaj chłopca w prawidła jego drogi, nie zejdzie z niej i w starości” (Prz. 22:6). W myśl jej wskazań postanowiłam uczynić wszystko, co w mojej mocy, by ukształtować swych synów na naczynia użyteczne w służbie dla Jehowy.

Oznaczało to przede wszystkim postawienie chłopcom za cel pełnoczasowy udział w głoszeniu, który mieli podjąć po osiągnięciu odpowiedniego wieku. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że będzie to zależeć głównie od tego, czy oni sami zapragną służyć Jehowie. Toteż w trosce o podsycanie tego pragnienia prowadziłam z nimi systematyczne studium biblijne dostosowane do ich potrzeb.

Nie mieliśmy jeszcze wtedy dwóch wspaniałych książek „Przysłuchiwanie się wielkiemu Nauczycielowi” i „Twoja młodość — korzystaj z niej jak najlepiej”. Chcąc znaleźć odpowiednią radę na wyłaniające się trudności, trzeba było przewertować niemałe ilości literatury biblijnej. Ponieważ wiedziałam, jak silnie działają na wyobraźnię autentyczne przeżycia ludzi, więc często czytaliśmy o nich i omawialiśmy je wspólnie, zwłaszcza przykłady opisane w Biblii.

Z czasem chłopcy dobrze się zapoznali z takimi postaciami, jak: Akan, Gechazi, Ananiasz i Safira. Dlaczego właśnie z nimi? Otóż ich koleje losu ujawniają, jak Jehowa zapatruje się na chciwców, kłamców i złodziei (Joz. 7:1-26; 2 Król. 5:1-27; Dzieje 5:1-11). A gdy na przykład zarysował się problem nieposłuszeństwa, dyskutowaliśmy o Adamie i Ewie albo o ludziach, którzy zginęli w powszechnym potopie bądź w Sodomie i Gomorze. Kiedy zaś ujawniała się zazdrość, dużą pomocą było odwołanie się do przeżyć braci Józefa. Czytaliśmy również o mężczyznach, niewiastach i dzieciach będących lojalnymi sługami Boga, którzy starali się odzwierciedlać Jego wspaniałe zalety.

Przy wychowywaniu chłopców nigdy nie zaniedbałam zabierania ich na chrześcijańskie zebrania. Wspólnie przygotowywaliśmy komentarze i zachęcałam ich, by w trakcie studium zgłaszali się do dawania odpowiedzi. Dotrzymywaliśmy też kroku programowi czytania Biblii, przewidzianemu w Szkole Teokratycznej, i regularnie modliliśmy się wspólnie. Szkoliłam ich osobiście w prowadzeniu z kimś rozmów biblijnych. Pokazywałam, jak wręczyć domownikowi ulotkę, jak wygłosić krótkie przemówienie biblijne, jak dokonać odwiedzin ponownych i przeprowadzać domowe studium biblijne.

Chwile wolne od zajęć spędzaliśmy w towarzystwie pełnoczasowych głosicieli lub innych dojrzałych chrześcijan i ich rodzin. Mimo naszych skromnych środków finansowych zawsze dbałam o to, byśmy jechali na zgromadzenia obwodowe i okręgowe, a także na kongresy międzynarodowe. Siedzieliśmy tam obok siebie i razem przysłuchiwaliśmy się programowi.

TRUDNOŚCI ZWIĄZANE ZE SZKOŁĄ

Na początku każdego roku szkolnego przeglądałam podręczniki moich synów. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nader często propagują one niebiblijne poglądy, na przykład pochodzenie człowieka od niższych form życia. Jeden z tematów naszych rozmów stanowiły też święta religijne oraz ceremonie patriotyczne. Omawialiśmy, jak należy się zachować zgodnie ze Słowem Bożym w rozmaitych sytuacjach, które mogłyby zaistnieć. Poruszaliśmy między innymi temat narkotyków, homoseksualizmu, umawiania się na randki i udziału w szkolnych zawodach sportowych.

Któż by się nie zaniepokoił i zmartwił, gdyby jego dziecko pewnego dnia powiedziało: „W naszej klasie jest narkoman”, albo: „Mojego kolegę, tego Ottona, często zaczepia homoseksualista”? Nigdy się nie łudziłam, że do moich dzieci takie wpływy nie sięgną. Wprost przeciwnie, zawsze traktowałam te sprawy poważnie. Przerabialiśmy wspólnie artykuły poruszające takie tematy, zamieszczone na łamach „Strażnicy” i „Przebudźcie się!” Zachęcałam chłopców do obserwowania skutków tego rodzaju praktyk.

Mam jeszcze żywo w pamięci zdarzenie z czasu, kiedy młodszy syn Gerfried chodził do szkoły podstawowej. W okresie „Bożego Narodzenia” nauczyciel zadał dzieciom w klasie wypracowanie na temat tych świąt. Ponieważ Gerfried był dobrze zapoznany z ich pogańskim pochodzeniem, więc ukończył zadanie dużo szybciej od innych. Nauczyciel zaraz je przeczytał i zamyślił się nad nim. Potem prędko pozbierał kartki od reszty uczniów i kazał im pisać na inny temat, mianowicie: „Dzień zimowy”. Później w rozmowie ze mną wyraził się z uznaniem o rzeczowej argumentacji mojego syna, ukazującej pochodzenie zwyczajów związanych z „Bożym Narodzeniem”.

Innym razem każdy uczeń z klasy Gerfrieda miał na lekcji odśpiewać hymn narodowy. Gerfried jednak odmówił, kierując się sumieniem, które nie zezwalało mu na śpiewanie pieśni sławiących nacjonalizm i ubóstwiających państwo. W rezultacie otrzymał niską ocenę. Zadzwoniłam do dyrektora szkoły i poprosiłam o wyjaśnienie. Odpowiedziano mi: „Kazano mu odśpiewać hymn państwowy, ponieważ ta melodia zawiera sporo półtonów, które pozwalają dokładnie sprawdzić słuch”. Czyżby nie było innych pieśni z licznymi półtonami?

Moja chęć utwierdzania synów w słusznych przekonaniach dała im pewność, że nigdy nie są zdani tylko na siebie, i to pomogło im stać się odważnymi obrońcami swojej wiary. Starałam się też być w stałym kontakcie z nauczycielami. Pomogło to dzieciom uniknąć wielu kłopotów.

GŁOSZENIE SWEJ WIARY W SZKOLE

Zachęcałam chłopców, żeby rozmawiali ze swoimi kolegami szkolnymi na temat wiary. Dobra okazja po temu nadarzała się, gdy dzieci katolickie miały lekcję religii. Uczniowie nie biorący w niej udziału spędzali wolny czas w osobnym pomieszczeniu. Mój starszy syn Manfred przeprowadził tam kilka razy udane dyskusje z uczniami, którzy okazali szczere zainteresowanie prawdą biblijną. Zapraszał ich do naszego domu na dodatkowe rozmowy. Dzięki temu już w bardzo młodym wieku prowadził dwa studia biblijne. Obaj ci młodzieńcy, pomimo ostrego sprzeciwu ze strony rodziców, oddali się potem Jehowie i służą Mu wiernie do dnia dzisiejszego.

Wielką radość sprawiło nam wydanie w języku niemieckim książki: „Czy człowiek powstał w wyniku ewolucji, czy został stworzony?” Jeden z nauczycieli, któremu Manfred wręczył tę książkę, starannie sprawdził przedstawione w niej dowody. W wyniku tego przestał wykładać teorię ewolucji i zachęcił całą klasę do nabycia i dokładnego przeczytania wymienionej książki. Manfred rozpowszechnił wtedy wśród kolegów szkolnych przeszło 25 takich książek.

W następnym roku ukazała się książka: „Prawda, która prowadzi do życia wiecznego”, i znowu prawie każdy uczeń z klasy Manfreda wziął po jednym egzemplarzu.

Prace pisemne i referaty moi synowie często opracowywali na podstawie artykułów z czasopisma „Przebudźcie się!” Niejednokrotnie rozpowszechniali dzięki temu wiele egzemplarzy tego czasopisma. Nawet inni uczniowie zaczęli korzystać z „Przebudźcie się!” przy odrabianiu lekcji. Wpływ Manfreda na niektórych kolegów z klasy był tak silny, że nauczycielka religii, zakonnica katolicka, wręcz ostrzegła przed zadawaniem się z nim. Inny nauczyciel doniósł o tym dyrektorowi szkoły.

Po pewnym czasie zakonnica powiedziała do Manfreda: „Obserwuję cię już dość długo i muszę przyznać, że jesteś najgrzeczniejszym uczniem tej szkoły. Chociaż kiedyś wyraziłam się o tobie niepochlebnie, to jednak zawsze mi się uprzejmie kłaniałeś. Przykro mi z tego powodu; widzę, że byłam wobec ciebie niesprawiedliwa”.

Wszystkim nauczycielom, którzy się zetknęli z moimi synami w latach szkolnych, zostało dane dokładne świadectwo, bądź to ustnie, bądź też za pośrednictwem naszej wspaniałej literatury biblijnej.

PRZEPROWADZENIE PRZEZ OKRES DORASTANIA

Kiedy chłopcy mieli po kilkanaście lat, do naszego domu zaczęły napływać „listy miłosne”. Nie traktowałam tego jako dziecinady, lecz wchodziłam w kontakt z rodzicami pełnych nadziei autorek listów i rozmawiałam z nimi, a jeśli zachodziła konieczność, także ze starszymi danego zboru. W ten sposób tłumiłam w zarodku skłonność do przedwczesnych randek. Synowie nie zawsze zgadzali się z moim podejściem do tej sprawy i niekiedy dochodziło do gorączkowych dyskusji na ten temat. Oczywiście zawsze starałam się też zająć ich czymś innym.

W każdą niemal niedzielę zapraszaliśmy do domu chrześcijańską młodzież na pogawędki, słuchanie muzyki lub gry sportowe. Jakże się cieszyłam, gdy dojrzali bracia podejmowali z chłopcami rozmowy o sprawach, które zazwyczaj ojciec porusza ze swoimi synami. Nauczyłam się szukać pomocy w zborze chrześcijańskim i z docenianiem przyjmować rady. O jednym także nigdy nie zapomniałam, mianowicie, że najlepszą metodą wychowania jest dobry przykład.

Minęło już ponad siedem lat od chwili, gdy Manfred ukończył szkołę. Zaraz potem wstąpiliśmy oboje do służby pełnoczasowej. Gerfried przeżywał wtedy krytyczny okres dojrzewania. Jaką decyzję podejmie? Dziś z radością mogę powiedzieć, że i on od przeszło czterech lat pracuje w charakterze pioniera.

Jestem bardzo szczęśliwa, że teraz służymy Jehowie jako zjednoczona rodzina! Jedynie dzięki sile i wskazówkom, jakie zapewnia Jehowa przez swoje Słowo i swą organizację, udało mi się dobrze wychować synów bez pomocy męża. Dlatego powtarzam za psalmistą: „Przystąpmy z dziękczynieniem przed Jego oblicze, radośnie śpiewajmy Mu pieśni. Albowiem Jahwe jest wielkim Bogiem i wielkim Królem ponad wszystkich bogów” (Ps. 95:2, 3).

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij